,,Miłość jest wtedy gdy jesteś przy kimś i on sprawia że jesteś szczęśliwy''

wtorek, 29 grudnia 2015

Liam || Ariel

Idę spokojnym krokiem w miejsce które było zapisane na kartce, którą wcześniej znalazłem. Pewnie nie ma tam niczego szczególnego, ale interesuje mnie, kto zostawił adres jakiejś rudery w szparze w drewnianej ławce w parku. Mała szansa, że kogoś tam spotkam, ale nie mogę być pewien w stu procentach, że nikogo tam nie spotkam.
Mam rację, myśląc, że nie ma nic szczególnego w tym miejscu. Jakaś szara dziura otoczona budynkami zaprojektowanymi przez architektów bez wyobraźni. Po co ktoś miałby zostawiać ten adres w parku? Gdyby jeszcze było tu coś ładnego, piękno natury, jakieś jezioro, drzewo, czy coś… Nie. Kompletna szara pustka. Skoro już tu jestem postanawiam zostać na chwilę, by spróbować odkryć fenomen tego miejsca. Osoba, dzięki której tu jestem, musiała mieć jakiś powód, by zostawić tam ten adres.
Siadam na betonie i słyszę czyjeś kroki. Odwracam się gwałtownie i widzę dziewczynę. Jest niska i szczupła. Ma smukłą figurę, jestem pewien, że uprawia jakiś sport. Jej gęste kasztanowe loki są upięte w kucyk. Chyba właśnie biegała, bo jej oddech jest nierównomierny. A poza tym ma na sobie sportowy strój, na którym widać delikatne ślady potu.
– Co tu robisz? – pytanie jest chyba skierowane do mnie, ale nie jestem pewien, bo nie patrzy na mnie.
– Siedzę, nie widać? – odpowiadam i pokazuję jej kartkę, którą znalazłem w parku.
Dziewczyna bierze ją ode mnie i uśmiecha się szeroko.
            – Ach – śmieje się – Znalazłeś ją. Zostawiłam ją tam wieki temu i całkowicie zapomniałam. Byłam pewna, że deszcz już dawno ją zniszczył.
            – To dziwne, że nie zniszczył. Dlaczego to miejsce? – zadaje pytanie, które dręczy mnie odkąd tu przyszedłem. Dziewczyna siada obok mnie.
            – Nie wiem. Według mnie ma jakiś urok, ale ja z reguły lubię rzeczy, które innym wydają się dziwne. – mówi wpatrując się w przestrzeń.
            – Na przykład?
            – Zwykle nie mówię tego ludziom, których imienia nawet nie znam. – wreszcie, chyba po raz pierwszy patrzy na mnie i mam wrażenie, że czeka, aż się przedstawię.
            – Jestem Liam. – mówię i przeczesuję włosy lewą ręką, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że musiało to wyglądać snobistycznie, ale brunetka zaczyna się śmiać, co odbieram jako odebranie tego gestu jako żart.
            – [T.I.]– odpowiada.
            – Naprawdę nie potrafię ogarnąć co tu jest nadzwyczajnego. Wszystko jest takie… zwykłe.
            – I właśnie to jest wyjątkowe. Poza tym tu jest cicho. Nie słychać oni samochodów, ani śpiewu ptaków, ani niczego innego. Panuje taka idealna cisza jak niemal nigdzie, posłuchaj – mówi i cichnie.
            Ma racje. Nie potrafię wychwycić zupełnie żadnego dźwięku i uświadamiam sobie, że jeszcze nigdy nie słyszałem zupełnej ciszy.
            – Jak to w ogóle możliwe? - ciężko jest mi przerwać ciszę, ale naprawdę intryguje mnie to.
            – Nie mam pojęcia. To jedyne takie miejsce jakie znam. Ale teraz znam je nie tylko ja. To tak jakby niechcący zdradzić czyjś sekret. Czuję się okropnie. – mówi szybko.
            – Naprawdę? – kiwa głową.
– Masz ochotę na gorącą czekoladę? – pyta nagle – Mieszkam tu niedaleko, a zaczyna się robić zimno.
Ogólnie było już zimno. I w sumie to normalne jak na tę porę roku. Jest późna jesień a [T.I] ma na sobie koszulkę z krótkim rękawem i cienkie legginsy, podczas gdy ja niedawno przerzuciłem się na zimową kurtkę.
– Jasne – odpowiadam.                               
Wstajemy, a w drodze do domu [T.I.] mówi, że podoba jej się moje imię, właśnie z tego samego powodu co tamto miejsce. Bo jest zajebiście zwyczajne. Tylko nie używa słowa zajebiście. Jakoś mi ono nie pasuje do jej delikatności i gracji.
            Okazuje się, że jej dom jest tak naprawdę malutkim mieszkankiem w jednej z pobliskich kamienic, a większą jego część zajmuje fortepian i wbrew moim oczekiwaniom nie jest w nim o wiele cieplej niż na zewnątrz. Na wstępie dostaję wełniany koc w kratkę i przeprosiny za temperaturę.
            – Jeszcze nie włączyli ogrzewania – tłumaczy a ja kiwam głową. Staram się ją zrozumieć.
            Dziewczyna podaje mi kubek gorącej czekolady, a ja upijam łyk i krzywię się. Nigdy nie lubiłem tego napoju.
            – Nie smakuje ci? – pyta
            – Smakuje – poprawiam się. Nie chcę sprawić jej przykrości – Mieszkasz tutaj sama?
Kiwa głową. Nie wiem co powiedzieć, ale odpowiada mi ta cisza. Wpatruję się w nią, a ona we mnie. Sączy swoją czekoladę powoli.
            – Zapomniałam o imbirze! – krzyczy nagle i gwałtownie wstaje, a jej napój wypływa z kubka na koc – Kurwa!
Wspominałem o tym, że jej osoba jest zbyt wyrafinowana na przekleństwa? Miałem rację. Kompletnie to do niej nie pasuje.
            – Nie mam więcej koców – mówi zrozpaczona – Nieważne. Piłeś kiedyś czekoladę z imbirem? – kręcę głową – Przepyszna jest.
            I zaraz dosypuje mi do czekolady zmielony imbir. Co to w ogóle za pomysł, żeby pić czekoladę z imbirem?
            – Podzielę się z tobą moim kocem – mówię i upijam łyk napoju. Smakuje inaczej, ale czy lepiej…?
            Pokazuję miejsce obok siebie i oddaję jej swoją czekoladę. Siada obok mnie.
            – Często zapraszasz zupełnie obcych ludzi do domu? – pytam, patrząc na nią. Dopiero z tej odległości zaczynam zauważać prawdziwe oblicze jej urody. Nie ma nieskazitelnej cery, a jej oczy mają zwykły brązowy kolor. Nie ma w niej nic nadzwyczajnego. Nawet jej mysie włosy, które teraz spadają luźno na ramiona nie są gładkie i lśniące. Nie jest idealna i chyba zdaje sobie z tego sprawę, bo gdy orientuje się, że się jej przyglądam odwraca wzrok, speszona. Jakby jeszcze założyła okulary byłaby jak typowa kujonka z mojej szkoły. Mimo to, ma w sobie dziewczęcy urok i coś, dzięki czemu mogę stwierdzić, że jest piękna.
            – Tylko, że ty nie jesteś mi zupełnie obcy – odpowiada, a ja nie wiem o co chodzi. – Liceum Hester. – to nazwa mojej szkoły. I chyba jej szkoły także.
            – Chodzimy razem do szkoły? – pytam, a ona kiwa głową
            – Łacina, literatura angielska, historia i muzyka – wylicza
            – Chodzisz na muzykę? Niemożliwe.
            To naprawę jest niemożliwe. To zajęcia dla naprawdę zaawansowanych i nasza grupa liczy tylko dwanaście osób. Znam wszystkich doskonale.
            – Chodziłam na muzykę przez pierwsze dwa tygodnie semestru, ale bardzo odstawałam od reszty, więc się wypisałam – odpowiada. Dużo osób się wtedy wypisało. To nie jest dziwne, że wcześniej jej nie zauważyłem.
            – Przepraszam. Naprawdę cię nie kojarzę.
            – W porządku. Nie lubię się wyróżniać
            – Ale nigdy? Dlaczego? – pytam, zdziwiony
            – To nie w moim stylu. Rozmawianie z lubianym chłopakiem, pijąc czekoladę też nie jest w moim stylu, to znaczy, czekolada tak, tylko ty nie jesteś w moim stylu.
Ta dziewczyna jest naprawę intrygująca.
            – To szkoda, bo zdaje się, że ty jesteś w moim stylu – uśmiecham się, a ona spogląda na mnie zaskoczona. Kiwam głową.
Mam wrażenie, że ta dziewczyna kompletnie nie wie, jak się teraz zachować
            – Zawsze jeszcze możemy zacząć się zauważać. Może w końcu zwrócisz na mnie uwagę – mówię wolno – pewnie dużo się będę musiał starać…
            – Co jest we mnie takiego? – pyta, patrząc nagle mi w oczy – mam wrażenie, kłamiesz, żeby nie było mi przykro.
            – To ty skłamałaś pierwsza. Jak powiedziałaś, że nawet nie znasz mojego imienia, że ogólnie mnie nie znasz.
            – Czy to oznacza, że przyznajesz się do kłamstwa? – mówi, podnosząc brwi, jakby chciała mi coś udowodnić.
            – Nie! Z zasadzie chciałem cię zaprosić do kina, albo ja jakiś spacer, ale jeśli nie chcesz…
            – Nie zadaję się z kłamcami – mówi, ale powoli na jej ustach pojawia się uśmiech
            – Kino i kolacja? – proponuję
            – Nie kupisz mnie – teraz już pokazuje zęby z uśmiechu
            – Przyjdę po ciebie w piątek o 7. Ale teraz muszę się już zbierać.  

     


Pierwszy imagin po przerwie, co o nim myślicie? Jak dla mnie, nawet nie jest taki zły. Jak ładnie poprosicie może napiszę drugą część, to zależy tylko od Was.

I pamiętajcie: CZYTASZ=KOMENTUJESZ


BY ARIEL :*


piątek, 25 grudnia 2015

Niall... ♥ || Nila

Niall to mój najlepszy przyjaciel. Nie od zawsze. W sumie od niedawna. I nie wiem, czy on też uznaje mnie za najlepszą przyjaciółkę. Czy chociaż przyjaciółkę. Siedzimy razem na biologii. W sumie dopiero dzięki tym zajęciom bardziej się poznaliśmy. Oczywiście, znałam go wcześniej. Jest w równoległej klasie i chodzimy razem na kilka przedmiotów. Ale ja miałam chłopaka i raczej nie zwracałam uwagi na nikogo innego.
Zawsze bardzo go lubiłam. Był zabawny, mieliśmy tematy do rozmów, nigdy się z nim nie nudziłam. Rozśmieszał mnie.
Ale nie przywiązywałam się do niego. Przecież byłam z Harrym. Cóż, myślałam, że to ten jedyny. Aż w końcu ze mną zerwał. Właściwie to rozstaliśmy się w zgodzie. „Zostańmy przyjaciółmi”. Minęło ponad pół roku, a my nawet ze sobą nie rozmawiamy.
Czasami mi go brakuje. Brakuje mi osoby, która zawsze była przy mnie, której mogłam się wygadać, na którą mogłam zawsze liczyć. Wbrew pozorom nasz związek był dobry. Nie żałuję go, mimo, że cierpiałam po rozstaniu. Ale tak musiało się stać. Z biegiem czasu dostrzegam w nim coraz więcej wad. Myślę, że gdybym znała go lepiej, nie chciałabym z nim być.
A Niall to Niall. Od po prostu jest.
Jest dość wysoki. Ma blond włosy i niebieskie oczy. Lubi grać w siatkę. I śpiewać. Śpiewa cały czas. Lubię to, chociaż czasami mnie już denerwuję. Na szczęście jest w tym dobry. Nawet bardzo.
Ostatnio spędzamy razem dużo czasu. Nasi wspólni znajomi twierdzą, że będziemy razem. Ale ja nie wiem. To raczej nie jest tego typu znajomość. Niall to mój przyjaciel i szczerze, to nie wyobrażam sobie go z żadną dziewczyną a co dopiero ze mną.
Niall w przyszłości chciałby zostać rehabilitantem. Ale nie przykłada się do nauki. Może to nie takie istotne.  
A ja jestem Julia. Mam niecałe metr sześćdziesiąt. Moje włosy mają nijaki kolor – ciemny blond albo jasny brąz – tak na to mówią, ale ja osobiście uważam, że nie jest to ani blond, ani brąz. Pod nimi mam dwa dredy. Kiedyś chciałabym Mam nieduże, trochę skośne brązowe oczy i noszę okulary. Nie mam idealnej figury. Nie jestem wysportowana. Lubię książki i długie spacery. Jestem kompletnym beztalenciem jeśli chodzi o jakikolwiek rodzaj sztuki. Lubię matematykę, co ogólnie jest postrzegane jako dość dziwna cecha.
Nie mogę nazwać się szarą myszką, ale też nie jestem za bardzo towarzyska. Lubię poznawać nowych ludzi, ale zazwyczaj przywiązuję się do niewielu z nich. Czasami czuję się samotna, mimo, że dookoła mnie jest pełno ludzi.
Naszą relację ciężko opisać. Kiedyś uważałam, że jesteśmy tylko przyjaciółmi. I w sumie nadal tak uważam, albo po prostu nie chcę się przed nikim przyznać, że zaczynam do niego czuć coś więcej. Bo nie chcę nic zepsuć. Wiem, że Nialler nigdy nie będzie mną zainteresowany. Prawda?

-Jul! – usłyszałam wołanie za sobą, a po chwili moje nogi nie dotykały już ziemi. Nialler przerzucił mnie sobie przez ramię.
-Niall idioto – krzyczałam machając nogami, co musiało wyglądać komicznie.
- Cicho skrzacie – powiedział i postawił mnie na ziemi. Byliśmy za szkołą. – Idziemy na wagary? Chcę ci coś pokazać.
- Nie ma mowy. –spojrzałam w jego oczy, które zdawały się mnie prosić.
- Julia, no weź. Tylko raz. Ze mną jeszcze nie byłaś na wagarach. – próbował mnie przekonać
- Tylko ja nie chodzę na wagary z nikim, jeśli nie zauważyłeś.
- Z Harry’m chodziłaś.
- Z Harrym to była inne sytuacja, przecież wiesz. – nie ustępowałam.
- A może chciałbym, żeby ze mną też była inna sytuacja? Zresztą, nieważne. Proszę, tylko raz. Jak się zgodzisz, to nie będę cie namawiać już nigdy więcej. Proszę. Proszę.
Nie mogłam mu  odmówić.
- Jeju, Niall – uśmiechnął się, wiedział, że uległam – Tylko ten jeden raz.

- Poczekaj chwilę. – powiedział i zniknął za drzwiami. Po chwili wyszedł. – Daj rękę.
Zrobiłam to a on pomógł mi zejść po schodkach do ciemnego pomieszczenie, które oświetlało tylko kilka świec stojących na podłodze. Oprócz nich było tam tylko kilka koców i poduszek.
- Powiedz proszę, że nie chcesz mnie tu zamknąć i więzić dopóki nie umrę. – powiedziałam poważnie.
- Kurcze, odkryłaś mój niecny plan. Tylko w nim jestem tutaj zamknięty razem z tobą.
Usiadł na kocu i gestem zaprosił bym się przysiadła. Objął mnie ramieniem a ja położyłam głowę na jego klatce piersiowej.
- Właściwie, to gdzie my jesteśmy? – zapytałam lekko zdenerwowana.
- To piwnica mojego wujka. Od lat jej nie używa, a ja mam tu swoją kryjówkę. Lubię tu przebywać. Czuję się tak odizolowany od świata.
- Rzeczywiście.
Przez jakiś czas siedzieliśmy w milczeniu
- Jest dziwnie, co nie?
Pokiwałam głową.
To prawda, było bardzo dziwnie. Zawsze jak byłam z Niall’em to nie brakowało nam tematów W takim razie dlaczego wtedy było inaczej?
Może dlatego, że tak naprawdę nigdy wcześniej nie byliśmy sami. Zawsze spotykaliśmy się w miejscach, w których dookoła nas było dużo ludzi.
A teraz, teraz jestem tylko ja i on.
- Posłuchaj, przyprowadziłem cię tutaj, bo chciałem ci coś powiedzieć. – zaczął, a ja spojrzałam na niego. - To co jest między nami jest dziwne, nie uważasz? Niby jest fajnie, przyjaźnimy się, ale chyba nie zaprzeczysz, że jest między nami coś więcej.
Nic nie odpowiedziałam.
- Ja myślę, że tak jest. Ale cholernie boję się, że coś pójdzie nie tak. Chciałbym z tobą być, ale boję się, że coś zepsujemy, nie wyjdzie i stracimy wszystko. Bo zawsze tak jest. Tak jak ty i Harry. Mieliście być przyjaciółmi na zawsze. Pamiętam was jak jeszcze nie byliście razem. Znałem cię tylko z widzenia, ale widziałem, że świetnie się dogadujecie., I moglibyście się dalej dogadywać, ale wasz związek wszystko zepsuł. Teraz zachowujecie się tak, jakbyście nigdy się nie znali.
- Tak – przerwałam mu – Ale nie żałuję tego, że byłam z Harrym. Przeżyłam z nim wspaniałe chwile. Naprawdę bardzo go kochałam i chyba zawsze kawałek jego duszy będzie w moim sercu. Ale on po prostu nie był mi przeznaczony. Gdybyśmy wtedy nie spróbowali, nie wiedziałabym, że tak jest.
- Czyli co? Co chcesz zrobić z nami?
- Nie wiem, Niall. Nie mam pojęcia.
- Spróbujmy Jul, proszę. Ja po prostu – przerwał, aby z chwilę kontynuować – jeszcze nigdy wcześniej niczego tak nie chciałem, jak ciebie teraz. Czuję, że mogę powiedzieć ci wszystkie moje tajemnice. Może to ja jestem twoim przeznaczonym.
- Spróbujmy – powiedziałam, patrząc w jego oczy.

Uśmiechał się. Znałam jego wzrok tak dobrze, już nie raz się krzyżował, jednak jeszcze nigdy nie peszył mnie jeszcze tak bardzo jak teraz. Po chwili przeniósł go na moje usta.
BY NILA


Jak wam się podoba mój pierwszy imagin po tak długiej przerwie? Wiem,,że nie jest idealny, ale dopiero sę rozgrzewam ;)
Jak chcecie zamówić jakieś imaginy to śmiało :)

czwartek, 24 grudnia 2015

WIELKI POWRÓT

Ile już było tych wielkich powrotów, Ariel?
Znów napiszecie, że wracacie, a potem będzie pustka...
Zdecydujcie się wreszcie...

Ok, wiem, że wcześniej nasze powroty nie były idealne i od baaaardzo dawna nic nie napisałyśmy na tego bloga, ale teraz jesteśmy naprawdę zmotywowane, żeby wrócić i znów dla Was tworzyć.
Po pierwsze, wszystkie cztery mamy wielki sentyment do tego bloga i zapewne nigdy tak naprawdę w pełni go nie opuścimy, a już na pewno on nie opuści nas.
Po drugie, statystyki tego bloga są zachwycające, bo nadal są dosyć spore, mimo, że nie było nas tutaj już 2 lata... 3 lata...?
Po trzecie, wróciłyśmy do One Direction i znów się nimi zachwycamy, każdym ich ruchem i gestem i pionsenką

Jeśli chcecie wiedzieć, ja nigdy nie zostawiłam pisania o 1D, i wszystkie opowiadania jakie pisałam, były o nich.
A ten blog, cóż, jest naszym pierwszym i możecie tutaj zobaczyć nasz progres, który jest ogromny

Więc:
Jeśli macie jakiś konkretny pomysł na imagina, chętnie go napiszę.
Jestem do waszej dyspozycji- wykonam wszystkie zamówienia.



I jeszcze jedno, jeśli jeszcze tu jesteś, daj komentarz. Chociażby zwykłą kropkę. Jeśli nie chcesz pisać nic więcej, napisz tylko kropkę, żebym wiedziała, że jesteś ;D


Ariel ;)






wtorek, 5 maja 2015

Louis

Hey, Hay Guys!
Zastanawiacie się kto to, otóż to tylko ja Ellka, które nie było tutaj dwa lata. Ogarniacie? DWA LATA! Masakra. Jestem stara jak nie wiem co. Zresztą inne Szalone Pisarki też są stare, heheszki :D
Cóż. Dzięki Nili jest ten imagin i dzięki mojemu nowemu Louisowi, so...
Tak bardzo prawdziwe.
Zapraszam :**

-Octavia! Octavia, wstawaj! – krzyczy moja siostra prosto do mojego ucha
-Ugh, czego chcesz?!
- No wstań, chodź, no chodź! – ciągnie mnie za rękę
Och, rodziców nie ma w domu, czemu ja muszę to znosić??
Wolą ręką nakrywam głowę poduszką i staram się utrzymać na łóżku, ale moja cudowna piecioletnia siostrzyczka nie daje mi spokoju.
- Daj mi pięć minut.
- Teraz chodź, będę płakać no, no chodź. – jej głosik się załamuje. Doskonale wiem, że udaje, żeby wzbudzić we mnie litość. Oj, co to, to nie.
- Pięć minut, albo dzwonię na pogotowie, że jesteś chora na niecierpliwościozę.
- Nie! – krzyczy – Nie jestem chora. No dobrze. – yeah! Udało mi się! Wywalczyłam aż pięć minut.

- Auć! – zabolało. Otwieram oczy i widzę jak dwójka dzieci skacze po mnie jak po trampolinie. Zaraz, zaraz. Dwójka???!!! – Co to ma być?!
- Pięć minut minęło siostsycko. (wszystkie wyrazy umie wypowiedzieć idealnie, ale ta siostsycka to chyba tak specjalnie, żeby mnie zdenerwować)
- A skąd Ty to niby możesz wiedzieć?
- On mi powiedział. – Wskazuje dłonią na drzwi mojego pokoju, w których stoją dwie osoby. Jeden mały chłopiec, który ma może sześć lat i uśmiecha się beztrosko, prawdziwa słodycz. A drugą osobą jest chłopak, (nastolatek? Mężczyzna?) o równie onieśmielającym uśmiechu. Widzę jak próbuje powstrzymać się od wybuchnięcia śmiechem, i tłumi wszystko w sobie, nadal wyglądając uroczo.
Dopiero po chwili uświadamiam sobie, że jestem w różowej piżamie z Królikiem Bugsem, a moje włosy pewnie wyglądają jak po przejściu tornado.
- Bianca! Kto Ci pozwolił wpuszczać obcych ludzi do domu?? – krzyczę, naciągając na siebie kołdrę i tym samym spychając siostrę z mojego ciała.
- Rodzice. Mówili Ci wczoraj, że Toby przyjdzie do mnie. Nie pamiętasz?
- Coś tam chyba pamiętam. Ale ja tu widzę dwóch Toby’ch.
- Tak w zasadzie to jestem Louis. – wtrąca się ten większy Toby nadal się okropnie ślicznie uśmiechając
- Dobrze, Louis. – w takiej sytuacji, chciałabym umieć mówić sarkastycznie – Czy byłbyś tak miły i grzecznie opuścił mój pokój? – staram się zrobić złowrogie spojrzenie, ale wychodzi mi jedynie zmrużenie oczu.
- Ależ oczywiście. – kłania się w pas i wychodzi razem z Tobym zamykając za sobą drzwi.
- Ty też wyjdź i pilnuj przez sekundę, żeby dom był cały. – mówię do Bianci, która rozpromieniona rzuca we mnie poduszką i wychodzi z pokoju

- Zły początek, co? – zagaduje Louis kiedy stawiam dwie kawy na stoliku pod owocującą wiśnią i zajmujemy miejsca naprzeciwko siebie
- Jak w jakiejś telenoweli. Wolałabym poznać Cię przy innej okazji.
- Lubię Królika Bugsa.
- To najlepsza animowana postać, a Ty go tylko lubisz? Nie znam Cię.
Chłopak cicho śmieje się lecz po chwili poważnieje.
- Hej, jestem Louis, a Ty piękna?
- Jestem tylko piękna? Nie znam Cię razy dwa. – proszę, proszę, wyrabiam sobie sarkaźmik
- Hej najpiękniejsza w całym wszechświecie ever dziewczyno, jestem Louis, a Ty?
- Jak to miło, że ktoś się stara. Na imię mam Octavia. To dla Ciebie zaszczyt konwersować ze mną.
- Będę święty dzięki temu, przy najbliższej okazji obsypię Cię kwiatami, abyś była jeszcze piękniejsza.
- Już piękniejsza być nie mogę. – zarzucam włosami do tyłu
Oboje śmiejemy się przez jakiś czas.
Obserwuję dzieciaki. Toby buja Biance na huśtawce. Wyglądają tak uroczo.
- Mieszkasz tutaj? – chłopak ponownie przerywa ciszę
- Kiedy mam wolne. Cały rok spędzam we Włoszech. – odpowiadam
- Co tam robisz?
- Studiuję. Dostałam stypendium na Uniwersytecie Bolońskim, a Włochy od zawsze były moją słabością. A Ty? Nie widziałam Cię tu wcześniej.
- Mieszkam tutaj blisko rok, przeprowadziłem się z rodziną i zacząłem studia w Oksfordzie.
- Nic dziwnego, że nie zdążyliśmy się poznać. Nie to co oni. – wskazuję na dzieci, które teraz rzucają w siebie wiśniami. Mama mnie zabije za te czerwone plamy na ubraniach. To nic.

- Dziękuję pani bardzo, wrócę po nią za jakieś dwie godziny. – mówię do pani Tomlinson, która zgodziła się zająć Biancą
- To żaden problem, oni się uwielbiają. Możesz przyjść o której chcesz. – uśmiecha się tak samo jak Toby, to miłe
- Dziękuję – mówię jeszcze raz i zostawiam siostrę pod opieką jej teściowej.

Biegam. Słucham ‘’Forever Young’’. Żyję.
Zamykam oczy i pozwalam moim nogom nieść mnie dokądkolwiek.
- Forever young, I wanna be forever young. Do you really want to live forever, forever or never. Forever young, I wanna be forever young. Do you really want to live forever, forever or never!
- So many adventures couldn't happen today, So many songs we forgot to play, So many dreams are swinging out of the blue, We let them come true.
Obracam głowę. To nie jest tylko mój głos. Słyszę coś innego. Kogoś.
- Bu! – śmieje się
- Louis! Idioto! – krzyczę
- Ślicznie śpiewasz.
Nie ma to jak robić z siebie idiotkę i to od samego rana.
- Wiem, dziękuję. – pokazuję mu język – Za to Ty fałszujesz i piszczysz jak zagłodzona mysz.
- No wiesz co? Foch.
- Fochaj się. Ja lecę. – przyspieszam a on zostaje w tyle
Po chwili jest już obok mnie.
- Ścigamy się?
- Odzywasz się?
- Zastanowię się. To jak?
- Ok. Do Żółtej Polanki.
- Już wygrałem.
- Nie wątpię. Start.
Biegnę, biegnę, biegnę. Wygram.
Pierwsza dobiegam na miejsce i rzucam się na mlecze, czy jak kto woli mniszki lekarskie. Po chwili jest i Louis.
- Dawałem Ci fory. – mówi zdyszany i kładzie się obok mnie
- Oczywiście. Przecież wiem.
- Cieszę się. Kiedyś zrobimy powtórkę i wtedy nie licz na litość.
- Ja zawsze wygrywam, wybacz skarbie.
- Chyba w snach.
Leżymy tak przez jakiś czas, patrząc na zachodzące letnie słońce, które roztacza wokół siebie czerwono-złotą poświatę.
- Let's dance in style, let's dance for a while, Heaven can wait, we're only watching the skies.
Louis zaczyna śpiewać. Dołączam się. Nagle chłopak się podnosi I wyciąga do mnie rękę.
- Zatańczymy?
- Tutaj? Teraz?
- Czemu nie?
Idiota.
- Jasne.
Ten taniec to jedna wielka masakra, dziwię się że ktoś nas jeszcze za to nie ukarał, ale mimo wszystko świetnie się bawię. Chyba mam przyjaciela.

Otwórz okno
Przeczytałam smsa od Pana Idioty. 07:01, niedziela, człowiek śpi. Normalny człowiek śpi. Ja śpię!
Ignoruję to.
07:03 Otwórz to cholerne okno! Ignoruj dalej.
07:05 OCTAVIA! Ooo, użył mojego imienia, jest mocno wkurzony. To chyba dobrze.
07:06 Forever Young, I wanna… Ignoruj, ignoruj, ignoruj.
Zaczyna rzucać czymś w moje okno. Gratuluję pomysłu.
Otwieram je i wychylam się by go zobaczyć. Dostaję winogronem w twarz.
- Nie cierpię winogron idioto!
- Wiem.
Rzucił jeszcze raz i owoc wpadł mi za dekolt. Louis się śmieje.
- Nie żyjesz.
Zamykam okno. Nie obchodzi mnie jak wyglądam, wybiegam na dwór i rzucam się na chłopaka. Nie sprzeciwia się, kiedy próbuję uniemożliwić mu ruchy.
- Owocka? – pyta
- Daj. – odpowiadam i rozgniatam mu winogrona na twarzy. – Trzeba dbać o urodę, skarbie.
- Zostaw moja piękną twarz!
- Nawet z tą maseczką mi nie dorównasz, ale jak chcesz się ze mną przyjaźnić musisz być przynajmniej znośny.
- Dlaczego ja Cię w ogóle lubie?
Obraca nas tak że to teraz ja nie mogę się ruszać.
- Jestem idealna, zapomniałeś?
- Jak mógłbym.
Wysyłam mu buziaka.
- Dlaczego mnie obudziłeś o tej godzinie?
- Taki kaprys. Chodźmy na lody.
- Przecież wszędzie jest zamknięte.
- Będę rzucał winogronami tak długo aż nam je dadzą.
- Nie ma to jak umiejętność przekonywania. Daj mi sekundę, tylko się ogarnę.

- Jakie chcesz te lody?
- Jakiekolwiek, tylko nie różowe i najlepiej z karmelem.
- Różowy to jakiś smak?
- Kolor. Nie lubię różowych lodów.
- Jakie masz wymagania, królewno.
Znika w budce na chwilę, a ja przyglądam się parze nastolatków całujących się na ławce naprzeciwko mnie. Mają może po 14 lat i osobiście uważam, że to trochę żałosne. Ale trudno, dzieciaki teraz szybciej dojrzewają.
- Tadaaaam! – słyszę za uchem melodyjny głos Lou i odwracam się. – Smacznego życzę.
- Idiota. – oczywiście kupił mi truskawkowe lody.
- Wiem, wiem, jestem najlepszy.
- I najsłodszy. – wycieram te lody w jego koszulkę
- Ej no! To nowa koszulka!
- Ojeju, wybacz. – znów wysyłam mu buziaka
W odpowiedzi całą twarz mam w jego… pistacjowych poznając po smaku lodach.
- Teraz oboje jesteśmy najsłodsi. - Przesuwa palcem po moim policzku i oblizuje go delektując się smakiem pistacji. – Mniam.

- Nie dogonisz mnie! – krzyczy Bianca jadąc na swoim nowym różowiutkim rowerku.
- Masz rację! Nie dogonię Cię!
- Panna Idealna się poddaje? – słyszę kpiny za swoimi plecami
- Daję fory, proszę Pana. – mówię i przytulam się do Louisa
- Patrz, mam nowy rower! – wykrzykuje Bianca do Toby’ego, który podjechał do niej na zielonej hulajnodze.
- Różowy jest brzydki.
- Sam jesteś brzydki.
Normalnie jakbym widziała siebie i Louisa. Słodziaki.
- Nie zamierzasz mi dać nawet jednego dnia spokoju, co?
- Nie, nie zamierzam. Wymęczę Cię tak, że na samą myśl o mnie będzie Ci niedobrze.
- Ekhm, zły cel sobie obrałeś.
- Nie oceniaj mnie, skarbie.
- Jakżebym śmiała. Kawki?
- Marochino z podwójną czekoladą.
- Mogę Ci zaproponować Espresso.
- Twoja hojność jest bezgraniczna.
- Całuj rączki. – wyciągam w jego stronę dłoń, którą delikatnie całuje.

Stawiam gorące kawy na stoliku tak jak przed kilkoma dniami. Louisa nie ma. Po chwili wyjeżdża na hulajnodze swojego brata goniąc roześmiane dzieciaki, które ledwo mieszczą się razem na malutkim rowerku. Mówiłam już, że Tomlinson jest Idiotą?
Bianca i Toby zeskakują z roweru i wbiegają do domu uciekając przed tym psychopatą. To moja okazja. Biorę ten niby rower i próbuję jechać, mimo że moje kolana obijają się o kierownicę. To nic.
- Jesteś głupia!
- Ty jesteś głupszy!
- Cała jesteś naj, więc licz się z konsekwencjami, skarbie!
- Wiecznie młoda, nie głupia!
Nie wiem czy specjalnie, czy też przypadkiem (choć uważam, że przypadki nie istnieją) wjeżdżamy na siebie przewracając się na miękką trawkę.
- Mój rower! – krzyczy Bianca, biegnąc w stronę tego czegoś co z pewnością już nie było rowerem
Ja i Lou śmiejemy się okropnie nie mogąc przestać.
- Mam wiecznie młodą przyjaciółkę, powiadasz.
- Wiecznie.
Całuje mnie. Odwzajemniam pocałunek.
- Wieczni przyjaciele? – pyta po chwili
- Wieczni przyjaciele.

by Ell
Jestem skromna i bardzo z siebie dumna.
Mam nadzieję, że to dobry imagin na powrót.
Nadal Was kocham.
I Was moje cudowne SzP
I Ciebie Lou.
Do napisania.
Bye :*****

sobota, 2 maja 2015

Niall... ♥

Wiecie co najbardziej lubię w szkole? To, że mam zwolnienie z wf-u. Tak, jestem strasznym leniem, ale to nie dlatego nie ćwiczę. Jakiś czas temu zdiagnozowano u mnie arytmię serca, ale to nie ważne. To nie o to chodzi w tej historii. Jednak wszystko zaczęło się właśnie na wf-ie kiedy siedziałam na ławce kończąc kolejną część Pieśni Lodu i Ognia Martina.  W drugiej części sali gimnastycznej ćwiczyli chłopcy z klasy maturalnej. Pewnie każda normalna dziewczyna zajęłaby się oglądaniem kilkunastu facetów biegających za piłką, ale ja nie jestem normalna. Zdecydowanie wolę Jona Snowa (ludzie, w serialu gra go Kit Harington!), czy Jamie’go Lannistera. Jedyną osobą, którą mogłam się zainteresować był mój najlepszy przyjaciel – Liam Payne, na którego już naprawdę dużo w życiu się napatrzyłam.
Czy to dziwne, że mam 17 lat i nigdy nie miałam chłopaka? Możliwe, ale mało mnie to obchodzi. Jasne, byłam kiedyś zakochana, ale też zraniona, więc chyba podziękuję. Wolę książki.
Kiedy tak sobie siedziałam i czytałam ja Tyrion… dobra nie będę wam spojlerować, ktoś mi przeprał. Jak się okazało, był to Niall Horan. Czekaj, CO!? Blond czupryna z ciemnymi odrostami przy głowie, niesamowicie błękitne oczy, krzywe zęby, tak to z pewnością on. Ten chłopak jest żywym przykładem stwierdzenia „artystyczny nieład”. I muszę przyznać, jest zdecydowanie najprzystojniejszym chłopakiem  w naszej szkole (bez obrazy Liaś, przecież wiesz, że cię kocham. :D ). Jednak nauczyłam się już, że nie wygląd świadczy o człowieku. Niall był przystojny, ale to wszystko, nie śniłam po nocach że do mnie zagadał.
A jednak zagadał.
- Hej, Nina, tak? To ty jesteś siostrą Lissy?– przeczesał dłonią włosy.
            - Yyy, tak?
            - Ja jestem Niall – przecież wiem, miałam ochotę wykrzyczeć, ale powstrzymałam się, dzięki czemu nie wyszłam na kretynkę. – mam do ciebie sprawę. – jasne, tak po prostu nigdy by nie zagadał.
            - Jaką? – zapytałam po chwili milczenia.
            - Dałabyś mi numer do Lissy? Wiesz, podoba mi się, ale głupio mi zagadać. – więc łatwiej zagadać do mnie?
            To nie miało najmniejszego sensu. Lissa jest w wieku Nialla, więc na pewno mieli jakieś lekcje razem. Poza tym, Niall, czyżbyś zapomniał, że to Lissa jest tą fajniejszą z sióstr? To gadając ze mną jesteś bardziej narażony na wyśmianie. A zresztą, chociaż o tym pewnie nie wiesz, Lissa kocha się w tobie od początku liceum.
            Nie powiedziałam tego jednak na głos. Podałam tylko chłopakowi kilka cyferek i odszedł. Chwilę potem zadzwonił dzwonek, a ja wyszłam ze szkoły.
            Liam dogonił mnie wołając na cały głos moje imię. Taki już jest ten pan Payne. Nie przejmuje się, że pół szkoły patrzy na niego jak na wariata, on jest wariatem.
            - Nins, gadałaś z Horanem?
            - Tak, a co? Zazdrosny jesteś? Spokojnie, nie chodziło mu o mnie tylko o Lissę.
            - O Lissę? Co chciał? Nie mógł tego załatwić z nią?
            - Chciał jej numer. Podobno ona mu się podoba, ale wstydzi się zagadać.
            - Coś mi tu śmierdzi.
            Mówiłam już, że nie cierpię niektórych tekstów Liama? Tak jak ten, kto mówi tak w dzisiejszych czasach? Proszę Państwa, przedstawiam wam Liama Payne’a.

            Weszłam do domu. Zaraz potem usłyszałam dźwięk przychodzącej na facebooka wiadomości.

Niall: Hej, mam prośbę, możesz nie mówić Lissie, że dawałaś mi jej numer? Prooooszę.

Przyznaję, te 4 literki o mnie przekonały. Brawo Horan.

Nina: No nie wiem, nie wiem. Muszę się nad tym poważnie zastanowić. *zastanawia się*. Nie, powiem jej. Ja i Liss nie mamy przed sobą tajemnic.

Droczyłam się z nim.

Niall: Poważnie? :O Nina, proszę, odwdzięczę ci się. ;)
Nina: O Boże, chyba się boje. Jak ty mi się chcesz odwdzięczać? :O
Niall: Nie mam pojęcia o czym pomyślałaś, ale mi chodziło o czekoladę. Spokojnie, nie jestem psychopatą, który chce porwać ciebie i twoją siostrę, zgwałcić, zabić i zakopać w lesie. Chyba. ;) Błahaha.
Nina: Zaraz chyba na serio zacznę się ciebie bać. :O
Niall: Ninaaaaaa! Proszę, proszę, prooooszę…
Nina: Co ty masz z tymi powtarzającymi się literkami? :P
Niall: To jest perswazja.
Nina: Wow, wiesz co to perswazja. Gratuluję!
Niall: Serio myślisz, że jestem taki głupi? Jestem urażony ;’(
Nina: Na za mądrego nie wyglądasz.
Niall: Mówisz poważnie?
Niall: Nina?
Niall: Ninaa?
Niall: Ninaaaaaaaa!?1?!?
Niall: Nina. Nina. Nina.
Niall: Jesteś?
Niall: Jesteś?
Niall: Boże, jesteś?
Nina: Wystarczy Nina, ale jak mnie uważasz za bóstwo to na kolana.
Niall: Odpowiesz mi? Wyglądam na głupka?
Nina:
Niall: NINO OLSEN, MASZ MI POWIEDZIEĆ CO MAM W SOBIE ZMIENIĆ, ŻEBY BYĆ MĄDRY!!!
Nina: Nie krzycz na mnie. :’(
Niall: Przepraszam, Nina, ale powiesz mi? Proooszę.
Nina: Żartowałam, wariacie. Jutro widzę milkę oreo, bo inaczej powiem wszystko Lissie.
Niall: Jesteś okropna. Zapomnij o czekoladzie.
Nina: LISSAAAAAAAAA!
Niall: Dobra, dobra nic jej nie mów. Przyniosę ci tą głupią czekoladę. ;)

            Wiecie co? Jakby ktoś z was powiedział mi jeszcze dziś rano, że będę pisała z Niall’em Horanem i to bez przerwy się z tego śmiejąc, wyśmiałabym go. A tu proszę. Kto by pomyślał, co nie?

            - Hej, Nins. – powiedziała moja siostra wchodząc do domu i stawiając torbę na stole. – Z czego tak się śmieniesz? – zajrzała w ekran mojego telefonu.
            Odruchowo zasłoniłam i powiedziałam, że Liam opowiedział mi dowcip. Ładnie to tak kłamać własną siostrę, panno Olsen? To już drugi raz tego dnia. Schodzisz na psy, Ninka. I do tego udzielają ci się teksty Liama. Powinnaś się wziąć za siebie, a nie romansować z największym ciachem w szkole.
            - Dobra. Ja idę na zakupy. Wrócę późno.
            Zaraz, zaraz. Czy ja naprawdę to pomyślałam? Przecież wcale nie romansujemy. Niall jest zakochany w Lissie. Nie we mnie. Ze mną po prostu fajnie mu się pisze, jak to przed chwilą napisał. Dlaczego ja w ogóle tyle o nim myślę. Aaa! Nikt nie ogarnie mojego mózgu. Idę pobiegać.

Nina: Spadam, Horan. Idę biegać.
Niall: Mogę z tobą? ;)
Nina: Serio chcesz ze mną biegać? Ty? Wielki Niall Horan, chce biegać z szarą myszką, która woli książki od ludzi? Jak ja ci się odwdzięczę, o panie. :P
Niall: Coś wymyślisz, słonko. J To mogę?
Nina: Gdzie się spotykamy?
Niall: Wiesz gdzie mieszkam?
Nina: Mniej więcej.
Niall: Wystarczy. Chodź w moją stronę, a ja w twoją. Spotkamy się po drodze. ;)
Nina: Ok. Daj mi 5 minut i wychodzę. ;)

            Włączyłam telewizję i zaczęłam oglądać Pingwiny z Madagaskaru. Czy to głupie, że lubię bajki? No ale co ja na to poradzę. W kuchni znalazłam jakieś chipsy, więc zjadłam sobie je jako przekąskę do oglądania.
            Wiecie, ja serio nie chciałam go wystawiać, ale kilka wiadomości wcześniej pisałam mu, że nie mogę wykonywać żadnych cięższych ćwiczeń, bo mam arytmię. To nie moja wina, że chłopak nie ma mózgu.
            Jakieś 15 minut później usłyszałam dźwięk dzwonka do drzwi.
            - Ja cię kiedyś zabiję. – powiedział, kiedy otworzyłam.
            - Nie mogę biegać, pamiętasz?
            - Taaa, przypomniałem sobie jak cie nie spotkałem.
            - Wejdziesz?
            - Jesteś sama?
            - Tak. Rodzice w pracy, Lissa na zakupach.
            - Jesteś pewna, że mnie wpuścisz do domu? Wiesz, nadal mogę być tym gwałcicielem i zabójcą. – podniósł jedną brew do góry.
            Wiecie co wam powiem: Niall wyglądał zabójczo i sportowym ubraniu, potarganych włosach, oparty o moje drzwi, to trzeba przyznać.
            - Jak nie chcesz... – zaczęłam zamykać drzwi.
            - Chyba jednak się skuszę na herbatkę. – powiedział ukazując przy okazji dwa rządki białych, nierównych zębów.
            Pan Horan usiadł przy kuchennym stole, a ja wstawiwszy (kto używa takiego słowa? Przed Państwem Nina Olsen) wodę na herbatę usiadłam naprzeciwko niego.
            - A więc mówisz, że podoba ci się Lissa. – Czy to nie dziwne, że przy chłopaku, którego kompletnie nie znałam czułam się jak przy najlepszym przyjacielu?
            - Noo, już od dawna. Ale zawsze jak przy niej jestem robię coś głupiego. Ona mnie chyba nie lubi.
            - Wiesz, chyba nie powinnam ci tego mówić. To raczej powinna zrobić Lissa. Ale ona serio cię lubi.
            Nino Rebecco Olsen, czy ty już do reszty zgłupiałaś?! Krzyczał ten dziwny głos w głowie. Lissa nie chciałaby, żebyś mu to mówiła.
            - Mówiła ci? – I znowu ten piękny uśmiech.
            Pokiwałam głową.
            - Mam ochotę cię wyściskać.
            Nic nie odpowiedziałam. Nie wiedziałam co. Patrzyłam na niego jak głupia. NINA WEŹ SIĘ W GARŚĆ!!!
            A on po prostu wstał i mnie przytulił. Odwzajemniłam uścisk, a w moim brzuchu miliony motylków nie pozwalało mi normalnie funkcjonować.
            Położyłam głowę na jego klatce piersiowej i tak trwaliśmy w uścisku. Chyba żadne z nas nie chciało tego kończyć. To było dziwne. Bardzo.
            - Ale co mam teraz zrobić? – zapytał w końcu.
            - Mnie się pytasz? Nie wiem, czy wiesz, ale nie jestem ekspertem w związkach.
            - Ale na pewno możesz mi pomóc.
            - Chyba jednak nie.
            - Wierzę w ciebie, Ninka. – dlaczego jego uśmiech tak bardzo mnie onieśmielał? Dlaczego ON tak bardzo mnie onieśmielał, a jednocześnie dawał uczucie, że znam go on zawsze? – Muszę już iść. Zastanów się. Spotkamy się jutro po szkole? – pokiwałam głową i odprowadziłam go do drzwi.
            Wypiłam herbatę sama, oparta o blat kuchennego stołu.
            Dlaczego było mi tak cholernie smutno?

            Opowiedziałam wszystko Liamowi.
            - Myślę, że się zakochałaś.
            - Nie, Liaś, to nie możliwe.
            - Tak, to jest możliwe.
            Dobrze wiedziałam, że to jest możliwe. A nawet prawdziwe.



            - Hej, Ninka. Mam dla ciebie czekoladę i propozycję.
            - Dziękuję. – wzięłam słodycz - O co chodzi?
            - Chce ci coś pokazać. Pojedziesz ze mną?
            - Gdzie?
            - Niespodzianka.
            - I właśnie o to chodzi, Niall.
            - Słucham?
            - Podoba ci się Lissa, tak?
            - No tak. Do czego zmierzasz?
            - To jej powinieneś robić niespodzianki.
            - Masz rację. 
            - Idź do niej i jej to zaproponuj. Zabierz ją w jakieś romantyczne miejsce, kup kwiaty, nie wiem, zróbcie razem coś fajnego.
            - Mhm. Ok.
            Odszedł. ODSZEDŁ.
Nina, na litość boską, nie może ci się podobać chłopak, który kocha twoją siostrę i to z odwzajemnieniem.
Nienawidzę cię, głosie, wiesz?
Nie wiem czemu, ale gdy weszłam do domu, pościłam sobie na cały głos Toma Odella (wiedz, że jeśli Nina Olsen słucha Toma Odella, to w życiu Nina Olsen coś się dzieje) a po moich policzkach spływały łzy.

Prespektywa Nialla.

- Hej, Liss. To ja do ciebie wczoraj pisałem. Chciałbym ci coś pokazać. – powiedziałem do blondynki.
- Chwila. Ty do mnie pisałeś? Podobam ci się? – była zdziwiona.
- Tak się składa. – puściłem do niej oczko.
Ślicznie się uśmiechnęła.
- To co mi chciałeś pokazać?
- Chodź.
Poprowadziłem ją do mojego samochodu. Wyjechaliśmy na obrzeża miasta. Skręciłem w leśną drogę.
- Czy ty chcesz mnie wywieźć do lasu, zgwałcić i zabić? – Boże, jakie one są podobne.
-Spokojnie. Spodoba ci się, słonko.
Wczoraj powiedziałem „słonko” do Niny. To do niej należy ten zwrot.  Niall, do cholery, podoba ci się Lissa, nie Nina, pamiętasz?
Dojechaliśmy na miejsce.
Było to duże jezioro, bardzo spokojne. Tylko kilka łabędzi pływających po powierzchni naruszało idealną harmonię.
- Tu jest pięknie.
- Znalazłem to miejsce kilka dni temu i od razu pomyślałem o tobie.
To była prawda. No bo, jeszcze kila dni temu nie wiedziałem o istnieniu młodszej siostry idealniej Lissy Olsen.
Niall, nie myśli o Ninie!
I nagle pocałowałem Lissę. Wszystko, żeby nie myśleć o Ninie.
I miałem okropne uczucie, że trzymam w ramionach niewłaściwą siostrę.
- Dobra, Niall, wystarczy. – oderwała się od mnie.
- Słucham? – Nigdy nie zrozumiej kobiet.
- Idź do niej.
            - Przykro mi, Lissa, ale nie wiem o kim mówisz.
            - O Ninie. Przejrzałam jej telefon, bo dziwnie się zachowywała. Niall, to widać, że nie ja ci się podobam, tylko ona. Jak rozmawialiśmy w samochodzie nawet raz powiedziałeś na mnie Ninka.
            - Poważnie? – jak mogłem to przeoczyć?
            Pokiwała głową.
            - Przykro mi, Liss.
            - Nie musi, naprawdę. Nie wiem co ci Nina naopowiadała, ale już mi się nie podobasz.
            - Auć. Więc kto ci się podoba?
            - Nie za dużo chciałbyś wiedzieć? Cierpliwości. Niedługo się dowiesz.
            Już na podwórku Olsenów słychać było włączoną na cały głos muzykę.
            Weszliśmy do domu. Lissa po cichu otworzyła drzwi do pokoju mojej Ninki.
            Leżała na łóżku wtulona z Liama, zapłakana. O Boże, czemu moja królewna płakała?
            Chłopak jak poparzony odskoczył od Niny. Nie wiem czemu, wszyscy wiedzieli, że są przyjaciółmi. Po chwili podszedł do Lissy i ją przytulił.
            Więc to o nim mówiła Lissa?
A Nina nadal siedziała na łóżku ze spuszczonym wzrokiem.
            - Słonko - podszedłem do niej. Lissa i Liam wyszli z pokoju.
            Przytuliła się do mnie.
            - Niall, ja…
            - Ja też, skarbie, ja też.

            Delikatnie pocałowałem ją, a potem pozwoliłem jej się we mnie wtulić i wypłakać. Wiem, że tego właśnie potrzebowała.
BY NILA
LUB TERAZ BARDZIEJ ZNANA JAKO CYNHTIA
_________________________________________________________________________________
Ten imagin tak bardzo mi się podoba. 
Chciałam wam podziękować za to, że go czytacie, bo wiem, że ten blog dawno już zszedł na psy (ach te teksty Liama :D )
Przy okazji, chciałam was zaprosić na mojego i Ariel bloga recenzenckiego: [LINK]
Jeszcze raz dziękuję.
Kocham was skarby <3
Cynthia O.
Nila Horan <3

piątek, 20 lutego 2015

Zayn... ♥


Zayn… ♥


Po co żyć? Przecież życie nie ma sensu.
Chce umrzeć.
Chce po prostu umrzeć…


            Chłopak wszedł chwiejnym krokiem do męskiej toalety. W prawej dłoni ściskał opakowanie tabletek, które ukradł jakiejś pijanej dziewczynie z torebki. Mi są bardziej potrzebne. – myślał. W lewej ręce trzymał do połowy pustą butelkę piwa.
            Oparł się o umywalkę i spojrzał ten ostatni raz na zwoje lustrzane odbicie. Zobaczył dziewiętnastoletniego chłopaka, albo raczej to co z niego zostało.
            Był wychudzony, podkrążone oczy miały brudny brązowy kolor i były przekrwione. Ciemne rozczochrane włosy opadały na bladą, kościstą twarz. Lewe oko otaczał fioletowy siniak, a na policzku skóra była rozcięta. Twarz była brudna od zaschniętej krwi. Ten widok go obrzydzał.
            Do łazienki wszedł jakiś chłopak, który ciągnął za sobą ledwo przytomną dziewczynę. Rzucił nią do kabiny, zrywając resztki ubrania. Nawet nie zamykając za sobą drzwi kabiny zaczął się za nią zabierać.
            Dlaczego ja nie jestem taki jak on? - pomyślał brunet. No tak, tak było by łatwiej. Żyć nie przejmując się uczuciami innych.
            Zayn stał się tym wychudzonym, pobitym chłopakiem właśnie dlatego, że inni byli dla niego ważni.
            Osunął się na podłogę opierając się o ścianę. Wysypał sobie na dłoń tabletki i zaczął po kolei je połykać, popijając piwem. Już niedługo będzie koniec. Zaśnie i już się nie obudzi.
            Jakby za mgłą widział, że drugi chłopak bez słowa wychodzi z łazienki.
            Wstał i podszedł do dziewczyny. Jej smukłe ciało leżało bezwładnie oparte o sedes. Na twarzy miała rozmazany makijaż. Płakała. Była przytomna, chociaż na pierwszy rzut oka mogło się wydawać inaczej. W ręku trzymała żyletkę.
            Przyłożyła ją do przedramienia i pociągnęła wzdłuż żyły. Z rany trysnęła krew.
            Chłopak usiadł obok dziewczyny. Spojrzała na niego, on na nią.
            Ostatnie co zobaczył to jej błękitne oczy, w których utonął.
            Stracił przytomność.


            Kiedy dziewczyna weszła do klubu już była pijana. Chciała się zabawić, ten ostatni raz. W torebce miała buteleczkę z tabletkami, które chciała połknąć i odejść z tego świata.
            Podeszła do baru. Jakiś chłopak postawił jej drinka. Wypiła i poszła na parkiet.
            Chłopak, który postawił jej drinka, cały czas był przy niej. Dorze się bawiła.
            Kiedy poczuła się zmęczona, podeszła do ściany, aby chwilę odpocząć. Świat stał się nagle jakby odległy. Widziała bawiących się ludzi, ale ich nie czuła. Była sama.
            Za chwilę poczuła, że ktoś ją trzyma za rękę i gdzieś prowadzi. Znalazła się w łazience. Widziała chłopaka, opartego o ścianę.
            Nawet nie zauważyła, kiedy nie pozostało na niej żadne ubranie.
            Chłopak zachowywał się bardzo brutalnie, jednak dziewczyna nie mogła krzyczeć, choć próbowała.
            Traktował ją jak szmatę.
            Dziwka.- pomyślała  - nie jestem niczym więcej. Jestem zwykłą dziwką. Ktoś taki jak ja nie pa prawa żyć.
            Dlatego gdy tylko chłopak ją zostawił, postanowiła zakończyć są historię. Przypomniała sobie, że torebkę zostawiła gdzieś w klubie. Na podłodze łazienki zobaczyła coś błyszczącego. Podniosła żyletkę.
            Ktoś do niej podszedł. Spojrzała na chłopaka. Nie widziała dokładnie jak wyglądał.
            Szybkim ruchem podcięła sobie żyłę na przedramieniu.
            Chłopak usiadł obok niej. Spojrzała na niego.
            Zasnęła, wpatrzona w jego brązowe tęczówki.



            Kiedy Zayn otworzył oczy zobaczył, że znajduje się w jakimś białym pomieszczeniu.
Żyję. Muszę żyć. Piekło na pewno nie byłoby takie jasne.
            Spróbował wstać, ale jego wysiłek był daremny. Rozejrzał się tylko po sali. Znajdowało się tam jeszcze jedno łóżko, nic więcej. Na łóżku leżała jakaś postać. Patrzyła na niego. Uśmiechała się.
            - To ty. – powiedziała tylko.
            - Dlaczego…? – chciał zapytać, ale on a mu przerwała.
            - Widocznie tak miało być.  
            Mieli razem umrzeć, a tymczasem leżą w jednej Sali szpitalnej. Żywi. Tak, tak na pewno miało być.
            - Jestem Zayn.
            - [TI]
            - Dlaczego chciałeś to zrobić?
            - Myślę, że życie mnie przerosło.
            - Tak, mnie też.
            - Dlaczego się nie udało? Co poszło nie tak? – Nie mógł znieść myśli, że będzie musiał zrobić to jeszcze raz.
            Nie chciał żyć, ale nie chciał też zabijać się po raz drugi.
            Dziewczyna nic nie odpowiedziała. Chyba zasnęła.
            Zayn nie potrafił zasnąć. Próbował, ale sen nie nadchodził. Tak samo jak śmierć.


Codziennie przychodzili do nich lekarze i pielęgniarki, ale nikt więcej. Byli sami na świecie.
            Dużo rozmawiali. Można powiedzieć, że się zaprzyjaźnili. Połączyło ich pragnienie śmierci.
            Mieli spotkania z psychologiem. Kobieta mówiła im, że życie może być piękne. Że jeszcze spotka ich szczęście. Zayn wiedział, że to prawda. Ale wiedział też, że dla niego szczęściem może być tylko chwila śmierci.
            Spędzili w szpitalu dużo czasu, później zostali przeniesieni do placówki wychowawczej, ponieważ nie mieli rodziców.
            Nie mieli dostępu do leków ani ostrych przedmiotów. Wiedzieli jednak, że muszą znaleźć jakiś sposób, aby odejść.

            - Zayn? Jesteś tu? – zapytała [TI] wchodząc do pokoju chłopaka.
            - Mhm.
            - Chodź, muszę ci coś pokazać. Tylko cicho, żeby nikt nas nie zauważył.
            Dziewczyna prowadziła go do miejsca, w którym jeszcze nigdy nie był. Pokój na końcu korytarza, który zawsze był zamknięty. Tym razem drzwi łatwo ustąpiły. W środku były tylko schody. Weszli po nich. Gdy dotarli na szczyt znaleźli się na dachu budynku.
            - Chwila nieuwagi personelu dała nam jedyną szansę. – była naprawdę szczęśliwa. – Chodź.
            Pociągnęła go za rękę do krawędzi budynku.
            - Razem? – zapytała.
On w odpowiedzi namiętnie ją pocałował.
- Razem. – szepnął.

Trzymając się za ręce skoczyli. 

BY  NILA
________________________________________________________________________

Żeby nie było, nie mam myśli samobójczych. Ten imagin to tylko i wyłącznie wymysł mojej chorej wyobraźni. Sama nie wierzę że to napisałam.