,,Miłość jest wtedy gdy jesteś przy kimś i on sprawia że jesteś szczęśliwy''

środa, 31 października 2012

Louis...♥

Hej kochane, wasza Ell'ka
Przepraszam, że nie dodaję teraz drugiej części imagina o Lou i Hazz, ale mam swoje powody.
I przepraszam, w imieniu nas wszystkich za takowe zaniedbanie tego bloga.
Imag na faktach autentycznych...
Zachęcam do czytania i komentowania.

,,Przecież to tylko kilka minut. No czy to aż tak dużo. Jedno niewielkie spóźnienie i wszystko się wali. Nadzwyczaj poukładani rodzice nigdy nie dawali mi spokoju. Zero swobody, wolności, nic. Za grosz luzu. No a dla niej wszystko by poświęcili. Dla kochanej starszej siostrzyczki. Codziennie ''Co to ona nie,a ty to taka...'' mam już tego dość. I szlaban na co? Na wszystko na czym mi zależało. I tu nie chodzi mi o internet tylko o przyjaciela. Bo ponoć ''On źle na ciebie działa, dziecko. Odizoluj się od niego, ty żyjesz na wyższych obrotach''. Wkurzało mnie to, bo co im do tego z kim się przyjaźnię. I jakie oni mają prawo do obrażania mojego jedynego skarbu który mnie rozumie i zawsze pomaga w odróżnieniu od nich? Pamiętniku, wiem że piszę to już nie pierwszy raz, ale teraz to już na prawdę przesadzili. Jaki normalny rodzic, każe ci się wynosić? Ale skoro aż tak bardzo im na tym zależy to nie ma sprawy. Mogę się wynieść, nawet zaraz. W sumie to nie taki zły pomysł. Tak, postanowione, Uciekam z tego więzienia.Jeszcze nie wiem gdzie pójdę, ale coś wymyślę.  Udowodnię im, że nie jestem dzieckiem za jakie mnie mają. Pamiętniku, kończę już bo zaraz wzejdzie słońce i zaprzepaszczę tę jedyną szansę na ucieczkę. Do napisania. ;***''

Zegar ścienny pokazywał 00.47. Rzuciłaś zeszyt na łóżko i wygrzebałaś z szafy swoją starą torbę podróżną.  Wpakowałaś kilka najpotrzebniejszych rzeczy, by nie wzbudzać podejrzeń. Zakończywszy pakowanie, wyrwałaś kartkę z jakiegoś notesu leżącego na biurku i nabazgrałaś kilka słów wyjaśnienia dla rodziców.

,,Jeśli to czytacie to pewnie jesteście teraz na mnie źli i rozczarowani moim zachowaniem. Ale ja zachowałam się dokładnie tak jak wy w stosunku do mnie. Uciekam od was, tak jak wy uciekaliście ode mnie przez ostatnie kilka lat. Możecie się zastanawiać dlaczego, bo ja wam nie powiem. Powinniście się domyślić.
Może Wam w tym pomóc wasz skarbek, więc po co Wam ja? Może jeszcze kiedyś się zobaczymy. 
                                                                                                               [T.I]''

Położyłaś kartkę na stoliku, stawiając na niej budzik. Wyciągnęłaś z szuflady klucze i wsuwając je do kieszeni wyszłaś z torbą na ramieniu z pokoju. Cicho zeszłaś po schodach i na chwilę przystanęłaś. Na małym stoliku po którym walały się jakieś kartki, długopisy, telefon stacjonarny, stało również wasze rodzinne zdjęcie. Widniała na nim mała zielonooka pięciolatka z burzą brązowych włosów na głowie, w schludniej sukieneczce w kolorowe kwiaty. . Za rączkę trzymała dziewięcioletnią dziewczynkę o kruczoczarnych włosach i takich samych dużych zielonych oczach, ubraną w różową koszulę i ciemnoniebieską spódniczkę do kolan.. Za nimi stało dwoje dorosłych. Dobrze zbudowany szatyn białej koszuli i czarnych spodniach, obejmujący w pasie długonogą brunetkę o brązowych oczach i pełnych ustach w wąskiej, rubinowej sukni do kolan. Wszyscy uśmiechnięci i zadowoleni. Kiedyś tak było. Taka cudowna, idealna rodzina, o której zdaje się każdy marzył. A teraz to wszystko się rozpadło.  Ty odeszłaś. Tyle wspomnień wiązało się z tym domem. Ale przemogłaś się. Ruszyłaś do wyjścia, czym prędzej zamykając drzwi. Wychodząc na chodnik, jeszcze raz spojrzałaś na ten dom. Odwracając głowę ruszyłaś prędkim krokiem przed siebie. Nie wiedziałaś gdzie się udać. Przez kilka godzin błądziłaś po mieście, rozmyślając nad przeszłością i przyszłością. Teraźniejszość nie istniała. Przystanęłaś na chwilę na skrzyżowaniu dwóch ulic i przyglądałaś się wschodzącemu słońcu. ''Wstaje nowy dzień. To szansa na nowe życie'' - pomyślałaś. Szłaś dalej jedną z londyńskich ulic lecz wyczerpanie ogarniające twoje ciało dawało się we znaki. Przykucnęłaś na chodniku i nawet nie zorientowałaś się kiedy zasnęłaś. --- Obudził cię wstrząs. Otworzyłaś oczy i spostrzegłaś, że jesteś w innym miejscu niż byłaś ostatnio. Czułaś dziwny ciężar na swoim ciele. Przeniosłaś wzrok na brzuch i zobaczyłaś że leży na Tobie jakiś chłopak. Był nim Louis. Powolnie podnosił się z ciebie. Na ramieniu miał twoją torbę i siatkę z zakupami. Podparłaś się rękami i usiadłaś na zimnym chodniku.
L- Przepraszam. Gapa ze mnie.
T- Cześć Louis. Co się stało?
L- Oj, to długa historia. Wstawaj - podał ci rękę - idziemy.
T- Yyyy, gdzie?
L- No do mnie. 
T- Louis ja muszę iść...
L- Gdzie musisz iść? - nie odpowiedziałaś mu, bo właściwie nie wiedziałaś gdzie - no właśnie. Idziemy.
Chłopak pociągnął cię za rękę i ruszyliście w stronę domu jego i chłopców. Okazało się, że wcale nie byliście daleko, bo tylko jakieś 100 metrów od niego. 
T- Ej, może daj mi moją torbę. Ciężka jest.
L- Oj już nie przesadzaj dobra?
Weszliście na ich posesję. Tomlinson otworzył ci drzwi. W domu było dziwnie cicho. Za cicho. Zwykle gdy tu przychodziłaś to Zayn z Hazzą kłócili się o pilota, Liam próbował ich rozdzielić, Niall coś pałaszował a Louis przeważnie wchodził razem z Tobą lub witał cię w drzwiach. Ale nigdy nie byłaś tu tak wcześnie.
L- Chłopcy jeszcze śpią. Dziwnie nie? Chcesz może coś zjeść?
T- Nie dziękuję, nie jestem głodna. - skłamałaś bo od wczorajszego rana nic nie jadłaś, a Twój żołądek jakby ci o tym przypominając, odezwał się bardzo głośno.
L- Nooo tak, nie jesteś. Rozbierz się i chodź do kuchni. Zaraz coś przygotuję.
Ściągnęłaś wierzchnie okrycie i buty i weszłaś w głąb holu następnie kierując się do kuchni. Louis położył twoją torbę tuż przy wejściu do niej. Chłopak bardzo sprawnie operował sztućcami i innymi przyrządami kuchennymi bo po chwili przed tobą stała ślicznie przyrządzona jajecznica z pomidorami, mozarellą i liśćmi mięty.
T- Ymmm, Lou nie wiedziałam, że potrafisz tak gotować.
L- Oj, wielu rzeczy o mnie nie wiesz,
T- Dobra. A możesz mi powiedzieć dlaczego razem leżeliśmy na chodniku? I to rano?
L- To długa historia. A może ty mi powiesz dlaczego znalazłem cię na ulicy pod płotem?
T- To jeszcze dłuższa historia.
L- Mów, mamy czas.
T- Ok. Pokłóciłam się z rodzicami. O Ciebie, znowu. Miałam już tego dosyć i uciekłam. Nie mam ochoty wysłuchiwać oszczerstw na mój temat, a tym bardziej o Tobie. Wyniosłam się bo traktowali mnie jak śmiecia. No i chyba przysnęłam jakoś nad ranem. Tyle. To teraz ty.
L- Szedłem do sklepu jak to zwykle co rano, ale coś mnie naszło żeby wracać inną drogą i zobaczyłem ciebie śpiącą, a to chyba oczywiste że nie zostawiłbym Cię na pastwę losu, więc wziąłem Cię na ręce i zaniosłem. Ale ziemia była tak nieprzewidywalna, że leżał sobie mały kamień i potknąłem się o niego przy okazji upadając na ciebie.
T- Dziękuję. Bardzo. Za wszystko.
L- Nie przesadzaj, przecież jesteśmy przyjaciółmi jak mniemam.
T- Taaak.
W tym momencie do kuchni wparował zaspany Hazza.  Przeciągnął się i ziewnał.
H- Louis cooooo robi ta waaaalizka przed drzwiaaaami? - spojrzał na Ciebie zaspanymi oczami - Aaaaa, nie musisz odpowiadać. Cześć [T.I] Dlaczego nie wiem, że się wprowadziłaś?
T- Hej Harry. Nie wprowadziłam się, ja po prostu...
L- ...wprowadziła się.
Posłałaś Tomlinsonowi zabójcze spojrzenie. Odpowiedział Ci szerokim uśmiechem. Zdziwiony Hazz dosiadł się do Was.
T- Nie, ja wcale tu nie mieszkam. Po prostu wpadłam na chwilę.
H- Z walizkami?
T- Bo się przeprowadzam, ale nie tutaj.
H- Aaa, dobra. Ale wiesz mnie tam Twoje towarzystwo nie przeszkadza, nawet bardzo bym się cieszył.
L- Ej, a ty przypadkiem nie masz dziewczyny?
H- No wow, ale jesteś spostrzegawczy. A propos Samantha wpadnie dziś, nie masz nic przeciwko?
L- Nie, no jasne że nie. Chyba że [T.I].
T- Mnie tu nie ma. Ja tu tylko chwilowo przebywam.
H- Trele morele. Mieszkasz tu z tego co widzę.
T- To idź do okulisty.
H- Czyli nie masz nic przeciwko?
T- No co ty, przecież bardzo lubię Sam.
H- Ooo to takie kochane, że nasze dziewczyny są przyjaciółkami.
Louis uderzył Hazzę dłonią z całej siły, a ten szyderczo na niego popatrzył. Styles opuścił kuchnię, zanosząc się ze śmiechu.

T- O co mu chodziło?
L- Nie wiem. - na jego twarzy wymalowało się zszokowanie i dziwne zawstydzenie
Teraz do kuchni wbiegł jak opętany Niall, od progu krzycząc
N- Co dziś na śniadanie? Mam nadzieję, że coś dobrego. - uspokoił się i usiadł przy stole - O hej mych. Coooo tu robisz?
T- Siedzę.
N- Spoko? Yyy, Lou kochany mój, dasz mi to śniadanie?
L- A kochany Niallku nie mógłbyś sobie wziąć sam?
Horan zrobił oczka biednego szczeniaczka i Louis zlitował się nad nim, nakładając mu dość obszerną porcję jedzenia na talerz.
N- Dziękuję.
L- To ja może pójdę zanieść Twoje rzeczy.
N- Jakie Twoje rzeczy?
T- Twoje znaczy moje, i nie Lou ja już idę.
Tomlinson wstał i wyszedł z kuchni. Mimo tego że nie chciałaś robić chłopcom problemów swoją obecnością, dłuższą obecnością, to jednak go nie zatrzymałaś. To było kochane z jego strony, że tak się przejął i zaproponował mieszkanie.  Po chwili usłyszałaś głos z korytarza.
Li- Co to za torby?
L- [T.I] się wprowadza.
Li- Ooo, wspaniale. Yyy a gdzie będzie jej pokój?
L- No chyba u mnie, jak sądzę.
Przywitałaś się z Liamkiem w wejściu do kuchni i podreptałaś za Louisem do jego pokoju. Bywałaś tam bardzo często. To prawie cały wspólny czas spędzaliście właśnie tam. Czułaś jakąś więź emocjonalną z tym pomieszczeniem. Weszłaś tam. Te same lazurowe ściany, obszerne łóżko pokryte głęboko morską pościelą, jasne dębowe meble i to samo piękne czarne pianino, na którym godzinami Lou uczył Cię grać. Położył Twoje torby obok łóżka i skoczył na nie, zachęcając ruchem ręki byś do niego dołączyła. Usiadłaś obok chłopaka i odruchowo uśmiech wstąpił na twoje ustka.
L- Jak chcesz to się połóż i jeszcze prześpij, bo niechcący cię obudziłem i pewnie jesteś zmęczona.
T- Nie Lou. Prześpię się na kanapie a jutro pójdę do hotelu.
L- Zabawna jesteś. Myślisz że ci tak pozwolę? - pchnął cię na łóżko - Śpij smacznie. 
Wyszedł z pokoju, na odchodne rzucając ciepły uśmiech. Leżałaś w jego łóżku próbując na siłę zasnąć. Cała pościel, błękitne poduszki przesiąknięte były zniewalającym zapachem Louisa. Jakby konwalie, maliny, mięta. Cudny. Czułaś się dziwnie, tak obco. Nigdy nie byłaś bliżej Louisa niż tylko przyjacielski uścisk a teraz. Teraz jakby te wszystkie uściski nadrobiły się. Jakby one wszystkie były mocne i znaczyły coś więcej niż przyjaźń. Czyżby miłość? Nie, nie stanowczo nie. To tylko i aż przyjaciel. Skarciłaś się w myślach za takie wyobrażenia. Usłyszałaś dźwięk sms-a.  Spojrzałaś na wyświetlacz swojego telefonu ale był ciemny. Haluny? Na etażerce  leżał telefon Louisa. Wzięłaś komórkę do ręki i choć wiedziałaś, że nie powinnaś, odczytałaś wiadomość.

''Lou jestem u Sam i oboje twierdzimy, że powinieneś to wreszcie wyznać [T.I]. Nie możesz  ukrywać zakochania, bo to i tak się wyda, a teraz kiedy i tak nie podlega rodzicom, może sobie kogoś znaleźć. Zainterweniuj, bo jak nie to dziś wieczorem Sam zrobi to za Cb. Trzymam kciuki. Harry.''

CO?!PFF?!CO?! Nieeeeee. Nie nie nie. Stanowczo nie!!! 
Wyciągnęłaś z torby pamiętnik, Otworzyłaś na pierwszej pustej stronie i zaczęłaś bazgrać po pergaminie.

''Kochany pamiętniku. 
  Nie uwierzysz co się stało. Napiszę szybko, bez zbędnych przemyśleń, Louis się we mnie zakochał. Jestem w szoku. I to teraz musiałam się o tym dowiedzieć? Chociaż z tego co wyczytałam to i tak dziś ktoś by mnie uświadomił. Słyszę, że ktoś idzie. Potem do ciebie zajrzę. Papa.''

Napisałaś krótko ale przynajmniej temu zeszytowi zawsze mogłaś powiedzieć to co w danej chwili czułaś. Odłożyłaś go prędko do torby i szybko ją zasunęłaś. W tej chwili do pokoju wszedł Lou.
L- Przyszedłem zobaczyć czy śpisz, ale wygląda na to że nie.
T- Tak, raczej nie usnę. - starałaś zignorować fakt, że on coś do Cb czuje
Zeszłaś z łóżka i pomaszerowałaś za rozpromienionym Tomlinsonem na dół.  Co Cię zdziwiło w domu nadal było o wiele za cicho. Hazz to jasne był u Samanthy, a reszta? No dobra, Zayn siedział w łazience, bo słychać było jego głos, ale pozostała dwójka?
T- Eeeeem Lou, gdzie się podziali Liam i Niall?
L- Są u, aaaa no tak, przecież ty nie wiesz. Od kilku dni chodzą z bliźniaczkami. Pewnie ich nie znasz, bo nie są z okolicy. Dziś wszyscy będą na imprezie.

T- Super. A Zayn ma dziewczynę, o której nie wiem?
L- Przecież on chodzi z Perrie. Skleroza?
T- Hymm, jest jeszcze coś o czym nie wiem? - zapytałaś z nadzieją, że może to wykrztusi a ty odpowiesz tym samym
L- Nie, raczej nie.  
Pokazał dwa rządki białych ząbków i pociągnął Cię za rękę.
T- Co będziemy robić przez ten czas?
L- No nie wiem. Może pójdziemy na zakupy? Chyba muszą być jakieś przekąski, a wątpię żeby Hazz zdążył zrobić fajtas.
T- To co będziesz serwował?
L- Nie wiem, liczyłem że mi pomożesz.
T- Spoko, skoro chcesz żeby nie dało się tego przełknąć to okey.
L- Oj tam oj tam. I kupimy ci sukienkę na dziś wieczór, bo chyba nie brałaś żadnych wieczorowych ubrań.
Nie dał ci wydukać słowa protestu i włożył na Ciebię kurtkę. Lou nakupił kilogramy marchewek,kukurydzy, innych warzyw potrzebnych właściwie nie wiadomo dlaczego i owoców. Ostatnim sklepem jaki odwiedziliście był sklep H&M. Lou wybrał dla ciebie śliczną sukienkę, nie do końca wieczorową ale nie wtrącałaś się. Wróciliście do domu, gdzie Harry balował przy garach, a Sam siedziała czytając jakiś magazyn. 
T- Dzień dobry.
L- Harry, mogłeś powiedzieć że będziesz gotował, nie taszczył bym tego taki kawał!
H- No przepraszam, to ona mnie namówiła.
S- Tak, i dobrze mi z tym. Hej [T.I], jak dawno się nie widziałyśmy.
T- Tak, sporo czasu.
Wycałowałyście się po policzkach i dosiadłaś się do dziewczyny.
S- To chłopcy dziś gotują, a my odpoczywamy.
T- Tak. - zaczęłaś rozpakowywać zakupy i wykładać poszczególne produkty na blat.Samantha dziwnie się do ciebie uśmiechała, jakby cwaniacko ale czule. No tak, krok Lou albo jej. Świetnie. Te myśli przerwał trzask drzwi. Do domu wparował Niall, Liam i dwie podobne do siebie dziewczyny których nie znałaś.Cała czwórka weszła do kuchni, a raczej piątka bo Zayn wszedł razem z nimi, dopiero teraz opuszczając łazienkę.
Po wymienieniu słów takich jak ''hej'' czy ''cześć''
Li- Wy się znacie - zwrócił się do chłopców - ale wy nie - tym razem skierował słowa do Cb i Sam
N- Grace - [T.I]. [T.I] Grace. Grace - Samantha, Samantha - Grace.
Li- Jesicca - Samantha, Samantha - Jesicca. Jesicca - [T.I], [T.I]- Jesicca.
Poznałyście się i szybko cała wasza czwórka znalazła wspólny temat. Praktycznie lubiłyście to samo, interesowałyście się tym samym, byłyście identyczne. Ale pod jednym względem, nie. One miały chłopaków, ty przyjaciela. Na tę imprezę wpadło jeszcze kilka osób, zapewne z branży chłopców, no i zaproszona przez Zayna Perrie. Wszyscy świetnie się bawiliście. To była pierwsza impreza, na której nie obchodziła cię godzina. Wtedy czas nie istniał. Na płycie pojawiła się wolna piosenka. Już schodziłaś z parkietu, gdy poczułaś ciepło na nadgarstku. Odwróciłaś się i ujrzałaś te piękne białe powalające ząbki, przerażająco błękitne tęczówki, śliczne brązowe włosy układające się fantastycznie w nieładzie. Pociągnął cię na parkiet i przyciągnął blisko swojego ciała. Tak blisko że czułaś jak jego ciepło i zapach przeszywają każdy zakamarek twojej skóry. Pochylił się nad Twoją głową i wyszeptał do ucha.
L- Wiesz [T.I], nie jesteś już moją przyjaciółką. Jesteś kimś o wiele ważniejszym.
T- Louis...                                                                                                                                                    L- Poczekaj. - przysunął się do ciebie i namiętnie pocałował w usta                                                                                                                                                         Ten pocałunek zdawał się trwać wieczność. Czas stanął w miejscu. To wszystko było jak zaczarowane. Tak nagle twoje życie obróciło się o 180 stopni. Więc jednak nie byłaś tą jedyną która spośród czterech miała tylko przyjaciela. A teraz to tylko chłopak. Tylko albo aż.

BY ELL

Jeszcze raz Was przepraszam, że tak długo nic się nie pojawiło
Obiecuję poprawę. I dziękuję bardzo za wszystkie komentarze.
Ale też proszę, nie zaprzestawajcie.
Mam nadzieję, że nadal czytacie naszego bloga i ta nieobecność Was nie zniechęciła.
Papatki.

piątek, 19 października 2012

Harry...♥ cz.1.



      Heeej Wam Directionerki ;D Dawno sie nie udzielałam, ale same wiecie szkoła i wgl. nawał nauki.
Dziś chciałam dodać ten imagin, to 1. część nwm, jeśli się Wam spodoba to napiszę dalszą część. Miłego czytania.



 
Otworzyłaś oczy. Zobaczyłaś umięśniony męski tors. Spojrzałaś wyżej. Tak. Te same piękne bujne, brązowe loki, które przyprawiały cię o zawał serca. Twarz przyozdobiona tymi samymi szmaragdowo zielonymi oczami w które wpatrując się zapominałaś o świecie. I nareszcie te same słodkie różowe usta , które pieściły twoje ciało uprzedniej nocy. Na samą myśl o wczoraj kąciki twoich ust podniosły się do góry. Tej nocy oddałaś się Harremu całą duszą sercem i ciałem.
H: Dobrze spałaś królewno? - z uśmiechem zapytał Styles
Ty: Wspaniale. Kocham cię- szepnęłaś mu do ucha
H: Wiesz dzień w którym  cię poznałem był najwspanialszym w moim życiu-powiedział i pocałował cię w czoło. Przypomniałaś sobie dzień w którym się poznaliście, dzień w którym poznałaś swoją pierwszą prawdziwą miłość, ale wiedziałaś że to miłość twojego życia, ten jedyny, idealna połówka pomarańczy...
H :Na co masz ochotę kochanie- zapytał
Ty: Na to co ty - rzekłaś wyrywając się z zamyślenia
H: No wiesz kotku ja mam ochotę na ciebie, ale chyba racjonalniej będzie zjeść śniadanie, więc pójdę coś przygotować, pamiętaj nie ruszaj się stąd
Ty: Nie bój się nie ucieknę, nie potrafiłabym cie opuścić... pocałowałaś go, po czym zszedł na dół zrobić śniadanie, postanowiłaś wstać. Umyłaś twarz, włosy związałaś w kucyk i założyłaś koszulkę Harrego z motywem " I love my city" sięgała ci do połowy ud. Wyszłaś z łazienki przyglądając się waszym wspólnym zdjęciom wiszącym na ścianach. Drzwi do pokoju się otworzyły i wszedł Harry. Spojrzał na ciebie od stóp do głów.
H: Słońce powinnaś tak ubierać się na co dzień- śmiesznie poruszył brwiami
Ty: taak jasne, nawet o tym nie myśl-zrobiłaś bliżej nieokreśloną minę
H: Masz rację, nie chce dzielić się twoim wspaniałym ciałem z jakimiś frajerami.
Podszedł do ciebie i obdarzył cię soczystym całusem. Potem zjedliście śniadanie. Oczywiście nie obyło się bez czułości  i karmienia się nawzajem. Hazza musiał jechać do studia więc postanowiłaś się trochę ogarnąć jak wyszedł. Wzięłaś prysznic, ubrałaś się w normalne ubrania i lekko umalowałaś, jak już ogarnęłaś trochę mieszkanie postanowiłaś pójść odwiedzić chłopaków i Harrego.
***W studio***
Ty: Hej chłopaki
1D: Cześć [T.I] - odpowiedzieli chórem
Ty: Gdzie mój boooski chłopak- zapytałaś  przemierzając wzrokiem pomieszczenie.
L: Jak to przecież byliście umówieni w Nandos, tam miał iść
ty: Nie ale pewnie mu się coś pomyliło więc pójdę tam, pa"
L: Cześć
Z: Paa
Szłaś rozmyślając o swoim życiu, przecież jeszcze nie tak dawno nie byłaś taka szczęśliwa. Z Stylesem znacie się od 3 lat, zdążyliście się poznać na tyle żeby pokochać swoje zalety, ale przede wszystkim wady. Najpierw była znajomość, potem przyjaźń, a na końcu zorientowaliście się że się kochacie i straciliście dla siebie głowy. Szłaś nucąc pod nosem ulubioną piosenkę. Aż w pewnym momencie gwałtownie się zatrzymałaś. To co zobaczyłaś zmieniło twoje życie o 180 stopni. Widziałaś Harrego, TWOJEGO Harrego opartego o wystawę sklepową a do jego ust przyssaną długonogą blondynkę. Do twoich oczu zaczęły napływać łzy. Nie mogłaś się ruszyć, aż w końcu coś w tobie pękło, czyżby serce, odwróciłaś  się i zaczęłaś biec, biec byle dalej od tego miejsca byle dalej od niego. Wbiegłaś do domu złapałaś pierwszą lepszą walizkę i  zaczęłaś wrzucać do niej ubrania. Byłaś gotowa. Zeszłaś po schodach cały czas płacząc. Wtedy otworzyły się drzwi i wszedł powód twoich łez.
H: Kochanie co się stało..?
Ty: NIE MÓW TAK DO MNIE! I NIE DOTYKAJ MNIE! ZAPAMIĘTAJ TO RAZ NA ZAWSZE NIE CHCE CIE WIĘCEJ WIDZIEĆ NIE SZUKAJ MNIE!- krzyknęłaś
H: Ale... - próbował cię zatrzymać, pchnęłaś go ze swojej drogi i ruszyłaś w kierunku ulicy.
Poszłaś do swojej najlepszej przyjaciółki, dzięki której poznałaś Harrego i chłopaków,
Ty: Cześć   Ally       mogę u ciebie przenocować?
A: O mój boże , [T.I] Co ci się stało - zorientowałaś się że musiałaś wyglądać strasznie w baardzo rozmazanym makijażu, ale to się  nie liczyło...- wchodź szybko Ty: H..harry ... - wybuchłaś płaczem, Ally cię objęła i zaczęła pocieszać , ale ty nie słyszałaś jej słów...

By Harriet <3



******************************************************************
Przepraszam za błędy. Czytasz = Komentujesz, odwdzięczymy się  ;*
Miłego weekendu ;*


sobota, 6 października 2012

Louis & Harry...♥♥cz.1

Hej kochane moje
To ja Ell
Jednak zostaję.
Tamte moje żyrafy i kotki by mnie zabiły, co dziś mi pokazały, a ja kocham swoje życie więc chcąc nie chcąc zostaję.
Nie bądźcie na mnie złe, bo to wszystko przez Harriet, tak jakby przez nią chciałam odejść.
Nie myślcie że ona coś złego robi czy coś, po prostu taka nasza kłótnia nic po za tym.
A więc...
Tommo i Hazza, jak powiedziałam.
Harriet by mnie zamęczyła gdybym tego nie dodała bo kiedyś jej napomknęłam iż może dodam coś takiego a teraz codziennie mnie torturuje.
Dobra nie ważne.
małe wyjaśnienie  E-EWA, N1- NIEZNAJOMY 1, N2 - NIEZNAJOMY 2 S - STEWARDESSA

Zapraszam, Miłego Czytania...


To trudne. Bardzo trudne. Przerażająca wizja rozstania z kimś tak ważnym jak ona. Przecież tyle dla siebie znaczyłyście i nadal znaczycie. Ale musisz wyjechać. Niestety harmonogram nie przewiduje zmian. Zespół się rozpadł, oni się nienawidzą a wy ich kochacie. Dylemat. Zostać z przyjaciółką, którą znasz od kilku pięknych lat i kochasz jak siostrę, czy wyjechać z chłopakiem którego poznałaś rok temu a obecnie nie wyobrażasz sobie życia bez niego. Długo, długo nad tym rozmyślałaś. Nic pustka, kompletna pustka. Ale co dwie głowy to nie jedna! Z nią zawsze działo się coś ciekawego. A może by tak pogodzić chłopaków? Tak super plan, ale jak... Do cholery jak?!...


*******


T- Ewa, Ewa rozumiesz? Czy do Ciebie dociera przekaz tych słów?

E- Yyyy, chyba nie bo jeszcze nic nie powiedziałaś.
T- Co?! A no fakt. Słuchaj, nie uwierzysz. Jedziemy na ferie do Anglii.
Zakochałam się...
E- Eeee, to super. A z kim jedziesz?
T- O Boże, na serio jesteś taka ciemna czy tylko się zgrywasz.
E- Możesz jaśniej?
T- No to chyba jasne że z Tobą tłumoku.
E- Co?!?!?! Żartujesz?!
T- Czy ja jestem żartownisią? Bez komentarza.
E- [T.I] a skąd wiesz że moi rodzice się zgodzą?
T- Bo to już jest załatwione. No jak mogłaś się nie skapnąć? Nie rozumiem Ciebie dziewczyno. Moja mamuśka była taka mądra że już uzgodniła wszystko z Twoją i jedziemy!
E- Ale super, ale super. A kiedy?
T- Hymm, nie wiem, dziś?!
E- DZIŚ?!?!?! Kpisz sobie ze mnie?!
T- Heh, pakuj się, za cztery godziny będę u Ciebie.
E- Jajca sobie robisz?
T- Tak, wiesz żartuję. Ale nas serio o 17 mamy lot.
Rozłączyłaś się bez słowa pożegnania bo miałaś jeszcze masę pracy a tamta zagadałaby cię na śmierć. Spakowałaś ostatnie rzeczy,co zajęło ci pół określonego czasu, więc w pozostałe dwie godziny obeszłaś wszystkich znajomych by się pożegnać. Następnie twój tata zawiózł was (Cb i Ewkę) na lotnisko gdzie się z nim pożegnałaś i ruszyłyście do odprawy. Stałaś z BFF w kolejce, gdy nagle ktoś na Ciebie wpadł.
T- Jak łazisz człowieku?!
N1- No przepraszam, ten głąb mnie popchnął.
N2- Zważaj na słowa milordzie.
N1- Jeszcze raz cię przepraszam, za siebie, za niego, za nas.
T- Dobra, przeprosiny przyjęte.
Dwaj chłopcy oddalili się a ty kontynuowałaś rozmowę z przyjaciółką.
E- Mychu, czy oni ci kogoś nie przypominają?
T- No właśnie nie wiem, jakbym ich skądś kojarzyła.
E- Gdzieś bije ale nie wiem, w którym kościele.
Odprawiłyście się i po chwili już byłyście w samolocie. Obsługa kulturalnie was przywitała, powiadomiła co robić w razie awarii. Wystartowaliście. Gdy wyłączono sygnalizację ''zapiąć pasy'' w samolocie rozkręciła się zabawa. Wszyscy nawijali jak najęci. Ty też rozmawiałaś z Ewką, ale co chwila coś ci przerywało. Tym czymś było mianowicie niewygodne siedzenie. I nie chodzi tu o niedogodność materiału z którego było zbudowane, ale o tylnego lokatora. Cały czas bawił się stolikiem, kieszenią i wszystkim co było związane z fotelem. Miałaś tego już dość, ale się nie odzywałaś. Czekałaś iż może cudem się uspokoi. Ale Ewa widząc  twoją  frustrację postanowiła zainterweniować.
E- Gościu, uspokój się albo powiem kapitanowi! - zwróciła się do tego, który był winien całej tej akcji na lotnisku
H- Nie jestem gościu tylko Harry, i nie wrzeszcz tak bo przeszkadzasz pozostałym pasażerom.
E- Phi, i kto to mówi?
H- Harold Edward Styles, przyjaciel nijakiego Louisa Wiliama Tomlinsona.
E- Dobra, panie Haroldzie, uspokoić się pan raczy, bo inaczej ja iść do obsługi i naskarżyć na pana. - coś zatrzęsło samolotem, lecz po chwili wszystko się uspokoiło
H- A łaskawa pani skarżypyta mogłaby mówić po ludzku?
T- Ona mówi normalnie a jak ty jej nie rozumiesz to lepiej się nie udzielaj.
H- Bo co?!
S- Mamy złe wieści.  Otóż państwo z pewnością przed chwilą poczuli wstrząs. Nie były to zwykłe turbulencje lecz klucz gęsi amerykańskich. Straciliśmy jeden z silników. Mamy niewielkie szanse na dotarcie do celu, kapitan zrobi co tylko może ale najprawdopodobniej będziemy lądować awaryjnie. Obecnie przelatujemy nad Tamizą i już zniżamy się do podłoża. Proszę nie wpadać w panikę, wszystko będzie dobrze. Kogo ja chcę oszukać. Mogą państwo już się pożegnać. Przykro mi. Dziękuję za niestety zawiedzione zaufanie. Był to zaszczyt pracować w przestworzach.
Nastała cisza. Wszyscy zapewne myśleli tak jak ty. To koniec? Koniec życia? W takiej chwili? Przecież jeszcze całe życie przed Tobą. Jeszcze nie znalazłaś tej drugiej połówki. I co pomyślą rodzice? Puścili córkę samą a ta zginęła? Nie, to nie jest możliwe. To są jakieś bujdy.
E- I co?
T- Nie wiem, przepraszam, bardzo Cię przepraszam.
E- Ale za co?
T- Za to że Cię w to wciągnęłam. Że przeze mnie zginiemy. Nie mogę sobie tego wybaczyć. Przepraszam.
Rozpłakałaś się. Ewa Cię przytuliła.
E- Ej, głowa do góry, teraz mamy jakąś całą wieczność przed sobą. Widzisz to? Spójrz na dobre strony.
T- Wiesz kochana, ja ich nie widzę. Ja chcę jeszcze żyć!
Strasznie miotało samolotem. Część ludzi płakała, część się modliła, część wrzeszczała. Każdy inaczej wyrażał rozpacz. A ci dwaj siedzący za wami cały czas się śmiali. Jak można? Jak można w chwili zagrożenia z czegoś się cieszyć? Wyjrzałaś przez okno. Do ziemi było jakieś 600 metrów. Tak niewiele a jednak. I nagle...
T- Ewka patrz, tu są drzwi awaryjne!
E- No i ?
T- Skaczemy?
E- CO?!
T- Przynajmniej przeżyjemy!
Spojrzałaś do tyłu, tam było drugie wyjście. A więc jeśli ktoś oprócz was ma jeszcze przeżyć to ci dwaj? Dobra raz kozie śmierć. Obróciłaś się.
T&L - Ej wiecie co? Możemy przeżyc! Co? Będziemy żyć! Czekaj.
T- Dobra mów pierwszy.
L- Skaczemy?
T- Na trzy cztery.
L- JUŻ!
Robimy to dla Ell i Harriet...
Otworzył drzwi i skoczył, tak po prostu. Zostało jakieś 200 metrów. Ty powtórzyłaś jego czynność. Po chwili już czułaś ten wiatr, tę wolność. Cieszyłaś się że opuściłaś tę piekielną maszynę, ale czułaś ból. Ból żę wszyscy ci ludzie, oni zginą. I jeszcze najprawdopodobniej będziesz do końca życia kaleką. Nie, taki marny koniec, lub marny początek. Na takich myślach minął cały lot w dół. Poczułaś zimno.

BY ELL
Przepraszam, że taka krótka ta część, ale jakby był cały w jednej to byłby za długi a tak będą takie krótkie.
Przepraszam.
Możecie być na mnie złe że tak kręcę, ale proszę nie opuszczajcie tego bloga.
Ja też jestem okropnie wściakła na siebie, ale jakoś muszę z tym żyć.
I proszę o komentarze i opinie.
Dziękuję.

W celu lepszego zrozumienia tekstu:
sen
sen
rzeczywistość