,,Miłość jest wtedy gdy jesteś przy kimś i on sprawia że jesteś szczęśliwy''

sobota, 13 lipca 2013

Harry...♥



 Hej kochane. 
Oto imagin dla EveyJ 
Wybacz, że tak długo ;(
Mam nadzieję, że będzie się podobał. 

- Przepraszam – wyjąkałam, kiedy niechcący kogoś potrąciłam. 
Odgarnęłam włosy opadające na moją twarz, która zapewne zrobiła się blada na ten widok. W tamtej chwili po raz pierwszy w życiu żałowałam mojego kulturalnego zachowania. Po co mi to było?
- Uważaj trochę, laluniu. – po korytarzu poniósł się ironiczny głos Harrego Stylesa
Harry Styles. Szkolna gwiazda, uwielbiana przez męska część szkoły oraz pożądana przez każdą uczennicę. Ideał w oczach każdego. Dla mnie? Dla mnie zdecydowanie NIE. Może i był ładny. Może miał boską fryzurę, zabijające, szmaragdowe tęczówki, śliczne usta w kolorze dorodnych malin i coś co kochałam od zawsze, to jest dołeczki. Dołeczki, które właśnie w tej chwili się uwydatniły, kiedy nieznośny chłopak szeroko się uśmiechnął, wywołując u mnie falę gorąca i purpurowe wypieki na policzkach.
Chciałam się odciąć za tą sarkastyczną ‘’lalunię’’, ale akurat zadzwonił dzwonek i zrezygnowana podreptałam do klasy, gdzie miały rozpocząć się zajęcia. I w tej oto chwili uświadomiłam sobie, że przecież właśnie z nim mam lekcje. Ale przecież on nigdy nie zwracał na mnie uwagi, więc suma sumarum nie miałam się czym przejmować.
Usiadłam w swojej ławce. Mojej przyjaciółki nie było, więc byłam zdana na siebie. Wypakowałam książki od geografii i zajęłam swoje miejsce. Po chwili do klasy wszedł nauczyciel, pan  Leander i wszyscy uczniowie umilkli.
- Dzień dobry. – zwrócił się do nas, na co wszyscy zgodnie odpowiedzieli ‘Dzień do bry’’
Nauczyciel, postawiwszy swoją teczkę na dębowym biurku, usadowił się wygodnie na swoim miejscu i jak co lekcja rozpoczął przemowę. Ta dzisiejsza nawet byłaby ciekawa i całkiem przyjemna, gdyby nie ten jeden szczegół. Ale do rzeczy…
- Jak zapewne wiecie, nasza szkoła co roku uwiecznia na zdjęciach przyrodę, która nas otacza, w celu późniejszego opublikowania owych fotografii we wszelkich gazetach na temat środowiska. Ja, jako wychowawca najstarszej klasy jestem zobowiązany wyznaczyć spośród Was dwie osoby, które się tym zajmą. Lecz, jeden warunek, musi to być dziewczyna i chłopiec. Są jacyś chętni?
Bez wahania uniosłam dłoń w górę. Ale okazało się, że połowa dziewczyn z mojej klasy też z chęcią zajęłaby się tym zadaniem.
- Więc może Ty – wskazał dłonią na mnie, obdarzając mnie swoim starczym, ale bardzo miłym uśmiechem – [T.I], A teraz wybierzemy Ci partnera.
Rozpromieniona od ucha do ucha wyczekiwałam na wiadomość z kim będę pracować.
I wtedy oto uśmiech spełzł z moich ust, a ja zrobiłam się blada jak ściana. 
- HARRY… - to imię obijało się w mojej głowie, która teraz była pusta
- Ekhm. – cicho kaszlnęłam
- Coś się dzieje, panno [T.I]? – zapytał pan Leander
- Nie, nic, nic. To tylko lekki kaszel. – odpowiedziałam nieco speszona
- Dobrze, więc przejdźmy do lekcji. 

~~~~

- Harry! Harry, zaczekaj. – krzyknęłam za chłopakiem, kiedy po skończonej lekcji opuszczaliśmy klasę.
Styles odwrócił się w tłumie i zdziwiony spojrzał na mnie, jakbym to przeszkodziła mu w jakiejś bardzo ważnej czynności. Przewrócił oczami i wielką łaskę robiąc podszedł do mnie.
- Hym, laluniu?
- Nie laluniaj mi tutaj, jasne?
- Zadziorna? Yyym, nie znałem Cię takiej. – delikatnie pogładził dłonią mój policzek
- Łapy precz! – krzyknęłam, zamaszyście odpychając dłoń chłopaka
- Coś Ty taka przewrażliwiona?!
- Uspokój się [T.I] – mówiąc to zamknęłam oczy – A więc Harry, chciałam zapytać kiedy spotkamy się…
- Naskakujesz na mnie, a teraz chcesz się umówić? – zapytał zdziwiony, ale cała jego twarz była stuprocentowo rozbawiona. Ignorując jego denne zaczepki, kontynuowałam swoją myśl.
- … Spotkamy się, aby zrobić te zdjęcia?
- Może dziś po szkole? – zapytał, jakby od niechcenia
- Dziś nie mogę. Jakbyś zapomniał, jutro mamy dwadzieścia razy przypominany sprawdzian z geografii, więc chcę się pouczyć.
- Ach tak! – wykrzyknął, tak jakby to sobie teraz uświadomił, a przecież na lekcji pan Leander powtarzał to co pięć minut – Teeeż będę się uczył – powiedział z sarkazmem
- Weekend może być? Sobota po południu?
- Taaa.
- Przyjdę do Ciebie. Pa
  Odeszłam, zanim chłopak zdążył złożyć jakikolwiek sprzeciw.

`````SOBOTA’’’’’

Od środy nie dawała mi spokoju myśl, że będę musiała spędzić całe sobotnie popołudnie w jego towarzystwie. Ale przecież każdy ma dwa oblicza, tak? Więc jeśli patrzeć złą połową mnie, to najchętniej zabiłabym go i sama zrobiła te wszystkie zdjęcia, bo wole pracować indywidualnie niż z takim zapatrzonym w siebie gburem, ale druga strona medalu jest taka, że ja po prostu przez całe życie nie mogłabym napatrzeć się w jego oczy. Co?! Co ja do cholery mówię?! Ogar [T.I], przecież go nie lubisz.
Skarciłam się w myślach za te piekielne wyobrażenia. Ale za chwilę przyszły kolejne, niekontrolowane, których za żadne skarby świata nie chciałam kończyć.
Przecież skoro ja mam dwie tożsamości to on także. Może ta druga jest lepsza. Tożsamość warta poznania.
Biłam się z myślami. Nic, kompletnie nic nie układało się w logiczną całość.
Stanęłam przed lustrem i przeczesałam swoje, koszmarne tego dnia włosy. Pora by coś sobie uświadomić. Spojrzałam w szklaną taflę lustra i przemyślalam wszystko, wszystko w ułamek sekundy.
Wzięłam kartkę leżącą obok i pierwszy lepszy długopis jaki wpadł mi w ręce i nabazgrałam na niej kilka słów.

‘’ Ja, [T.I] [T.N], oświadczam uroczyście, że przenigdy w życiu nie zakocham się w Harrym Stylesie, zbyt pewnym siebie, gburowatym lalusiu, który myśli że może mieć każdą dziewczynę, co prawda o nieskazitelnej urodzie, ale mrocznym charakterze i …’’

Nie skończyłam pisać, ponieważ usłyszałam głos mamy na dole, więc czym prędzej schowałam karteczkę do kieszeni moich zielonych spodni i zbiegłam na dół.
- Córciu, ja wychodzę, wrócę późno. Klucze są tam gdzie zawsze.
- Dobrze mamo. – odparłam cichutko
- Tylko nie szalej za bardzo i jeśli będziesz gdzieś szła, wróć o przystępnej porze. Kocham Cię. – rodzicielka ucałowała mnie w czoło i wyszła z domu
- Ja Ciebie też. – powiedziałam nieco później
Czułam że coś niedobrego dzieje się w moim ciele. Coś czego nie czułam nigdy wcześniej. To zdecydowanie było złe. I zdecydowanie związane z nim. Szlag by go trafił! I te jego przeklęte oczka!
Spojrzałam na zegarek. 15:26. Popołudnie? Zdecydowanie popołudnie. Ze względu na lekki chłód panujący na zewnątrz, wzięłam swoją różową kurtkę, która nijak pasowała do żółtej bluzki i zielonych spodni i z aparatem na szyi wyszłam na dwór.
Delikatny, wiosenny wiatr pieścił moją twarz, okalając ją swym cudotwórczym zimnem i rozwiewał moje włosy, układając je w jeszcze gorszym nieładzie niż byłym przedtem.  Słońce nieśmiało wyglądało zza biało-szarych chmur, zsyłając na ziemie niewinne promienie, które kłóciły się z podmuchami wiatru. Z szerokim, jakby nie należącym do mnie śmiechem, pokonywałam kolejne odcinki drogi do domu Stylesa, a by umilić sobie czas, słuchałam muzyki.

Where we go I don't care no.
It's right now and we're right here oh.
Under the streetlights, standing face to face.
I'm loosing sense of time and space.
Don't want to move why can't I stay
cause the chemistry is of he chain.
I'm looked in a box only you and me.
Wish I could throw away the key.

I know this moment will be over,
tomorrow comes when we are sober.
Will we feel the same or let it be.
Will you be there?
The night is almost getting over
and I don't want us to turn colder.
I want to wake up with you next to me.
Will you be there?




Zadzwoniłam dzwonkiem do masywnych, dębowych drzwi. Chwilę potem otworzyła mi starsza pani, która obdarzyła mnie uśmiechem od ucha do ucha.
- Dzień dobry. – powiedziałam – Jest Harry?
- Dzień dobry. Tak, tak, jest. Harry! Masz gościa! – krzyknęła odwracając się do wnętrza domu – Ty pewnie jesteś [T.I] ?- zapytała
- Tak - powiedziałam cicho
- Harry wiele mi o Tobie opowiadał. – co? Jak to? To co usłyszałam spowodowało pojawienie się purpurowych rumieńców na moich policzkach – Może wejdziesz? – pani Styles zapytała przerywając chwilową ciszę
- Nie. Dziękuję, ale nie. Przyszłam, bo musimy z Harrym zrobić kilka zdjęć do szkoły. – oznajmiłam
- Aha. Nie wiem czemu on się tak guzdra. Poczekaj, zaraz tu przyjdzie.
Mama Harry’ego zniknęła w głębi mieszkania, a ja sama zostałam na werandzie, czekając aż chłopak łaskawie raczy ruszyć się z domu. Moment później stałam tuż obok niego, a nasze spojrzenia się spotkały. Zrobił dokładnie to samo co w szkole. Tak samo, czule gładził mój policzek, tak samo się uśmiechał. Wtedy tego nie widziałam. Jeszcze wtedy był moim wrogiem. A teraz? Teraz sama nie wiem. Teraz widziałam w jego oczach niesamowicie radosne iskry, kiedy patrzył na moją twarz. Co?! Ej, dość tego dobrego!
- Chodźmy już. – powiedziałam w końcu, strzepując z siebie resztki tej magicznej chwili
- Tak, masz racje, chodźmy. 

~~~~ 

Staliśmy na rozległej łące. Cała jej powierzchnia porośnięta krwistoczerwonymi makami, z kilkoma pojedynczymi drzewami, które niczym upiory rzucały cień na czerwień bijącą z kwiatów. Gdzieś w oddali majaczył niewyraźny zarys iglastych lasów, a cały ten obraz skąpany w promieniach wiosennego słońca, które powoli chyliło się ku zachodowi, oraz zmącony powiewami wiatru, który bezwiednie kołysał roślinami.
I wtedy poczułam się tak cudownie. Ten anielski widok w połączeniu z nieprzeciętnym chłopakiem stojącym tuż obok to po prostu raj. W tym momencie opływałam z rozkoszy.
- To robimy te zdjęcia?- zapytał, przerywając moje rozmyślania
- Co? Ach, tak, tak.
Włączyłam swój aparat i zaczęłam robić pierwsze zdjęcia. Lecz po chwili zauważyłam, że Harry stoi bezczynnie obok mnie.
- Nie wziąłem ze sobą aparatu. – powiedział lekko zawstydzony, a ja minimalnie się uśmiechnęłam – Czemu się uśmiechasz?
- Niee, tak po prostu. Jeśli chcesz to teraz Ty rób zdjęcia. – podałam chłopakowi swój sprzęt i stanęłam na uboczu
Mimowolnie uśmiech wkradał się na moje usta. Usiadłam wśród maków obejmując swoje kolana i w moich uszach zabrzmiała piosenka, która zaczęłam nucić.

On our way, I can't believe that I'm kissing you.
You touching me and…

- Aaa! – usłyszałam za sobą, a następnie całe moje ciało spotkało się z twardą powłoką ziemi
Leżałam na kwiatach, przyparta do nich cały ciężarem ciała Stylesa. On tylko uśmiechał się jakby był zupełnie niewinny, a ja zaś byłam na niego wściekła.
- Co Ty robisz?! – zapytałam z wyrzutem
- Co tam śpiewałaś? – zapytał, ignorując moje pytanie
- A co Cię to? Robisz te zdjęcia?
- Hymm… A co my tu mamy? – jego wzrok przeniósł się z mojej twarzy na białą kartkę leżącą obok moich nóg.
‘’O nie.’’ – pomyślałam
Chłopak zaczał czytać jąna głos.
- Ja, [T.I] [T.N], oświadczam uroczyście, że przenigdy w życiu nie zakocham się w Harrym Stylesie, zbyt pewnym siebie, gburowatym lalusiu, który myśli że może mieć każdą dziewczynę, co prawda o nieskazitelnej urodzie, ale mrocznym charakterze i … - roześmiał się, a moja twarz w tym czasie stała się czerwona jak burak – I co?
- Nic! – wykrzyknęłam – Dobra, podobasz mi się, ale Cię nie lubię, jasne?!
- Jasne, jasne. A śpiewałaś, że nie możesz uwierzyć, że mnie całujesz.
- Co?! To nie było o Tobie.
- Więc o kim?
- To tylko piosenka!
- Taaak… - chłopak przeciągając wyraz zbliżył się do mojej twarzy, zdecydowanie za blisko.
Ale przecież tego właśnie chciałam, tak? Nie mogłam uwierzyć w to co się dzieje. Biłam się z myślami, ale serce wzięło górę nad rozsądkiem. Tarzaliśmy się  w pięknych makach, pozostawiając jedynie pobojowisko.
- I co? Jeszcze się we mnie nie zakochałaś? – odezwał się w końcu
- Nie wiem. – zastanowiłam się chwile – Przecież to tylko jeden pocałunek. To jeszcze nic nie znaczy.
- Ale ja się w Tobie zakochałem. – uśmiechnęłam się słysząc takie słowa, akurat od NIEGO. W tym czasie chłopak zrobił mi zdjęcie
- Więc ja w Tobie chyba też. – pocałowałam go w policzek
- Spójrz. Oto pierwsze Twoje zdjęcie jako dziewczyny Harrego Stylesa.
Oboje rozpromieniliśmy się.
- Pocałuj mnie. – wyszeptałam
Styles przewrócił mnie na plecy i zatonęliśmy w przepełnionym namiętnością pocałunku, przykryci delikatnym makowym kocem, w kolorze miłości. 

BY ELL 
W sumie to uważam, że nie wyszedł mi najlepiej. ;(
Nie bijcie

I taka informacja.
Teraz postaram się napisać drugą część poprzedniego imagina, ale nie obiecuję że pojawi on się szybko. Najprawdopodobniej dodam ową drugą część, lub imagin dla EnglishSmile

To do napisania.
Paaaa ;*

wtorek, 9 lipca 2013

Harry...




Hej Wam.
Imagin dla Klaudii Styles
Wiem, że długo czekałaś, jest dla Ciebie
Mam jedynie nadzieje że się popłaczecie…

Harry

Muzyka do tekstu
Siedziałem z chłopakami na próbie, mozolnie ćwicząc nowy kawałek. W pewnej chwili gdzieś w okolicach prawej kieszeni moich rurek poczułem wibracje. Bez ceregieli wyjąłem telefon, żeby przeczytać wiadomość:
     „Spotkajmy się tam gdzie zawsze. Za pół godziny będę u Ciebie.”
Szeroki uśmiech szybko wpłynął na moje usta.
- Chłopaki! Kończymy? Ja musze lecieć. Pa- poinformowałem i tyle mnie widzieli, zanim jeszcze którykolwiek zdążył odpowiedzieć na moje retoryczne pytanie.
                                                          
                               ***
Wjechałem na podjazd mojej wielkiej willi. Według niektórych sprawiała ogromne wrażenie, jednak dla mnie miała jedną wartość, to tak spotykałem się z moim skarbem. Z nikim nie mogłem dzielić się moim szczęściem. Wszyscy uznaliby nasz związek za brudny i niesprawiedliwy względem naszych bliskich, gdyby o tym wiedzieli, a tak nie było.
Będąc już w środku nalałem do szklanek schłodzonej pepsi z lodem, dlatego że [T.I] wprost uwielbiała ten napój. Zawsze ponętnie moczyła w ciemnej cieczy swoje pełne, truskawkowe usta. Kochałem sprawiać jej przyjemność, by zobaczyć jak w jej oczach wesoło igrają płomyki, kiedy jest szczęśliwa.
Rozmarzyłem się w świadomości, że już za chwilę będę mógł wziąć moją ukochana w ramiona i zasmakować tak bardzo upragnionych ust. Nagle usłyszałem równy stukot obcasów po posadzce. Wiedziałem, że to ona, nikt nie chodził równie zmysłowo. Spojrzałem w jej kierunku, to o czym myślałem przed chwilą, wszelkie pragnienia, plany, wszystko straciło znaczenie. Dziewczyna cała się trzęsła, na policzkach miała ciemne plamy od tuszu, nadal płakała. Serce mi się krajało, przyciągnąłem ją do siebie i przytuliłem, najmocniej jak umiałem, żeby poczuła się bezpiecznie. Czułem jak nadal jest roztrzęsiona i chlipie w moją koszulę. Czule głaskałem ją po plecach i aksamitnych włosach, w końcu trochę się uspokoiła. Odsunąłem się nieznacznie i spojrzałem w jej błękitne jak bezkresne morze oczy. Dziś nie były takie radosne, jak zawsze podczas naszych spotkań, dziś zalegał tam ból, a przede wszystkim strach.  - Kochanie – szepnąłem, najłagodniej jak potrafiłem – Co się dzieje?  - pogłaskałem jej policzek.
Zrezygnowana usiadła na białej sofie, przykucnąłem zaraz przy niej, łącząc nasze ręce.
Spojrzała na mnie zlękniona, zawrzało we mnie, nadal nie wiedziałem co się stało. Drżącą ręką podała mi coś. Biała koperta gustownie przyozdobiona małymi serduszkami, otworzyłem ją.
     
 [T.I] [T.N] i Gavin Stevens pragną serdecznie zaprosić Państwa na ślub i uroczyste   przyjęcie, które odbędzie się dnia 10. lipca […]

Nie miałem cierpliwości tego czytać, więc rzuciłem papier ze wściekłością w kąt. Szamotałem się po pomieszczeniu nie mogąc utrzymać nerwów na wodzy. To nie mogło być prawdą, to wszystko powinno być jakimś głupim koszmarem, nie mogło dziać się naprawdę.
Nie mogę jej stracić, nie teraz, nigdy! Rodzina [T.I] nigdy mnie nie akceptowała, bo ich maluteńka córeczka nie może się spotykać z okropnym gburem i niegrzecznym gwiazdorem, którym jest Harry Styles. Wybrali sobie na chłopaka córki ustatkowanego i wszelako uporządkowanego dwudziestopięciolatka. „ Jak w pieprzonym średniowieczu” myślałem, za każdym razem kiedy kolejny raz [T.I] zwierzała mi się z problemów domowych.   - Tyle razy ci mówiłem, skończ z tym! Nie można tak kłamać przez wieczność to doprowadzi nas do zerwania! Tyle razy. Tyle razy cię prosiłem! Ale to na nic, skoro mnie nie słuchasz! – krzyczałem, wręcz wrzeszczałem nie patrząc na nic, w amoku. Chciałem wykrzyczeć swój ból, pozbyć się go, ale to było nie do wykonania. Zdruzgotany zobaczyłem, że dziewczyna siedzi skulona w kącie i płacze. Co ja narobiłem.
- Kochanie, przepraszam, ja… ja nie chciałem. To wszystko mnie przerosło. Kochanie – podniosłem jej brodę, żeby na mnie spojrzała – Ja nie chce ciebie stracić – wyszeptałem.
Przechyliłem, żeby ją objąć, przytulić, jednak ta wspierając się na rękach, podniosła się. Ja także wstałam i spojrzałem zdziwiony.
- Harry. Kocham Cię. Żegnaj – wyznała i odeszła w stronę wyjścia. Kiedy tylko dotarł do mnie sens jej słów szybko ruszyłem w jej stronę. Chwyciłem jej rękę przy bramie wyjazdowej. Zmniejszyłem dzielący nas dystans.
- Pamiętaj – pogłaskawszy jej policzek, założyłem włosy za ucho- jeszcze masz wybór, możesz jeszcze się wycofać z tego bagna. Będę tu – kiwnąłem głową na dom- na ciebie jutro czekał w godzinę twojego ślubu. – powiedziałem i mocno wpiłem się w jej usta.  Pocałunek przepełniony miłością kochanków, namiętnością cieknąca z każdej strony, gorliwością , zażyłością, uczuciem, którego wydawałoby się nikt nie mógł zniszczyć. Oderwaliśmy się od siebie, wyrównując w miarę oddechu, po czym krótko na siebie patrząc odeszliśmy w dwie przeciwne strony…
Tego dnia nie zasnąłem, myślałem o tym wszystkim. Miałem dość zadręczania się , dlatego też udałem się do klubu, gdzie wlałem w siebie hektolitry wódki.
Następny dzień, normalnie po takich wojażach, spędziłbym na wylegiwaniu się i leczeniu kaca, ale nie dziś.
Była 8:13 kiedy skończyłem brać prysznic i ubrałem się w wygodne ubrania. Odkurzyłem chyba jeszcze nigdy nie odkurzane w tym domu zakątki. Wziąłem się za przygotowanie pysznego posiłku, pochłonęło mi to dużo czasu. Kiedy skończyłem była już 11:45 więc szybko udekorowałem stół i czekałem. Wybiło południe, godzina ślubu.

Dwunasta jeden,
dwa,
piętnaście po dwunastej
.

Nalałem sobie wina, które wypiłem jednym tchem.

Dwunasta trzydzieści
Dzwonek do drzwi.
Podbiegłem tam niemal z prędkością światła. Otworzyłem drzwi z sercem wyrywającym się z piersi, chcąc zobaczyć jej anielskie oblicze. Myliłem się, przed drzwiami stał… listonosz.
Jakiś głupi list, nieważne, pewnie rachunki. Rzuciłem papier na podłogę. Wziąłem pierwszą kartę która weszła mi w ręce.
              „Przepraszam”
Wyskrobałem na niej długopisem.
Wystarczyło kilka minut, a już zaparkowałem auto przed barokową kaplica. Otworzyłem drzwi, zaglądając do środka. Trafiłem na punkt kulminacyjny. Wypchana po brzegi budowla, wszyscy stali ciesząc się podniosłością chwili.

„ Gavinie, czy bierzesz sobie za żonę, obecną tu [T.I]?”


rozbrzmiał głos pastora obijając się o ściany świątyni. Młodzieniec w garniturze odpowiedział oczywiste TAK.

„ [T.I] czy bierzesz sobie za męża obecnego tu Gavina?”


ponowne pytanie. Nastąpiła chwila ciszy, dla mnie chwila nadziei. Spostrzegłem że panna młoda się odwraca. Spojrzała na mnie, nasz wzrok był na tej samej linii tworząc niewidzialną sieć. Ten błysk w oku, jej oczy błyszczały. Szkoda tylko, że ten błysk nie był już przeznaczony dla mnie. Straciłem ją, na zawsze. Tylko…co stało się z tą wielką, piękną miłością?
Wybiegłem z stamtąd, zostawiając część siebie, a nawet całe swoje życie.
Miałem jeden cel. Wieżowiec w centrum miasta.
                                                               
                                                                         ***
Wiesz jakie to uczucie, kiedy tracisz ukochaną osobę? Wtedy odchodzi cząstka ciebie. Nie jesteś już sobą, zdajesz sobie sprawę, że już nigdy nie będzie tak jak dawniej.
Nie jesteś już tym samym człowiekiem, bo osoba której podarowałeś część siebie nie wróci, nigdy. Twoja druga połówka odeszła bezpowrotnie, nie należy już do ciebie, ani ty do niej. Coś co kiedyś było piękne, przykryje teraz kurz zapomnienia. W wspomnieniach wracasz do tych chwil spędzonych razem, blisko, upajając się miłością, czułymi gestami, pocałunkami. Uświadamiasz sobie jaki wtedy byłeś cholernie szczęśliwy, już nigdy nie poczujesz się tak samo. Ba! Już nigdy nawet w połowie nie będziesz czuł się tak dobrze.
Pustka
Pustka jest teraz odpowiednikiem twego życia. Rano, w południe, wieczorem i w nocy nic, tylko pustka, którą może zapełnić tylko ona, ale już nie zapełni, bo to koniec, przeszłość, a teraz bez ciebie tworzy swoją przyszłość.
Panorama Londynu z tej wysokości jest naprawdę piękna. Ostatni obraz jaki widzę. Para staruszków trzyma się za ręce, siadają na ławce. Mężczyzna troskliwie otula ukochaną swetrem, który uprzednio zdjął ze swoich ramion. Żona w podzięce całuje jego policzek.
Spoglądam w dół, wspaniale , żadnych świadków. Staję na krawędzi dachu, przechylam się do przodu.
Spadam
Jeszcze przed samym końcem czuję się jak ptak, zaznaję wolności,

Ostatni oddech
Ostanie mrugnięcie

Śmierć

Harry Styles umarł, ale pozostanie w sercach fanek na wieczność





Perspektywa [T.I]
Histerycznie potrząsałam zimnym ciałem chłopaka. Nie miał już pulsu, bladość jego twarzy przerażała mnie, krew była wszędzie, dosłownie na całym chodniku. Czemu nie odbierał komórki, czemu nie zdążyłam mu powiedzieć, że wybrałam jego, że ślub został odwołany? Dlaczego?!?
Kochałam go! A on mnie!
Przysunęłam się i złożyłam na jego lodowatych ustach pocałunek, ostatni.
Jacyś obcy ludzie odepchnęli mnie i zakryli jego ciało czarnym workiem.
-Zabrali mi go! Zabrali – krzyczałam pomiędzy kolejnymi salwami płaczu, trzęsąc się w malignie rozpaczy…

By Harriet
_______________________________________________
I jak???

niedziela, 7 lipca 2013

Niall i Lou

Hej, tu znów Ariel. tym razem z urodzinowym dla Emmily.!

Wszystkiego najlepszego, kochanie!!!

Imagin dla ciebie:


Plaża to miejsce, które kochają wszyscy, a przynajmniej większość angielskiej młodzieży. [T.I.] i Sara z pewnością zaliczały się do tek części Anglików.
            Wokół roiło się od ludzi o przeróżnym wieku. Od małych dzieci pluskających się w wodzie, poprzez nastolatków opalających się, po staruszków odpoczywających w cieniu większych lub mniejszych drzew. Przyjaciółki bez zastanowienia zrobiły tak, jak większa część ich rówieśników.
Ty: Muszę się wreszcie opalić. Minęła już połowa wakacji, a ja jestem blada jak ściana.
S: Połowa?! Jest siódmy lipca, a do końca lata zostało jakieś pięćdziesiąt pięć dni.
Ty: Oj tam, oj tam. Przesadzasz, Saro. – [T.I.] położyła się na leżaku i z cierpliwością czekała, aż jej skóra zrobi się ciemniejsza. Z rozmyślań szybko wyrwał ją nieznajomy męski głos.
L: Ykhm, ykhm… Przepraszam – dziewczyny spojrzały na chłopaka. – Czy któraś z was, całkiem przypadkiem, umie może pływać kajakiem?
Ty: Owszem, ale zazwyczaj nie pływamy z nieznajomymi.
S: Ej, mów za siebie. Ja wcale nie umiem pływać. Nawet nie kajakiem.
N: Nauczę cię. – odezwał się towarzysz chłopaka. – Mam na imię Niall. – uśmiechnął się szczerze.
S: Okej! – krzyknęła brunetka i poszła za blondynem. Brunet usiadł na miejscu Sary.
L: Mam  na imię Louis. To jak? Popływamy?
Ty: [T.I], ale znam tylko twoje imię, więc nadal jesteś nieznajomym.
L: Zawsze będziemy nieznajomymi, jeśli nie zechcesz mnie poznać.
Ty: Skąd mogę wiedzieć, że mogę ci ufać?
L: Boisz się, że cię uprowadzę, czy coś w tym stylu? Spójrz, twoja koleżanka świetnie się bawi z moim przyjacielem. – wskazał na Sarę i Niall’a. Chłopak trzymał dziewczynę na rękach chyba coś tłumacząc. – Naprawdę możesz mi zaufać. Przyrzekam, że nic ci nie zrobię, [T.I.]. – wypowiedział jej imię z prowokującym akcentem. – To jak?
Ty: No nie wiem.
L: Proszę – powiedział robiąc minę proszącego kotka.
Ty: Skoro nalegasz. Ostatecznie mogę się zgodzić.
L: Super. Chodźmy! – wykrzyknął i pociągnął za sobą.

N: Saro, nie tak! Musisz ruszać i rękami i nogami! – mówił lekko znudzony nauką pływania Niall.
S: Masz rację. Nic z tego nie będzie. Chodź , postawię ci loda za tą całą naukę.
N: Loda? – spojrzał na nią, a jego źrenice powiększyły się.
S: Oj, no nie takiego, zboczuchu.
N: Wcale o tym nie pomyślałem, Saro.
S: Aha, a to spojrzenie to tak samo z siebie przyszło, tak?
N: Jakie spojrzenie?– udał, że nie wie o co chodzi.
S: Chodź! – pociągnęła blondyna za rękę.
N: Nie chcę, abyś kupowała mi cokolwiek. Będę się czuł tak niegentelmensko.
S: To będzie taka zapłata.
N: Ale ja ciebie niczego nie nauczyłem.
S: Nie szkodzi. Liczą się chęci.
N: No niby tak, ale…
S: Więc nie narzekaj, tylko powiedz jaki smak lubisz najbardziej.
N: Lubię wszystkie – powiedział niepewnie.
            Podeszli do stoiska z lodami.
S: Poproszę dwa czekoladowe. – powiedziała do kasjerki, a ta po chwili podała lody.
K: To będą cztery funty. – Sara wyjęła portfel, aby zapłacić, ale Niall ją wyprzedził
N: Ja zapłacę. – krzyknął i podał pieniądze.

[T.I.] i Louis siedzieli już w kajaku.
Ty: Może się poznamy:
L: Jestem Louis Tomlinson, mam prawie dwadzieścia dwa lata. Urodziłem się w Doncaster, teraz mieszkam w Londynie. Mam czterech przyjaciół: Harry’ego, Liam’a, Zayn’a i Niall’a. – mówił tak, jakby recytował jakąś regułkę. – Teraz ty.
Ty: [T.I. i N.], dwadzieścia lat, od zawsze mieszkam w Londynie. Mam tylko jedną przyjaciółkę, Sarę. Coś jeszcze?
L: Mam wrażenie, że czujesz się przy mnie jakaś spięta. Rozluźnij się. Zamknij oczy i zrelaksuj. Uwierz, to pomoże.
Ty: Nie jestem spięta! – powiedziała z wyrzutem.
L: Aha, tak. Wyluzuj się, [T.I.].
Ty: Czym się interesujesz?
L: Zmieniasz temat. Nie wiesz co powiedzieć. Boisz się, że jeśli coś powiesz, będę się z ciebie śmiał. Po każdym wypowiedzianym słowie czujesz się jeszcze gorzej. Wstyd wyrzera cię od środka.
Ty: Co? Skąd ci to przyszło do głowy? – Powiedziała ze sztucznym uśmiechem. Miał rację. Nie wiedziała co się z nią dzieje. Nigdy się tak przy nikim nie czuła.
L: Co jest, [T.I.]? Źle się czujesz?
Ty: Nie, wszystko w porządku.
L: Jeśli naprawdę bardzo nie chcesz tu ze mną siedzieć, możemy zawrócić.
Ty: Nie. Chcę tu z tobą być. – powiedziała i zaczęła szybciej wiosłować. Już p chwili tego żałowała, gdyż, kajak przewrócił się do góry nogami, a oni wylądowali w wodzie.
            Szybko wyłoniła się z wody. Otworzyła oczy i zorientowała się, że jej twarz znajduje się zaledwie kilka centymetrów o twarzy bruneta, który kiedy był mokry wyglądał bardzo pociągająco. Ich spojrzenia spotkały się. Jego tęczówki były inne niż innych ludzi. Całe jego oczy były inne. On ogólnie był inny od innych mężczyzn.
            Ich usta powoli zaczęły się do siebie zbliżać. Oboje zostali otoczeni przez jakąś magiczną nić. [T.I] już nie była spięta, wręcz przeciwnie, czuła się aż za bardzo zrelaksowana.
            Nagle dwójka w tym samym momencie wybuchła śmiechem.
Ty: Przepraszam, to moja wina. – powiedziała rozbawiona dziewczyna
L: Ależ nic się nie stało. Wszystko w jak najlepszym porządku.
Ty: Wszystko dobrze, ale może wracajmy już, okej?
L: Tak, tak. Oboje porządnie przemokliśmy.
            Odwrócili kajak i wrócili na brzeg.

S: Przecież to ja miałam zapłacić, nie pamiętasz?
N: Pamiętam, pamiętam… Ale już mówiłem, że głupio bym się czuł.
S: Więc jak mam ci się odpłacić?
N: Daj mi swój numer telefonu,to wystarczy.
S: Naprawdę?
N: W zupełności, Saro.
Ty: Saro! Saaro! – z daleka słychać było krzyki [T.I.], która zmierzała w ich stronę z Louisem. Oboje byli nieźle mokrzy. Niall wybuchnął śmiechem.
N: Lou, do diaska, co ci się stało? – mówił nie przestając się śmiać.

L: Wywróciliśmy się, ale to nic takiego. 
Ty: Saro, mogłybyśmy już wrócić do domu? Musze się przebrać. 
S: Ale już?! Tak szybko? Nie chcę - zasmuciła się. 
L: Nie martw się, Saro. [T.I.], ja się odwiozę. 
Ty: No okej. - blondynka uśmiechnęła się i poszła za brunetem.

 * * *

L: A więc już się żegnamy? 
Ty: Na to wychodzi. Przepraszam, to moja wina. 
L: Serio, nie przepraszaj. Gdyby nie to, pewnie wcale byś mnie nie polubiła [T.I] - nadal jej imię wypowiadał prowokująco. 
Ty: Może racja. Pójdę już, okej? - odwróciła się. 
     Złapał ją na nadgarstek. Odwróciła się i znów ich twarze dzieliły niebezpieczne centymetry, których z sekundy na sekundę było coraz mniej. Z w końcu całkiem zniknęły, a ich usta połączyły się. 

N: No i ciekawe jak ja teraz wrócę? - zastanawiał się Niall.
S:Ja cię odwiozę. Ty będziesz miał jak wrócić, a ja wreszcie spłacę swój dług. 
N: Możesz go inaczej spłacić.
S: Masz lepszy pomysł niż odwózka?
N: O niebo lepszy. 
S: Tak? A jaki? 
N: Pocałuj mnie - szepnął jej do ucha, a ona bez zastanowienia wypełniła jego prośbę. 

Ariel. <3

czwartek, 4 lipca 2013

Harry..♥

Baarrdzo spóźniony imagin z Hazzą dla MALINY99 :)



A: [T.I], zaczekaj. – usłyszałam za sobą głos Anne, dziewczyny, która od zerówki chodzi ze mną do klasy. Nigdy się nie przyjaźniłyśmy, ale pani od francuskiego przydzieliła nas sobie do wykonania makiety na temat najciekawszego miejsca we Francji. – Mogłabyś dziś do mnie przyjść? Skończymy ten projekt.
Ty: Tak, Anne, pewnie. Zadzwonię do ciebie jeszcze, okej? Umówimy się na którą godzinę.
A: No spoko – uśmiechnęłam się do rudej dziewczyny i skierowałam do domu.
            Wybrałam numer Harry’ego.
H: Witaj, kochanie. Właśnie miałem do ciebie dzwonić.
Ty: Och, tak? A miałeś mi coś ważnego do powiedzenia?
H: To już chłopak nie może tak po prostu zadzwonić do dziewczyny?
Ty: No może, tylko tak po prostu zapytałam, bo masz taki wesoły głos.
H: Ach, to! A więc mam dla ciebie niespodziankę. To dlatego.
Ty: Serio? A jaką?
H: Miłą na pewno.
Ty: No, tego to się domyśliłam.
H: Ha, nie powiem ci, kochanie.
Ty: No Harry, prooszęę – powiedziałam proszącym głosem.
H: Niespodzianka, [T.I].
Ty: Nie lubię niespodzianek.
H: Ostatnio mówiłaś, że uwielbiasz.
Ty: Aha, nie. Ja nic takiego nie pamiętam, Hazzuś.
H: [T.I.], zadzwonię później, okej? Mam coś jeszcze do załatwienia.
Ty: Tak, oczywiście. Kocham cię, Harry.
H: Ja ciebie również. I bardzo tęsknie.
Ty: Chcę cię już zobaczyć, kochanie.
H: I ja również. Do zobaczenia.
Ty: Pa.
Wcisnęłam czerwoną słuchawkę. Dlaczego zawsze kiedy kończę z nim rozmawiać czuję się tak okropnie, a do oczu niemal napływają mi łzy.
Ty: Nie, [T.I.], nie płacz. Nie teraz. Wytrzymaj jeszcze chwilę. – powiedziałam do siebie.
Już nie raz miałam wrażenie, że Harry już mnie nie kocha, że woli jakąś inną, więcej znaczącą ode mnie dziewczynę. Ale zawsze podczas rozmów z nim te obawy znikały. Dziś było inaczej. Miał niespodziankę. A co jeśli ta niespodzianka, to coś co zniszczy nasz związek? Mój mózg zdecydowanie był za bardzo obciążony takimi myślami, ale tak bardzo potrzebowałam Harry’ego. Pragnęłam go przytulić, usłyszeć jego dźwięczny głos. Chciałam aby obiął mnie i powiedział, że wszystko będzie dobrze.
            Położyłam się na łóżku i wybuchłam płaczem. Nie mogłam się opanować. Tak bardzo chciałam, aby wszystko było jak dawniej, gdy Harry mieszkał tu, w Holmes Chapel.
            Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. To mama.
M: Rozumiem, cię kochanie. – powiedziała z matczyną troską. Spojrzałam na nią – Wiem jak cierpisz. [T.I.], są takie chwile, w których tęsknota doprowadza do obłędu. Sama tego doświadczyłam.
Ty: Mamo, mam wrażenie, że on już mnie nie kocha.
M: Co? Dlaczego tak myślisz?
Ty: Nie wiem. Harry jest sławny. Boję się, że znajdzie sobie kogoś, kto będzie taki jak on.
M: Nie masz się o co martwić. Znam Harry’ego i jestem stuprocentowo pewna, że on właśnie ciebie kocha.  Nie płacz więcej, dobrze?
Ty: Myślisz, że to takie proste. Mamo, ja za nim tak cholernie tęsknie. Nie potrafisz sobie tego wyobrazić.
M: Rozumiem. Chcesz go przytulić, ale myślisz, że nie możesz.
Ty: Myślę? Co chcesz przez to powiedzieć? – spojrzałam na nią ze zdziwieniem, ale jeszcze bardziej zdziwiłam się, gdy drzwi od mojego pokoju otworzyły, a zza nich wyłonił się wyszczerzony Harry. Wręcz zawisłam na jego szyi.
            Mama wyszła z mojego pokoju i zostawiła nas samych.
Ty: Co ty tutaj robisz, Harry?
H: Przyjechałem do swojej dziewczyny, co w tym dziwnego?
Ty: Nie nic, po prostu mówiłeś, że przyjedziesz dopiero w wakacje.
H: Nie możliwe. Zapomniałem co powiedzieć?
Ty: Nie żartuj sobie ze mnie, okej?
H: Skoro bardzo chcesz. – pocałował mnie. – Myślałaś, że cię zdradzam?
Ty: Nie, Harry, to nie tak… Znaczy, może trochę. Ale to dlatego, że jesteśmy tacy różni.
H: Zanim wyjechałem nie myślałaś tak.
Ty: Zmieniłeś się, Harry. Ja zresztą też. Ty jesteś coraz bardziej pewny siebie, natomiast ja jeszcze bardziej nieśmiała niż kiedyś.
H: Ale ty przecież nie byłaś nigdy nieśmiała…
Ty: Może, ale, Harry…  Ty… Ty obracasz się teraz wśród wielkich gwiazd. Sam jesteś jedną z nich, a ja jestem… No właśnie, ja nie mam w sobie nic wyjątkowego.
H: Ty jesteś dla mnie najjaśniejszą z tych wszystkich gwiazd. Nigdy nawet nie pomyślałbym o tym, aby cię zranić. Gdyby nie pewność, że jesteś i mnie kochasz, nie byłbym teraz tym samym człowiekiem. Kotku, tylko ta myśl trzyma mnie przy zdrowiu. Bez ciebie cały świat traci blask.
Ty: Ale przecież jesteśmy tacy różni…
H: A słyszałaś o takim stwierdzeniu: „ Przeciwieństwa się przyciągają”?
Ty: Kiedyś mówiłeś : „ Ciągnie swój do swego”
H: Kiedyś, jak sama powiedziałaś, byliśmy tacy sami. – złożył na moich ustach kolejny pocałunek.
            Zadzwonił mój telefon. Anne, no tak! Przecież miałyśmy skończyć tą makietę.
Ty: Tak?
An: [T.I.] ?  - odezwał się jakiś męski głos.
Ty: Tak, ale… Kto mówi?
An: Andrew, brat Anne.
Ty: Aha, no tak.
An: Ymm… Anne pyta, czy możesz przyjść do niej za chwilę.
Ty: Ojej. No jasne – powiedziałam bez zaangażowania. – Zaraz będę. – rozłączyłam się. –  Harry – powiedziałam do mojego chłopaka przedłużając literę „a”. – przepraszam Cię strasznie, ale muszę iść do Anne Starge, wiesz, tej rudej.
H: Od kiedy ty się z nią przyjaźnisz?
Ty: Nie przyjaźnię się z Anne.
H: Czyli, wolisz ją ode mnie?
Ty: Nie, Hazz, to nie tak. Robimy razem pracę na francuski.
H: Aha, tak. Ale z tego co słyszałem w słuchawce to nie był damski głos.
Ty: Ach, już tłumaczę. Dzwonił jej starszy brat, An…
H: Aha. Czyli Anne ma starszego brata. Super – powiedział z sarkazmem.
Ty: Co? Harry, naprawdę idę do Anne, możesz mi wierzyć. Przeciez ja z tym Andy’m zamieniłam w życiu…
H: Serca? Myślałem, że to mnie kochasz, [T.I.]
Ty: Kilka słów. Zamieniłam z nim kilka słów. Dobrze myślałeś. Kocham cię. Gdyby było inaczej, płakałabym jak opętana z tęsknoty.
H: Skąd mogę mieć pewność, że to z tęsknoty za mną? Może dlatego, że bałaś się powiedzieć mi, że już mnie nie kochasz?
Ty: Powinieneś mi ufać, Harry. A jeśli uważasz, że zdradzam cię z pierwszym lepszym Andy’m, to chyba jednak nie jesteśmy sobie pisani.
H: Zrywasz ze mną?
Ty: A nie o to ci chodziło? – wyszłam z trzaskiem drzwi.
     
      * * *

A: [T.I]!! Buu! Jesteś tu? – Anne zaczęła machać mi przed oczami ręką.
Ty: Przepraszam. Mam… ciężkie dni.
A: No spoko. A więc, tutaj będzie wieża Eiffla, tak? A tu obok?
Ty: Ja myślałam, żeby zrobić taką mieszankę najciekawszych miejsc we Francji.
A: W sumie to jest dobry pomysł. Będziemy robić wszystko razem, czy podzielimy się obowiązkami?
Ty: Lepiej osobno.
           
            * * *

Zadzwoniłam dzwonkiem do domu rodziców Harry’ego. Otworzyła mi Pani Styles.
Mh: O, [T.I.], a co ty tutaj robisz?
Ty: Przyszłam porozmawiać z Harry’m.
Mh: Z Harry’m? Przecież on jest w Londynie.
Ty: Ale jakąś godzinę temu był u mnie.
Mh: Niemożliwe. Mówił, że przyjedzie dopiero w wakacje.
Ty: A jednak. – poczułam, że ktoś kładzie mi rękę na ramieniu.
Mh: Harry? – zrobiła zdziwioną minę. Zsunęłam dłoń z ramienia.
H: Witaj, mamo. – pocałował rodzicielkę w policzek. Spojrzałam na jego twarz. Policzki były zaczerwienione, a oczy przeszklone. – Chodź. – pociągnął mnie za rękę.
Usiadł na swoim łóżku.
Ty: Harry, ja naprawdę byłam u Anne. Możesz mi nie wierzyć, ale pomyśl. Czy jakbym cię zdradzała to tak szybko zgodziłabym się na spotkanie z Andy’m w twoim towarzystwie.
H: Ufam ci.
Ty: Ha, wiedziałam że użyjesz tego argumentu… Chwila… Powiedziałeś, że mi ufasz?
H: No tak, a co w tym dziwnego? Ufam ci, [T.I.], ale mimo wszystko nie możemy być razem. Przepraszam.  
Ty: D-dlaczego? - powiedziałam nie wierząc własnym uszom.
H: Związki na odległość nie mają szans, kochanie.
Ty: Ale przecież to tylko marne 180 mil. Poza tym  do tej pory było dobrze.
H: Dobrze? [T.I.], umierałem z tęsknoty.
Ty: Myślisz, że rozstanie coś zmieni? Będzie jeszcze gorzej. A przeciez jeszcze tylko 3 miesiące i wyjeżdżam do ciebie.
H: A, no tak. Zapomniałem. W takim razie, chodź tu. – obiął mnie bardzo mocno. – Kocham Cię. Kotu.
Ty: Ja również. 
_______________________________________


Przepraszam za błędy. 
Kocham , Ariel

Zapraszam na mój nowy blog==============> because-dreams-come-true.blogspot.com
Komentarze mile widziane :)