,,Miłość jest wtedy gdy jesteś przy kimś i on sprawia że jesteś szczęśliwy''

sobota, 2 listopada 2013

Louis..♥

Imagin miał być na zamówienie, ale niestety pomyliłam się, miał być w czasie wakacji i romantyczny, a ten mało ma związanego z wakacjami i z romantycznością raczej też. A no i mam nadzieję że Ell się nie obrazi że piszę o Lou.

No więc imagin z okazji Wszystkich Świętych. Zapraszam <33

            Święto wszystkich świętych jest magicznym dniem. Chyba każdy się ze mną zgodzi… No, na pewno większość. Pewnie zapytacie mnie teraz, dlaczego jest takim magicznym dniem?
            Cmentarz jest miejscem, w którym zamieszkało już zdecydowanie za dużo moich bliskich. Może dlatego właśnie tak lubiłam tu przychodzić? Bo łączyło mnie z nim tak wiele. Nad moim życiem już od dawna ciążyła jakaś pieprzona klątwa, która zabierała każdego, kogo pokochałam.
            Już jako dziecko straciłam rodziców. Wychowywała mnie babcia, która po kilku latach również zmarła na raka mózgu. Zaopiekowała się mną jej dobra znajoma, pani Clara, która stała się dla mnie najbliższą rodziną. Chcąc nie chcąc, pokochałam ją, jak matkę, stała się nią właśnie. Wiedziałam, że jestem dla niej najważniejsza. I pomimo tego, że była już kobietą w podeszłym wieku, zaprzyjaźniłyśmy się jak nikt. „Wiek to tylko liczba” – zawsze powtarzała. Ale nic nie trwa wiecznie. Niedawno ona również zmarła. Nie chorowała, po prostu ze starości. Przynajmniej to dodawało mi otuchy, nie cierpiała przed śmiercią. Wszystkie trzy kobiety były wspaniałymi osobami, dlatego była niemalże pewna, kiedy ksiądz podczas pogrzebu mówił: „Życie człowieka po śmierci zmienia się, ale się nie kończy”, że ich życie zmieniło się na lepsze.
            Pewnie myślicie, że to już koniec moich niepowodzeń? Jeśli tak, to pozwólcie, że wyprowadzę Was z błędu.
            Już w podstawówce poznałam swoich naprawdę zaufanych przyjaciół: Harry’ego, Zayn’a, Louisa, i Sophię. Kochałam ich najmocniej, jak można kochać, jednak los nie pozwolił im pozostać przy mnie. Harry zginął w wypadku na motorze, a Zayn… On został zamordowany. Przez kogo? To nieważne. Najważniejsze, że ten dupek już gnije w więzieniu. Podobno działał w afekcie, ale wszyscy doskonale wiedzieli, że Zayn dawno temu miał problemy z narkotykami i po prostu miał długi. Dalej chyba już wszystko jest jasne. Sophia popełniła samobójstwo. Tłumaczyłam sobie, że to dlatego, że bardzo kochała Zayn’a, który był jej chłopakiem i nie mogła sobie poradzić z cierpieniem, które na niej ciążyło.
            A Louis? Nie, nie bójcie się, On żyje. Żyje, ale od śmierci przyjaciół bardzo się zmienił. Coraz trudniej było mi się z nim dogadać. W sumie nic dziwnego. To musiało się odbić na jego psychice, na mojej zresztą też.
            Może myślicie sobie teraz, że to nic strasznego, przyjaciele przychodzą i odchodzą, znajdziemy sobie nowych, ale jakbyście byli na naszym miejscu nie myślelibyście tak samo. Ta okrutna świadomość, że ktoś, kogo kochałeś już nigdy nie powróci, NIGDY, nie ma nawet najmniejszych szans. Żadne z Was nie chciałoby nigdy tego przeżyć, uwierzcie mi na słowo.
            Zanudzam już na pewno moim życiorysem, przepraszam. Po prostu komuś muszę się wygadać, to ciężkie. Jeśli nie chcecie nie musicie dalej czytać, bo nie obiecuję, że będzie ciekawiej.
            Spacerowałam samotnie po cmentarzu. Odwiedzałam przyjaciół, których tak bardzo mi brakowało. Na grobach mamy, babci i Clary, pozostawiłam znicz i jedną białą różę. Nigdy nie pochwalałam miliona kolorowych zniczy i kwiatów, które zdobiły inne nagrobki. Znicz i biała róża zawsze wystarczały. Zresztą na więcej nie było mnie stać. Nieważne, znowu was zanudzam. Po prostu uważam, że dowodem miłości nie jest ozdobione pomniki, ale to co mamy w sercach i szczera modlitwa.
            Podobnie uczyniłam też z nagrobkami przyjaciół. Przy każdym z nich osobno zatrzymałam się. Każde z nich było dla mnie tak samo ważne. Sophia, wysoka, prześliczna brunetka o brązowych oczach, wiecznie roześmiana, taką właśnie ją zapamiętałam. Tylko od śmierci chłopaków była smutna. Nie potrafiła się z tym pogodzić. Harry wysoki brunet, z którego głowy wyrastały wiecznie nieogarnięte loki. On zmarł jako pierwszy, więc nacierpiał się najmniej. On również zawsze się uśmiechał. Zayn natomiast, był zupełnym przeciwieństwem dwójki, wcześniej wymienionych. On uśmiechał się tylko w towarzystwie przyjaciół. Uważał, że w grobowej minie bardziej mu do twarzy. Ale jego prawdziwa grobowa mina nie wyglądała tak jak tamta, nie mógł się o tym przekonać. W towarzystwie innych do uśmiechu potrafiła go doprowadzić tylko Sophia.
            Przy grobie Harry’ego zobaczyłam znajomą twarz przyjaciela. Lou stał bez ruchu patrząc w przestrzeń. Na jego bladej twarzy malował się smutek i cierpienie. Podeszłam cicho.
Ja: Lou… - szepnęłam ledwo dosłyszalnie. Mówiłam już, że po śmierci Hazzy, Zayn’a i Sophii coraz trudniej jest nam rozmawiać? No właśnie. Bałam się, że znów się pokłócimy,  tak bardzo nie chciałam stracić również jego. Obecnie był jedyną osobą, na której mi zależało, którą kochałam. Nieważne w jaki sposób, czy jako przyjaciela, czy jako kogoś więcej, ważne że był. A był najważniejszy.
L: [T.I]. – zdziwił się – witaj – przytulił mnie czule. – Co tu robisz? – zapytał.
Ja: Przecież jest wszystkich świętych. Zawsze wtedy się przychodzi na cmentarz, poza tym, nadal ich kocham.
L: No właśnie, jest wszystkich świętych. Świętych, nie zmarłych.
Ja: Wierzę, że oni są święci, Ty nie?
L: Sophia i Zayn, oczywiście, ale Harry… On nigdy nie będzie mógł wstąpić do królestwa.
Ja: Dlaczego?
L: [T.I], jest coś, czego nie wiesz. Harry… Harry był gejem. – to było dla mnie szokiem. Harry gejem? Chociaż w sumie, nigdy nie wyrażał jakiegoś szczególnego zainteresowania dziewczynami, ale chłopakami tym bardziej.
J: Co z tego, że był gejem? To go wyklucza? Bóg kocha wszystkich. A tak w ogóle… Skąd wiesz?
L: To długa historia i na pewno nie na dzisiejszy dzień i miejsce. Ale… Nigdy mu tego nie wybaczę.
J: Lou, nie ogarniam, czego mu nie wybaczysz? Tego, że był innej orientacji? A może on…
L: Nie, nic mi nie zrobił… Po prostu uważam, że to nienormalne. Nienormalne i tyle.
J: Nienormalne, nie znaczy złe.
L: On był inny, nie rozumiesz? Nie boli Cię to, że ode mnie się tego dowiadujesz? Nie od niego?
J: Mam to w dupie. Nie ważne jakiej jest orientacji, czy jest normalny, czy nie i tak go kocham i będę kochała. Tak samo jak Zayn’a, Sophię i Ciebie też, Lou. Myślałam, że ty też go kochasz.
L: Nie jestem pedałem, [T.I]. Jak mogę kochać innego faceta?
J: Nie chodzi o tą miłość, chodzi o miłość przyjacielską, nie rozumiesz?
L: Czyli Ty mnie też kochasz jak przyjaciela?
J: Kocham Cię w każdy możliwy sposób
L: Bo ja Ciebie kocham w sposób poważniejszy niż przyjaźń.
J: Ale nie pasujemy do siebie Louis. Znam Cię na wylot, wiem jaki jesteś i wiem jaka ja jestem i jestem pewna, że nie pasujemy do siebie.
L: Przeciwieństwa się przyciągają.
J: Ale my właśnie jesteśmy tacy sami.
L: To jeszcze lepiej. – zbliżył się do mnie i chciał pocałować
J: Lou… Uważasz, że to dobry pomysł?
L: Oni by chcieli żebyśmy byli razem. Nie mam nikogo prócz Ciebie. Kocham Cię.
J: Ja też Cię Kocham, Louis. – złączyłam nasze usta w namiętnym pocałunku.
            Ale nie potrafiłam być szczęśliwa. Wciąż myślałam o przyjaciołach. Brunet najwyraźniej wiedział o czym myślę bo powiedział:
L: Umrzeć to zbyt mało, aby przestać kochać. Oni gdzieś tak są, patrzą teraz na nas i są szczęśliwi. Ty też bądź
J: A Harry?
L: Harry również.

__________________________________________________________________________



Zepsułam go kompletnie od połowy w dół. Przeepraszaam ;c i do tego jest taakii krótki. Sorry ;c
No i nie wiem kiedy dodam następny. Kurcze kurcze kurcze !!! Nie chcę tak długo nic nie pisać, ale po pierwsze: nauka, po drugie: brak weny (wiecie jak to jest z nami czasem, nie?) i po trzecie: Przez pewien czas nie będę miała dostępu do internetu.

Wybaczycie? Kocham Was, wiecie? 

by Ariel ;****

poniedziałek, 21 października 2013

Niall cz.1... ♥

           Bez owijania w bawełnę...

                    Niall

            Przekręciłam kluczyk w drzwiach do pokoju, gdzie będę mieszkała przez najbliższe trzy tygodnie. Wymarzone wakacje. Obóz muzyczny. Marzyłam o tym od… hmm.. właściwie to od zawsze.
            Na błękitnych ścianach wisiały dwie gitary, skrzypce, flety i trąbki, a przy jednej z nich w rogu stało pianino. Typowo muzyczny pokój. Z boku stały dwa łóżka, a obok nich szafki. Pokój był idealny. Szybko się przebrałam. Teraz miałam na sobie jeansowe spodenki, czarną bokserkę, czerwone vansy i bandankę na ręce w tym samym kolorze co  buty. Wyszłam z pokoju i ruszyłam ku stołówce. Usiadłam przy wolnym stoliku, a po chwili dosiadła się do mnie jakaś dziewczyna.
            - Cześć, jestem Sofia. - przedstawiła się wysoka brunetka o czekoladowych oczach.
            - Hej, Roksanne - podałam jej dłoń.
            - Pierwszy raz?
            - Słucham?
            - Pierwszy raz tu jesteś?
            - Em... Tak.
            - Ahm. Ja już 2. Jak chcesz to mogę cię oprowadzić. Wiesz w której jesteś grupie?
            - Nie bardzo. Dopiero przyjechałam.
            - A pokój?
            - 302.
            - Tak? O.. ale się złożyło. Będziemy mieszkały razem. - Pewność Sofii trochę mnie irytowała, ale ogólnie była ok. To miłe że chciała mnie oprowadzić.
            Gdy zjadłyśmy wyszłyśmy ze stołówki i skierowałyśmy się do windy. Oprowadzanie zajęło nam jakieś 30 minut w ciągu którego przekonałam się, że brunetka jest bardzo fajna, Gdy szłyśmy do pokoju, spotkałyśmy jakiegoś mężczyznę. Brunet najwyraźniej rozpoznał Sofię, bo na jej widok promiennie się uśmiechnął i rozpoczął rozmowę. Okazało się, że jest on jednym z opiekunów. Nazywa się Jakob. sofia mnie przedstawiła i rozmawiała o zeszłorocznym obozie. Stwierdziłam, że nie jestem potrzebna do tej rozmowy i poszłam do pokoju. Otwierając drzwi usłyszałam, że ktoś gra na gitarze i śpiewał. Nie znałam tej piosenki, ale była bardzo ładna. Weszłam do środka i to co zobaczyłam lekko mnie zaskoczyło. Na moim łóżku siedział jakiś chłopak. Blondyn, jeśli się nie mylę - farbowany o lazurowo błękitnych oczach. Nie wiem czemu, ale poczułam, jakbym już go znała, a przecież nigdy wcześniej go nie widziałam.
            - Yy... cześć? . powiedziałam do chłopaka grającego na mojej gitarze. Chyba dopiero wtedy mnie zauważył. Nie przestał śpiewać. Pewnie chciał skończyć piosenkę. Miała racje.
            - Cześć. Jestem Niall. A ty... ?
            - Roksanne, ale to nie istotne. Jak ty tu wszedłeś i dlaczego do jasnej cholery grasz na mojej gitarze? Mama cię nie nauczyła, że nie wolno ruszać nie swoich rzeczy?
            - Zostawiłaś otworzony balkon. Chciałem zobaczyć jakie ma brzmienie i... moja mama zmarła jak miałem 5 lat.
            - Na prawdę? Przepraszam, nie wiedziałam.
            - Spoko. A... ty tu mieszkasz?
            - No... tak? co w tym dziwnego?
            - Nie no nic, ale na tym piętrze zawsze mieszkają sami chłopcy. Dlatego dziwiłem się, że ktoś tu ma różową gitarę. Chyba jakiś gej.
            - Tak, mam różową gitarę. Jestem gejem.
            - Nie o to mi chodziło.
            - Ale w sumie... wolę chłopców.
            - Haha... no tak..
            - A po co tu przyszedłeś?
            - Poznać nowych... hmm.. nowe koleżanki. Jestem Niall.
            - Mówiłeś.
            - Ahm... no tak. A ty Roksanne tak?
            - Tak.
            - Pierwszy raz?
            - Dlaczego wszyscy o to pytacie?
            - No bo... po prostu. Czemu nie?
            - Tak pierwszy.
            - A tak w ogóle to już jest prawie 16.00. Musimy iść na zapoznanie grup.
            - Yy.. ok?
            - No to chodź. - chłopak złapał mnie za rękę i pociągnął ku wyjściu. nie wiem czemu, ale poczułam dziwny dreszcz przeszywający mnie całą.
            Poszliśmy na plac przed budynkiem. Na tym całym "rozpoznaniu grup" dowiedziałam się, ze jest ich 20, a nasza ma numerek 6. A no i każda grupa ma sobie wymyślić jakąś nazwę. Poza tym poznałam całą moją grupę, która składała się z 12 chłopaków i 2 dziewczyn, i wychowawcy Luke, który nie był od nas dużo starszy. Miał 19 lat. Ode mnie i Daniela 3 lata starszy, a od reszty grupy 2. Później, czyli o 17 było spotkanie w grupach.
            - No to może niech teraz każdy powie coś o sobie? To jak dziewczyny zaczynają
            - Emm... no ok. Jestem Roksanne. Heej. Mmm. Mam 16 lat. Strasznie się cieszę ze tu jestem. Gram na gitarze, trochę na pianinie. Kocham muzykę. Ogólnie słucham popu.
            - Ja jestem Sofia. 17 lat. Jestem tu 2 raz. Gram na pianinie, skrzypcach, gitarze uczyłam się jeszcze kiedyś na waltorni ale mi nie wychodzi.
No i śpiewam.
            - Fajnie. To teraz chłopaki. Niall zaczynaj,
            - Niall 17 lat. Jestem tu 6 raz. Gra na gitarze, śpiewam, komponuje. Kocham to.
            Wszyscy się przedstawili. Chyba nie ma sensu tu tego wszystkiego pisac i tak nie zapamiętacie.
            - No ok. No to teraz nazwa. Co proponujecie.
            - Tak myślałem - odezwał się Daniel. - może Smefy? Są dwie dziewczyny - Smerfetka i Sasetka. Smerfetka była blondynką jak Roksanne a Sasetka ruda jak Sofia.
            - Ja jestem Praciuś - krzyknął Niall.
            - Ok. A Luke będzie Papa Smerfem.
            - No spoko. A teraz będzie trzeba wmyślić jakieś krótkie przedstawienie grupy. Oczywiście muzyczne.
            - Coś się wymyśli.

            2 tygodnie później...
            - Co się stało?
            - Nic.
            - Roksanne przecież widzę. Powiedz. Przecież możesz mi zaufać.
            - Nic.
            - Roksanne płaczesz. Na pewno jest powód
            - Nie ma. Nic się nie stało
            - Roksanne!
            - Niall.
            - Proszę powiedz.
            - Właśnie straciłam wszystko, na czym mi w życiu zależało.
            - Na pewno nie wszystko.
            - Chłopaka, przyjaciółkę, rodziców, siostrę...
            - Jak to? Rodziców?
            - Rozeszli się. Ja mam zostać z mamą a moja siostra z tatą. A przyjaciółka i chłopak to możes się domyślić. W większości filmów tak jest.
            - Ale chyba będziesz miała kontakt z tatą i siostrą.
            - Nie sądzę. Wyjeżdżają do Grecji.
            - Uu... to słabo. ale będzie dobrze.
            - Chodź. Na dole jest dyskoteka. Zatańczymy poprawi ci/się humor.
            - Nie umiem tańczyć.
            - No to cię nauczę. Wstawaj.
            Niall włączył jakąś melodię. Kojarzyłam ją, ale nie mogłam sobie przypomnieć gdzie ją słyszałam. Gdy pomógł mi wstać i położył moją rękę na jego ramieniu, a swoją na mojej talii. Zaczął śpiewać


Your hand fits in mine like it's made just for me
But bear this in mind it was meant to be.
And I'm joining up the dots with the freckles on your cheeks.
And it all makes sense to me.

I know you've never loved the crinkles by your eyes, when you smile.
You've never loved your stomach or your thighs.
The dimples in your back at the bottom of your spine.
But I'll love them endlessly.

I won't let these little things slip out of my mouth.
But if I do it's you, oh it's you they add up to.
I'm in love with you and all these little things.

You can't go to bed without a cup of tea..
And maybe that's the reason that you talk in your sleep.
And all those conversations are the secrets that I keep
Though it makes no sense to me.

I know you've never loved the sound of your voice on tape,
You never want to know how much you weigh.
You still have to squeeze into your jeans,
But you're perfect to me.

I won't let these little things slip out of my mouth..
But if it's true it's you, it's you they add up to.
I'm in love with you and all these little things.

You'll never love yourself half as much as I love you.
You'll never treat yourself right, darlin' but I want you to.
If I let you know, I'm here for you, maybe you'll love yourself,
Like I love you. Ooh..

I've just let these little things slip out of my mouth.
'Cause it's you, oh it's you.. it's you they add up to.
And I'm in love with you and all these little things.

I won't let these little things slip out of my mouth.
But if it's true. it's you.. it's you they add up to.
I'm in love with you. And all your little things.

            - Jak zatańczysz tak na dyskotece to każdy będzie twój. - Ale ja chcę tylko jednego, pomyślałam i uśmiechnęłam się a na głos powiedziałam:
            - No to chodźmy.
            - No to chodźmy.

Tej nocy okazało się, że jednak umiem tańczyć. Przed snem myślałam, o tym co się wydarzyło. Zakochałam się? Niall jest wyjątkowy. Ale i tak mu nie powiem. co czuje. nie teraz. W następnych dniach prawie cały czas spędzaliśmy razem. Wiedziałam, że jest moim przyjacielem i mogę mu powiedzieć wszystko, przytulić się, gdy tego potrzebowałam. Byłam pewna, że chłopak odwzajemnia moje uczucia. Ostatniego dnia, kiedy nadszedł czas pożegnania, oboje byliśmy przybici. Jednak uczucie, które mnie wypełniało dawało mi siłę, żeby żyć. Nadszedł czas pożegnania. Przytuliliśmy się, a gdy Niall rozluźnił uścisk, spojrzałam mu w oczy, przybliżyłam się na odległość może 2 cm, tak, że czułam na sobie jego oddech i wyszeptałam:
            - Kocham Cię - po czym złączyłam nasze usta w pocałunku.

            - Mam dziewczynę. - powiedział kiedy się oddaliłam. 

BY NILA
*************************************************************
Za wszelkiego rodzaju błędy przepraszam. I za to, ze mnie tak długo nie było... Ale wiecie co wam powiem? Mi się ten imagin bardzo podoba. 
I mam taką prośbę... bo już polubiłam sie w tych wszystkich zamówieniach, więc jeśli miałaś lub, chcesz mieć imagina z dedykiem napisz w komentarzu.. 
I proszę komentujcie.. to jest bardzo motywujące... czym więcej komentarzy tym szybciej będzie druga część. 
Kocham :****





poniedziałek, 2 września 2013

Niall i Harry...




Jak tam pierwszy dzień w szkole?
Mam nadzieję imagin osłodzi Wam ten dzień….
Ze specjalną dedykacją dla PYŚKI

~*~

Odgarnęłam włosy, które właśnie zakryły mi pole widzenia i poprawiwszy nerwowo torbę na moim lewym ramieniu przekroczyłam drzwi starej szkoły. Zaczął się kolejny rok nauki, mój ostatni.
Nim zdążyłam ogarnąć wzrokiem wnętrza budynku, kiedy ktoś mnie popchnął, tym samym taranując na kamienną posadzkę holu. Trzęsąc się spostrzegłam, że na mojej nowej białej bluzce, wyprasowanej pół godziny temu w domu, znajdują się wielkie czerwone plamy. Podniosłam wzrok. Przede mną stał średniowysoki blondyn z przerażoną miną, kurczowo trzymając w dłoniach hamburgera.
Kipiąc wściekłością wstałam na równe nogi.
-Jak chodzisz?!  - wrzeszczałam zdenerwowana- Kto w ogóle je dwie minuty przed dzwonkiem?!
Chłopak stał jak wryty z otwartymi ustami. Odwróciłam się i pobiegłam do łazienki. Miał to był ładny dzień, a tu już na samym początku takie coś.
Spojrzałam w wielkie, prostokątne lustro i z trudem powstrzymałam się od łez. Wyglądałam jak siedem nieszczęść, więc jeszcze rozmazanego make-up’ u mi brakuje.
Nagle nadal patrząc w lustro, za swoimi plecami zobaczyłam wysoką postać w kręconych włosach. Ze strachu aż podskoczyła i od razu tego pożałowałam, bowiem miałam na nogach szpilki. Odwróciłam się. Chłopak stał opierając się zawadiacko o jedną z kabin i uśmiechał się nonszalancko.
- Yhym. To łazienka dla dziewczyn. – wydukałam. Jednak chłopak to zignorował, nawet nie drgnął. Po chwili podszedł do mnie, nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Jestem Harry. – wychrypiał, ujął moją dłoń i pocałował jej wnętrze. Zatkało mnie. Nie zdążyłam nic powiedzieć, a chłopak zdjął swoje wierzchnie okrycie (czytaj: marynarkę) i założył na moje ramiona.
- Przyda Ci się – puścił do mnie oko i wyszedł.
- Czeka… - nie zdążyłam skończyć – Wariat – powiedziałam już do siebie.
Rękawy marynarki podwinęłam, bo normalnie była dwa razy za duże i po kilku minutach poprawek stwierdziłam, że wyglądam znośnie.
Po ‘uroczystym’ apelu rozeszliśmy się do klas, gdzie profesorowie rozdali nam plany lekcji. Po wszystkich informacjach, udaliśmy się do domów.
Niechętnie spojrzałam, na drzwi wyjściowe, które były oblegane przez uczniów. Postanowiłam wyjść tylnymi drzwiami. Szarpnęłam  mocno za drzwi i usłyszałam przeciągły jęk. Wyszłam na zewnątrz, gdzie zorientowałam się, że kogoś uderzyłam


- Przepr… Ty!- zaczęłam, ale spostrzegłam znajomą twarz blondyna. Chłopak równie zdziwiony, wytrzeszczył oczy.  Spojrzeliśmy na siebie i synchronicznie wybuchneliśmy śmiechem.
- Teraz jesteśmy chyba kwita – roześmiał się promiennie. Niektórzy ludzie tak mają, że swoim uśmiechem zarażają wszystkich dookoła. Ten chłopak ewidentnie był takim człowiekiem, bo siedziałam na ziemi obok niego z uśmiechem od ucha do ucha, nie przejmując się chociażby padającym od kilku minut deszczem. Przemoknięci do suchej nitki wbiegliśmy zgodnie do pobliskiej kawiarni, czym przyciągnęliśmy niemałą uwagę zgromadzonych. Zajęliśmy jeden ze stolików i zamówiliśmy gorącą czekoladę. Zauważyłam, że od dłuższej chwili Niall, bo tak miał na imię owy blondyn, przygląda mi się.
- Co jest? Ubrudziłam się – zaśmiałam się.
- Nie, po prostu … twoja marynarka. Mój przyjaciel miał dziś identyczną.
- O! To ty znasz Harrego? – zdziwiłam się. – Ten dziwny chłopak pożyczył mi jej dziś rano. Dasz wiarę, że zjawił się w damskiej łazience znikąd?- mówiłam jak najęta.
Rozmawialiśmy naprawdę długo i na różne tematy, więc nim się obejrzeliśmy zaczęło się ściemniać. Chłopak mnie odprowadził i się pożegnaliśmy.
                                                ***
Wybiła pierwsza w nocy, a ja nadal nie mogłam usnąć. Wierciłam się w łóżku podziwiając strukturę sufitu. Niall. Cudowne imię. Tak lekko się z nim rozmawiało. Mieliśmy podobne poczucie humoru. Były takie chwile, że wydawało mi się, że rozumiemy się bez słów.
                                               ***
Dni mijały bardzo szybko. Okazał się, że Niall tak jak i Harry chodzą do równoległej klasy. Pamiętam dokładnie. Była środa. Do szkoły przyszłam dosyć późno, więc od razu popędziłam do szafek, żeby zdążyć przed dzwonkiem. Otworzyłam drzwiczki i zdezorientowana spostrzegłam, że zaraz posypały się setki kwiatków. Róż, stokrotek i tulipanów. Spojrzałam na to bezradnie i powrotem wepchnęłam do środka, gdzie znalazłam liścik.
„Spotkajmy się po lekcjach w parku” – przeczytałam. Uśmiechnęłam się od ucha do ucha. Nareszcie! Od dłuższego czasu wiedziałam, że między mną a blondynem coś jest. Już zaczęłam myśleć, że nie interesuje się mną tak ja nim.
Kiedy tylko usłyszałam dzwonek, w podskokach pobiegłam na wyznaczone miejsce. Nie minęły dwie minuty, jak poczułam dłonie zasłaniające mi oczy.
- Kto to? – spytałam, wiedząc, że po chwili usłyszę wesoły, nieskazitelny głos Nialla.
Wzdrygnęłam się na zachrypnięte „To ja”.
To był…Harry? Nic z tego nie rozumiałam.
-Co tu robisz przecież miałam się tu spotkać z…
- Ze mną – przerwał mi. Czułam się niezręcznie. Brunet patrzył na mnie tak…przenikliwie. Zaczął się powoli zbliżać, a ja nie potrafiłam się ruszyć. To było takie nagłe. Kiedy nasze usta dzieliło kilka małych milimetrów, stanowczo go odepchnęłam.
-Harry! Co ty robisz? – oburzyłam się. Chłopak zaczął cos kręcić, nie chciałam tego słuchać. Nie chciałam mieć z nim nic wspólnego. Nie czekając na wyjaśnienia wróciłam do domu.
Następnego dnia nie mogłam znaleźć Nialla. Nigdzie go nie było. Chciałam dowiedzieć się, czy zabrać swoje buty, czy wypożyczymy z kręgielni. Jak co czwartek wybieraliśmy się do kręgielni.
Wybrałam jego numer. Długie sygnały przeciągały się w nieskończoność i nikt nie odbierał. Dopiero za piątym razem usłyszałam głos blondyna.
- Proszę nie dzwoń więcej.
- Ale dlaczego? –nic nie rozumiałam
- Widziałem was wczoraj. Ciebie i Harrego. Nie chcę mieszać w waszym związku. Nie dzwoń.
Trzy krótkie dźwięki. Rozłączył się.
Osunęłam się po kremowej ścianie, skrywając twarz w dłoniach. Co ja najlepszego zrobiłam. Straciłam kogoś tak ważnego. Poczułam kogoś obecność, podniosłam głowę.
- To znowu ty? – wysyczałam z goryczą – to wszystko przez ciebie. Przez ciebie idź stąd. – podniosłam się i ruszyłam do wyjścia. Jednak Harry zatrzymał mnie.
- Co się stało ? –powiedział stanowczo.
- Niall… On widział… ja i Ty w parku – mówiłam nieskładnie cała się trzęsąc. Nie chciałam, żeby wszystko się tak skończyło.
- Mam pewien pomysł! – rzekł ciągnąc mnie za ręke.
Ciekawe co takiego.

Oczami Nialla.

Siedziałem gapiąc się w telewizor. Nawet głupie chipsy nie smakowały tak samo. Wziąłem do ręki miskę i rozrzuciłem po salonie.
- Wszystko jest do dupy. – krzyczałem do siebie. Myślałem, że [T.I] jest inna. Że jej na mnie zależy. A Harry? Przyjaciel od siedmiu boleści się znalazł. Usłyszałem przeciągłe „ding-dong”. Nie miałem zamiaru się ruszyć. Nie chciałem nikogo widzieć. Nikogo. Jednak to, że ktoś nie przestawał dzwonić okropnie mnie irytowało, więc otworzyłem drzwi i zaniemówiłem.
Wielka taca, na której środku leżała okrągła pizza chyba największa jaką kiedykolwiek widziałem. Dookoła ciasta ułożone były na podwójnych stosikach smakowite hamburgery.
Zza pyszności patrzyła na mnie [T.I] uśmiechając się uroczo.
- Dasz sobie to wytłumaczyć? – spytała niepewnie, na co pokiwałem głową.
                                                   ***
- Więc mówisz, że ciebie i Harrego nic nie łączy?  -spytałem, kiedy dziewczyna skończyła swój monolog o tym, że to było nieporozumienie.
- Tak, mój hamburgerze.
- A wiesz, że mi się podobasz, moja pizzo? – odgarnąłem kosmyk jej włosów. Mina dziewczyny w tamtej chwili była bezcenna. Jej oczy, przepełnione iskierkami skierowane były tylko na mnie. Nachyliłem się i pocałowałem ją. Sądzę, że nigdy bym nie postąpił tak zuchwale, ale z [T.I] byłem inny. Byłem sobą , a ona akceptowała moje zalety, ale przede wszystkim wady.
- Oj. – zrobiłem smutną minę kilka minut później – pizza bez sosu meksykańskiego?
-Niall !  -roześmiała się MOJA dziewczyna.



BY HARRIET
________________________________________________
I jak?

Ogromnie dziękuję Wam za (aż) 21 komentarzy pod poprzednim imaginem!!!
To wspaniale, że chcecie kolejną część!
Wasze komentarze najbardziej motywują.
Jeśli pod tym postem pojawi się minimum 20 komentarzy to ostatnia część imagina z Harrym pojawi się jeszcze w tym tygodniu.

sobota, 31 sierpnia 2013

Liam..♥

Tu Ariel wraz z imaginem dla Patrycji Knapik. Proszę, kochana:




Narysuje mydłem, napisze: 
'' I love you "
Dwa scenariusze jednego przeznaczenia.
Inny wygląd i kolor jednej gry.

Napiszę o tym, że odeszłaś,
Ale szybko wróciłaś, na zawsze.
Ty rysowałaś 
Drzwi dla mnie ,które w przód zamknięte.

Zamknąłem zeszyt i spojrzałem na nauczycielkę.  Mówiła coś o fermentacji czy coś. Szczególnie mnie to nie interesowało. Oparłem się o ścianę i zamknąłem oczy. Nawet nie zauważyłem kiedy zasnąłem. Obudził mnie dopiero dźwięk dzwonka. Spakowałem książki i skierowałem się ku wyjściu ze znienawidzonego pomieszczenia.
N: Panie Payne?
J: Tak? – spojrzałem na nauczycielkę.
N: Rozumiem, że nie interesuje pana biologia, ale jednak mógłby pan okazać trochę szacunku dla przedmiotu.
J: Nie rozumiem o co pani chodzi.
N: Spał pan na lekcji.
J: Co? Wcale nie spałem. Ja miałem tylko zamknięte oczy. Słuchałem pani.
N: W takim razie na następnej lekcji będzie pan odpowiadał. Do widzenia.
Wyszedłem z klasy oburzony. Jak ona tak może. Bezkarnie karać ludzi za to, że są znudzeni. Opuściłem szkołę szybkim krokiem wracając do domu. Nie. Zmieniłem kierunek. Park. Tak. Nie miałem siły wysłuchiwać dociekliwości mamy jak było w szkole i tak dalej. Kiedy byłem już na miejscu, usiadłem na ławce i zacząłem śpiewać piosenkę którą wcześniej ułożyłem.

J: Narysuje mydłem, napisze: 
'' I love you "
Dwa scenariusze jednego przeznaczenia.
Inny wygląd i kolor jednej gry.

Napiszę o tym, że odeszłaś,
Ale szybko wróciłaś, na zawsze.
Ty rysowałaś 
Drzwi dla mnie ,które w przód zamknięte.

Usłyszałem, że ktoś śpiewa dalszą część. Jakaś dziewczyna.

Ty: Wiesz że wszystko można naprawić,
Zobaczyć, przewrócić stronę,
Zrobić znów, napisać monologi
I sceny wyrzucić niektóre...

Dekorację zmienię na jesień
O miejsce nikt nie spyta.
Pozwól mi to zrobić w tajemnicy,
Aby wyglądało przypadkowo.*

Dołączyłem do niej.

Ty&Ja: Nie pisz ''The end" ja wymyślę happy end.
Zrobię tak, że dwa serce znów zabiją w takt.
Wszystko tak jak w filmie, pozwól tylko nagrać go.
Nie pisz ''The end" ja wymyślę happy end.

Ty: Cześć. Jestem [T.I]. Bardzo podoba mi się twoja piosenka.
J: To też w połowie twoja piosenka.
Ty: W każdym razie, podoba mi się twoja część piosenki.
J: Twoja też jest piękna. Mam ma imię Liam.
Ty: Miło cię poznać. Ee… Co cię natchnęło do napisania tego tekstu?
J: Ymm…Właściwie to lekcja biologii. – zaśmiałem się głupio.
Ty: Musiało ci się bardzo nudzić, hym?
J: Bardzo to mało powiedziane. Masakrycznie!
Ty: Nie mogło być aż tak źle, bez przesady. – zaśmiała się słodko.
J: [T.I], co powiesz na to, abyśmy poszli razem na kawę, hm?
Ty: Ojej, bardzo chętnie.
J: Super, chodźmy. – uśmiechnąłem się.
            Siedzieliśmy w kawiarni prawie dwie godziny i rozmawialiśmy na przeróżne tematy. Było bardzo miło. [T.I] okazała się bardzo miłą osobą o charyzmatycznej duszy pragnącej odkrywać świat. Kochała śpiewać i tańczyć. Własne teksty piosenek pisała już jako mała dziewczynka. Bardzo to w nią wrosło, teraz nie potrafiłaby już żyć, bez swojego zeszytu z fragmentami piosenek. Jako dziecko zaczęła też komponować. Grała na gitarze i na pianinie. Nie pochodziła z bardzo bogatej rodziny. Na pierwszą gitarę zarobiła sama, a na pianinie nauczyła się grać w pobliskim domu kultury. Kochała to. Chciała iść do szkoły muzycznej, ale nie było jej na to stać. Jej tata pracował na niską pensję, a mama wcale. Była ciężko chora, nie mogła wypełniać wszystkich obowiązków domowych. [T.I] już jako nastolatka postanowiła sobie, że jej życie w przyszłości będzie wyglądało inaczej. Chciała założyć rodzinę znaleźć dobrą pracę iść na studia. Dlatego zawsze była prymuską. Nie miała wielu przyjaciół. Wszyscy uważali ją za kujonkę. Ale ona nie poddawała się. Dążyła do celu i tak jak Messi chciała spełnić marzenia.   
            Odprowadziłem ją do domu. Mieszkała na przedmieściach.
Ty: Wejdziesz? – zapytała cicho.
Ja: Tak, mogę.
            Minęliśmy korytarz, kuchnię i weszliśmy do skromnego pokoiku. Z oczu dziewczyny można było łatwo wyczytać zawstydzenie. Ale nie mogłem oderwać od nich oczu. Było w nich coś więcej. Niepewny i ledwo zauważalny uśmiech wkradł się na jej twarz. Szybko odwróciła głowę. Uśmiechnąłem się.
Ty: Chcesz  się czegoś napić?
Ja: Wody, jeśli można. – Wyszła i za chwilkę wróciła ze szklanka wody w dłoni.
Ty: Smacznego. – zrobiłem mały łyk.
Ja: Dziękuję.
Ty: Liam, ja ci dużo o mnie powiedziałam, a ty o sobie prawie nic.
Ja: Okej, to teraz ci opowiem o sobie. Jestem Liam Payne. Również bardzo lubię śpiewać, czasem piszę teksty piosenek i wiersze. Zawsze chciałem być sławny. Nie wiem czemu, ale myślę, że to właśnie moje przeznaczenie. Śpiewać dla innych i uszczęśliwiać ich. Chciałbym dzielić się moją pasją, nawet z osobami które tego nie potrafią.
Ty: A mogę jeszcze o coś zapytać?
Ja: Tak, oczywiście.
Ty: Ta piosenka, wiesz, którą razem śpiewaliśmy, nie była wesoła. Coś wiem o pisaniu tekstów i myślę, że nie powstała tak po prostu. Czuję w niej emocje autora. Czuję, że jest to historia, którą autor chciał przekazać światu. To prawda?
Ja: Nie do końca. Prawdą jest, że się zakochałem, oraz to, że moja ukochana odeszła. Ale nie wróciła już. Nie chciała abym pisał szczęśliwy koniec, tak jak jest w piosence. Masz rację, piosenką namalowałem moje emocje. Ona była wspaniałym człowiekiem. Sprawiała, że czułem się bezgranicznie dobrze. Wystarczała jej obecność, rozumiesz?
Ty: Tak, chyba tak.
Ja: Ale chyba nie była mi pisana skoro odeszła. – zastanowiłem się chwilę. – A twoja część piosenki?
Ty: Już dawno to wymyśliłam. Ale z niczym mi się nie kleiło. Mimo, że treść bardzo mi się podobała.
Ja: Myślę, że to przeznaczenie, że fragment mojego i twojego tekstu tak idealnie do siebie pasowały.
Ty: Wierzysz w przeznaczenie?
Ja: Oczywiście. Przecież to co nas spotyka z dnia na dzień to nie mogą być przypadki. Sama pomyśl. Jeżeli spotkam na drodze swoją przyszłą żonę, to przypadek?
Ty: Spotkałeś?
Ja: Chyba tak.
Ty: W takim razie, przeznaczenie musi istnieć. Chciałabym ją poznać. Czy naprawdę pasuje do ciebie.
Ja: [T.I], pamiętasz jak mówiłaś, że chciałabyś spełniać marzenia, zupełnie jak Messi?
Ty: Tak, oczywiście.
Ja: Chciałbym pomóc ci je spełnić. I tak, ta dziewczyna idealnie do mnie pasuje. Uwierz.
Ty: Ja jestem tą dziewczyną?
Ja: A wiesz, dlaczego uważam, że to przeznaczenie?
Ty: Dlaczego?
Ja: Bo do tej pory nie wierzyłem w miłość od pierwszego wejrzenia. Ale jak to mówią, miłości nie ogarniesz.
Ty: Myślisz, że to się uda?
Ja: Jestem pewien.

* * Trzy lata później * *

K: [T.I], czy bierzesz tego tu obecnego Liama Payne za męża?
Ty: Tak.
K: Liamie, czy bierzesz tą tu obecną [T.I.iN] za żonę?
Ja: Tak.
K: A więc ogłaszam was mężem i żoną. Możecie się pocałować.


            Po pomieszczeniu rozniósł się dźwięk marszu weselnego. Ja i moja żona staliśmy przed ołtarzem i cieszyliśmy się sobą i naszym nienarodzonym jeszcze dzieckiem. 


*Fragment rosyjskiej piosenki Happy End - Пара Нормальных (polecam)
______________________________________________________
Co sądzicie? Proooszęę wyrażajcie opinie w komentarzach, to dla mnie bardzo ważne. 
Po za tym chciałam wam jeszcze polecić nasze inne blogi:
Zapraszam <33

/ Arielka <33

środa, 28 sierpnia 2013

Harry...cz.2.


Druga część Imagina dla Venus.

Oczami Harrego…

Kiedy zobaczyłam twarz [T.I] od razu na moje usta wpełzł szeroki i szczery uśmiech. Jednak jej mina mnie przeraziła, nigdy nie zapomnę tego wyrazu twarzy. Po chwili już jej nie było. Czyżby się zawstydziła? W końcu stałem tam w samych bokserkach, ale ona nie jest taką dziewczyną. Szybko wybiegłem za nią na ulicę. Histerycznie rozglądałem się we wszystkie strony, nigdzie jej nie było. Wróciłem do domu i założyłem kompletne ubranie, żeby po chwili znów wybiec, tym razem do jej domu.
Po kilkakrotnym pukaniu, a raczej waleniu z całych sił w drzwi, przywitała mnie drobna brunetka koło czterdziestki, mama [T.I].
- Dzień dobry czy zastałem… - nie skończyłem
- Wchodź – powiedziała smutno, zapraszając do środka.
- Zaraz wracam – powiedziała, prawie szeptem. Nie mogłem tam tak siedzieć i czekać, zdecydowanie nie należałem do tych cierpliwych. Pobiegłem do pokoju dziewczyny. Drzwi były uchylone, a ona rozmawiała z mamą.
- Mamo – mówiła co chwila pociągając nosem – ten koszmar pamiętasz? Kiedy cie obudziłam krzykiem? On… jest prawdziwy. Facet który mnie gonił, mamo to Harry! – krzyknęła z bólem w głosie i zaniosła się płaczem. A ja nie wiedziałem co zrobić, to wszystko mnie przerosło, stałem bez ruchu. To… to nie mogło być prawdą. Każda jej łza pozostawiała na moim sercu ranę. Ranę nie do wyleczenia, wieczny ślad jej upokorzenia.
- Dziecko, on cie… zgwałcił? – słysząc to, łza spłynęła mi po policzku
- Nie- wyszeptała – ale chciał !– znów wybuchła krzykiem, a po chwili napotkała wzrokiem mnie.
Ból.
Rozczarowanie.
Złość.
A nawet strach.

Wstała niezgrabnie, potykając się o pościel i podeszła do mnie
- Wynoś się stąd – dźwięczało mi w głowie, kiedy uderzała pięściami w mój tors – Nie chcę cię widzieć! Nie chcę cie znać! – zacisnąłem usta czując jak bardzo nienawidzę siebie.
Demony przeszłości powróciły.
Tak bardzo każdą cząstką mojego ciała chciałem ją przytulic, zapewnić o bezpieczeństwie, powiedzieć, że wszystko jest w porządku.
Nie mogłem.
To przeze mnie cierpiała.
To ja stanowiłem da niej niebezpieczeństwo.
Nic nie bolało mnie tak bardzo, jak jej cierpienie.
Kochałem ją całym sercem, mimo, że znałem niedługo. A ona z tą samą siłą nienawidziła mnie. I miała rację.
Wybiegłem z domu, schodząc jej z oczu. Miała do tego prawo. Nie musiała oglądać takiego skurwysyna, jakim byłem.
Nie wiem jak, ale dotarłem do domu, zamaszyście trzaskając drzwiami. Od wejścia zobaczyłem przestraszoną twarz Louisa, na szczęście w domu był tylko on. On wiedział o wszystkim…
Miotałem się po salonie krzycząc na zdezorientowanego przyjaciela. W końcu upadłem na podłogę i popłakałem się jak małe dziecko. „To nie może być prawda” powtarzałem wciąż.
Po chwili Lou wiedział już wszystko, choć chaotycznie tłumaczyłem.
- Ze wszystkich dziewczyn na świecie musiała to być akurat ona! – krzyczałem nie panując już nad moimi czynami, cieknącymi łzami.
Chwilę potem poczułem, że brunet potrząsa mnie za ramiona.
- Harry! – krzyknął, spojrzałem na niego – czyli, że gdyby to była inna dziewczyna , to twoja wina nie byłaby tak duża? – spytał, świdrował mnie wzrokiem.
- Ja ją kocham, kurwa, kocham ją jak nikogo innego! – wydarłem się uderzając pięścią w ścianę z całych sił. Mógłbym tak walić cały czas, w co popadnie, żeby tylko wyładować ten ból. Ale było za późno.
Straciłem wszystko.
- Harry – znów usłyszałem głos przyjaciela – musisz ją odzyskać.
- Nie rozumiesz? – zirytowałem się – ONA.MNIE.NIENAWIDZI!
- To musisz chociaż sprawić, żeby ci wybaczyła.
- Masz rację – przyznałem- jutro pójdę do niej. – powiedziałem
Jednak nie poszedłem ani następnego dnia ani kolejnego. Wypadła nam sześciotygodniowa trasa po Europie i jak to się mówi „tak wyszło”.
Jak tylko opuściłem obszar lotniska, wsiadłem w pierwszą lepszą taksówkę i pojechałem do niej. Może to głupie, w końcu dziewczyna mnie nienawidziła, a ja uporczywie o niej myślałem. Jej obraz w mojej głowie towarzyszył mi w każdej minucie mojego życia od półtora miesiąca. Jak sobie przypomnę jej twarz pełną cierpienia, moje serce niebezpiecznie kłuje. Chcę krzyczeć i bić z całych sił, żeby pozbyć się tego uczucia.
Zadzwoniłem dzwonkiem. Jeden raz, drugi. Zapukałem, po chwili już ewidentnie waliłem w dębowe drzwi.
- [T.I] otwórz! Jest tam kto? – krzyczałem, nie mogąc powstrzymać  złości.
- A cóż pan robi?! – usłyszałem, nagle ciekawski głos za plecami. Wtem się odwróciłem i zobaczyłem zgarbioną postać z licznymi zmarszczkami. Zapewne spotkałem jedną z tych kobiet, które o sąsiadach wiedzą wszystko. – Nie masz czego szukać, kochanieńki. – spojrzała na mnie z wyższością.
- Słucham? 


-No świętej pamięci pani…- zaczęła mówić, ale nie wytrzymałem i jej przerwałem.
- Że jak to świętej pamięci?! – warknąłem, nie wierząc własnym uszom
- Zmarła bidulka – mówiąc to zrobiła znak krzyża, po czym się zamyśliła. Przyznam na plecach poczułem zimne dreszcze i w ogóle zrobiło mi się jakoś nieprzyjemnie chłodno.
- Ale co z [T.I] ?! – nie wytrzymałem, od słonych łez w oczach zakręciło mi się w głowie.
- Nie wiem. – wzruszyła ramionami, nie takiej odpowiedzi oczekiwałem. Wybiegłem ile sił w nogach. To niemożliwe. Co dzieje się teraz z moją ukochaną, przecież z tego co wiem nie miała żadnej rodziny oprócz mamy.
Muszę ją odnaleźć. Muszę!

By Harriet
___________________________________________________
I jak?
Ta część jest krótka.
Chcecie ostatnią część?
Czy lepiej tego dziadostwa nie kończyć?