,,Miłość jest wtedy gdy jesteś przy kimś i on sprawia że jesteś szczęśliwy''

wtorek, 31 lipca 2012

Louis...♥


Wyjechałam, ale jestem z Tobą duchem i internetem kochana Harriet.
A ten imagin jest o Lou i Barcelonie, jak kiedyś obiecałam.
Jest w nim trochę realizmu, ale większość to fikcja.
Prawdziwy jest opis miasta.
Pozdrawiam Directionerki.
Całusy -->Miłego czytania

W tym roku stuknęła si osiemnastka. Rodzice zafundowali ci wyjazd, do kraju który od zawsze kochałaś i kilka razy już w nim byłaś - Hiszpanii. No oczywiście do Barcelony. Strasznie się ucieszyłaś, no bo wreszcie trochę swobody i wolności wpadnie do Twojego życia. Pierwszego lipca tata odwiózł Cię na lotnisko. Mega podekscytowana, że nareszcie lecisz sama odprawiłaś bagaż i pożegnałaś się z tatą. Czekając na samolot i nudząc się niemiłosiernie zauważyłaś, że w jednym z butików jest masa ludzi, którzy chcą się wepchnąć w głąb. Pomyślałaś, że może wyprzedaż czegoś, może jakichś koszulek z podpisami piłkarzy więc siedziałaś i dalej czekałaś na samolot. Czas umilała ci piosenka wydobywająca się z twojego telefonu, a mianowicie ,,Look After You'' Widziałaś przez szyby, że właśnie wylądował twój samolot, znaczy nie wiedziałaś do końca czy to twój, ale do odlotu było 15 min, a innych samolotów z tej linii nie było na lotnisku. W przekonaniu utwierdziłaś się gdy cienki damski głos objaśnił, iż ,,Ostatnich pasażerów podróżujących linią (nie wiem, wybierz sobie jaką chcesz) do Barcelony prosimy o stawienie się do odprawy biletowo-bagażowej. Ucieszyłaś się i poszłaś jako jedna z pierwszych do kolejki czekając aż, obsługa lotniska wypuści was z budynku. Niestety na pokład weszłaś ostatnia. Było mało miejsc, co było dziwne bo zwykle jak latałaś w samolocie świeciło pustkami. Zauważyłaś wolne miejsce, obok dwóch chłopaków w okularach przeciwsłonecznych, co wydało ci się lekko idiotyczne, bo w samolocie raczej słońce nie razi.
T- Mogę się dosiąść?
Oni tylko pokiwali głowami i wrócili do swoich zajęć, czyi do bawienia się wysuwanym stolikiem. Po kilku minutach niezręcznej ciszy odezwał się głos stewardessy. Najpierw przedstawiła załogę airbusa B320, potem mówiła o bezpieczeństwie podczas lotu, i na końcu dziękowała za wybranie ich linii lotniczych. No wreszcie wystartowaliście. Od paru minut chłopak siedzący bliżej ciebie, przypatrywał się tobie, aż w końcu nie wytrzymałaś, bo to było irytujące.
T- Co ty robisz?! - zapytałaś z wyrzutem
L-Ja,  no wiesz... patrzę na ciebie.
T- A w jakimś konkretnym celu czy po prostu ci się nudzi?
L- Ładna jesteś.
T- Dzięki, ale to nie zmienia faktu ze jesteś wścibski.
L- Wścibski? Ja...?!
Nie dokończył, bo właśnie jego przyjaciel się obudził.
H- Coś przegapiłem?
L- Ona mówi że jestem wścibski. Harry weż coś zrób.
H- No i ma trochę racji, bo powiedzmy to sobie szczerze, jednak trochę jesteś.
L- Wiesz co, własny przyjaciel!
T- Dobra, jak aż tak ci na tym zależy to nie jesteś, pasuje?
L- O wiele lepiej. A jak masz na imię? No bo moje imię znasz. - popatrzył znacząco na Harry'ego
T- [T.I] Miło mi. Fajnie mieć przyjaciela co?
L- Tak, tyle że jak jest ich za dużo to masz problem.
T- Za dużo?
L- No tam z tyłu siedzi jeszcze trzech.
Odwróciłaś się. Jakieś cztery rzędy na wami siedziało trzech chłopaków i dopiero teraz zauważyłaś, że to jest One Direction najlepszy boysband na świecie.
L- Liam, Zayn i Niall. A ten jak zwykle coś je! Jak tak można?
T- No najwyrażniej można, skoro to robi. A co was sprowadza do Hiszpanii?
L- Wakacje, no i mini trasa koncertowa. A ciebie?
T- Miłość do Hiszpanii.
L- Ładna, romantyczna, zabawna...
T- Niby skąd wiesz, że zabawna.
L- No przecież wiem, że z tym ,,wścibskim'' żartowałaś.
Nic nie odpowiedziałaś, tylko popatrzyłaś nieco zdziwiona na Louisa, który chyba nie wiedział o co ci chodzi. Ponieważ nikt się nie odzywał, to ty też nie zamierzałaś rozpoczynać rozmowy, więc włożyłaś słuchawki do uszu i zamknęłaś oczy. Chłopcy chyba myśleli, że śpisz, bo rozmawiali najwyrażniej o tobie.
H- Lou, jesteś gwiazdą, większość lasek na ciebie leci a ta jest niczego sobie.
L- Zrozum, nie jestem jeszcze gotowy na nowy związek.
H- Pleciesz bzdury i sam nie wiesz czego chcesz. Mówię ci zaproś ją gdzieś..
L- No i co? Będziemy jeżdzić po całej Barcelonie szukając siebie?
H- A czemu by nie? Obudż się człowieku!!!
L- Jak tak bardzo chcesz to sam ją zaproś.
H- Nie zamierzam ci kraść dziewczyny.
Umilkli. Przez chwilę myślałaś, że Lou zaraz cię ,,obudzi'' czy coś, ale niestety nie był do tego skory. Postanowiłaś, że skoro Harry mu tak radzi, a ty go lubisz to sama zaproponujesz spotkanie. No bo czemu by mu tego nie ułatwić?
T- Lou, może spotkamy się gdy będziemy już na miejscu?
Lou odwrócił głowę w stronę Hazzy, który tylko znacząco poruszył brwiami.
L- Możemy się spotkać. Gdzie i kiedy?
T- A byłeś już kiedyś w Barcelonie?
L- Nie.
T- No to ja proponuję ci Fontanę (proszę się nie czepiać, że napisałam z dużej  i przez jedno ''n'', ale tak wygląda oryginalna nazwa) Magica w Catalunii. Jest piękna.
L- Słyszałem o niej. To może jutro o 17.00?
T- Jak chcesz, ale ona jest piękna dopiero po zmierzchu.
L- To może o 20.00?
T- Już lepiej, spotkamy się na miejscu czy...?
L- Pojadę po ciebie. Wyślesz mi najwyżej sms-em adres Twojego hotelu.
T- Ok.
Miałaś coś jeszcze powiedzieć, ale obsługa samolotu ci przerwała. ,,Lądujemy, proszę zapiąć pasy. Jest godzina 14.46 czasu lokalnego. Na zewnątrz jest 36 stopni w skali Celsjusza. Dziękujemy za wybranie naszych  linii i mamy nadzieję, że jeszcze się spotkamy.'' Dałaś Lou swój numer telefonu, w samolocie zrobił się szum. Nienawidziłaś lądowania, zawsze świst, zatkane uszy, boląca głowa. Nareszcie ziemia. Pożegnałaś się z Lou i Harrym i rozeszliście się w swoje strony. Przy wyładowaniu bagaży trudno było się nie spotkać, więc znów zaczęliście rozmawiać. Twój bagaż wyszedł jako czwarty, więc po raz kolejny pożegnałaś się z chłopakami i poszłaś zamówić taksówkę. Podałaś kierowcy adres hotelu, ponieważ biegle umiałaś mówić po hiszpańsku, a ten bezpiecznie zawiózł cię na miejsce. Wysiadłaś i ktoś z obsługi zaprowadził cię do twojego apartamentu. Personel dobrze cię znał, bo byłaś tu już siedem razy. Zawsze ten sam apartament, ten sam pokój, to samo łóżko, ta sama poduszka, ten samo powietrze. Choć była dopiero szesnasta, byłaś tak zmęczona, że padłaś ze zmęczenia tak jak stałaś. Pare godzin po tym, ktoś obudził cię swoim donośnym pukaniem do drzwi. Zaspana zwlokłaś się z miękkiego, puszystego łoża i powędrowałaś to znienawidzonych w tym momencie drzwi. Otworzyłaś je i nie spojrzałaś na nią, bo nie interesowało cię to, kto się do ciebie dobija, lecz to że cię obudził.
T- Czego?!
Li- Więc to ten pokój, mówiłem ci!
L- Tak, tak. Ale to nie ważne. Hej,to ja Lou.
Za bardzo nie kontaktowałaś, bo jedną nogą ciągle byłaś w krainie snu, i w ogóle co za Lou?
T- Jaki Lou?
L- Tomlinson. Poznaliśmy się dziś w samolocie.
T-Aaaaaa - chciałaś zrobić wrażenie, że sobie o nim przypomniałaś, ale twoje ,,a'' przemieniło się w ziewnięcie - ten Lou. Może wejdziesz?
L- Chętnie, ale nie w tej chwili. Jest 19.30 więc może teraz pójdziemy.
T- Teraz? Lou teraz? Nie możemy jutro?
L- Nie,nie możemy. Chodż, idziemy.
T- Ale zobacz jak ja wyglądam!
L- Hymm, dla mnie słodko. Nie marudż i się ruszaj. A ty Liam idziesz z nami?
Li- Co? A! Ja nie, nie, zagapiłem się.
L- Okey? No moja słodyczy, chodż, to już nie daleko.
T- A gdzie ty mnie ciągniesz? I dlaczego mówisz do mnie per ,,moja słodyczy''?
L- Do mojego auta, a niby gdzie? No i tak mówię... a sama się domyśl. Wyglądasz na bystrą
Nie skomentowałaś jego wypowiedzi i w ciszy przemierzałaś kolejne metry, by wreszcie dotrzeć do pięknego błękitnego lamborghini. Nie wiedziałaś jak takie auto znalazło się tu, skoro on był tu dopiero kilka godzin, ale wolałaś nie zaczynać dyskusji, bo znów przyciąłby twoje skrzydełka czymś typu ,, mój ty różowy lizaczku''. Wsiadłaś posłusznie do auta i pojechaliście w stronę słynnej fontanny. Nie byłaś pewna czy Louis zna drogę, ale jego GPS działało bez zarzutu. Dojechaliście na miejsce. Lou na chwilę zniknął ci z pola widzenia, ale po paru minutach wrócił i poszliście długą drogą ku Fontanie. Było już ciemno, a z fontanny zaczęła wydobywać się kolorowa woda, tzn. podświetlona ale i tak piękna. Uroku dodawał stojący za nią pałacyk. No i klucz programu, klasyczna hiszpańska, donośna muzyka. Jednak nie, coś się zmieniło i usłyszałaś tak dobrze sobie znany słodki głos, który wcale nie śpiewał hiszpańskiej piosenki tylko angielską. Tak ,,Look After You''.
T- Lou nie wiesz co się dzieje? - zapytałaś z nadzieją, że ci to wytłumaczy, ale jego nie było obok ciebie.
Teraz zauważyłaś, że muzyka wcale nie wydobywa się z głośników tylko śpiewa ją właśnie Lou. Szedł w Twoją stronę z naręczem róż, a ludzie patrzyli to na niego to na ciebie rozmarzonym wzrokiem. Podszedł bliżej i wasze usta dzielił tylko jego mikrofon. Skończył piosenkę, wręczył co róże i pocałował. Nie jak przyjaciel, ale jak ktoś bliski, nawet więcej niż chłopak.
L- Zakochałem się w Tobie. Przepraszam jeśli mnie nie chcesz.
T- Jak możesz sądzić, że Cię nie chcę? Moja słodyczy.
L- Tylka ja mogę tak mówić. - uśmiechnął się zadziornie i znów namiętnie pocałował
L- Słuchaj nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
T- O nic nie pytałeś.
L- Pytałem i się ze mną nie kłóć. Będziesz moją dziewczyną?
T- No to chyba jasne, nie?
N- Taaak!
Z- Niall! Musiałeś się ujawniać?!
N- Co ci do tego? Siebie ujawniłem, ale ciebie nie, więc się nie czepiaj.
Z- Ty tępy człowieku!
L- Przepraszam cię za nich. Nie zwracajmy na nich uwagi. Chodź.
Chłopak pociągnął cię za rękę, w stronę swojego auta. Całą drogę nie odezwał się ani słowem, tylko szczerzył do ciebie swoje białe ząbki. Zawiózł Cię w bardzo dobrze znane ci miejsce, a mianowicie do portu. Kochałaś patrzeć na statki, ale bałaś się nimi pływać i bałaś się, że Lou właśnie to zaplanował. Nie myliłaś się Wynajął małą łódź.
T- Lou, ja nie, nie mogę.
L- O co chodzi?
T- Boję się.
L- Ale ze mną nic Ci nie grozi.
T- No nie wiem, nie za bardzo umiem pływać.
L- Ale co się może stać? A poza tym przecież Cię uratuję, Twoje życie jest dla mnie ważniejsze niż moje.
T- Proszę, nie zmusz...
Nie dokończyłaś, bo wziął cię na ręce i wniósł na statek. To było najgorsze, co mógł w tym momencie zrobić. Cała roztrzęsiona stanęłaś na pokładzie. Bałaś się nie tak jak przeciętny bojaźliwy człowiek, ale miałaś złe wspomnienia związane ze statkiem i morzem. Louis to zauważył i objął Cię swoim ramieniem. Poczułaś się bezpieczniej w jego ramionach,  jego ciepłym uścisku i nadzwyczaj ciepłych dłoniach. Wiedziałaś już, ze to ten jedyny i że nikogo nie pokochasz bardziej niż Louisa. Chłopak, znów się do ciebie przysunął i zastygliście w gorącym pocałunku. Twój strach już minął, bo wiedziałaś, że on zawsze cię uratuje.

BY EL
Boże Boże Boże, co się ze mną dzieje?!
Przepraszam, że każdy mój imagin kończy się pocałunkiem, ale jak inaczej może się zakończyć?
Ale za to zakończenie bardzo was przepraszam, wyszło do kitu.
Pisać kocham, ale nie umiem pisać zakończeń.
Chyba muszę zgłosić się na korepetycje do Harriet.
Mam nadzieję, że się poprawię, no i będę się starać.
PApa ;***

1 komentarz: