,,Miłość jest wtedy gdy jesteś przy kimś i on sprawia że jesteś szczęśliwy''

wtorek, 31 lipca 2012

Louis...♥


Wyjechałam, ale jestem z Tobą duchem i internetem kochana Harriet.
A ten imagin jest o Lou i Barcelonie, jak kiedyś obiecałam.
Jest w nim trochę realizmu, ale większość to fikcja.
Prawdziwy jest opis miasta.
Pozdrawiam Directionerki.
Całusy -->Miłego czytania

W tym roku stuknęła si osiemnastka. Rodzice zafundowali ci wyjazd, do kraju który od zawsze kochałaś i kilka razy już w nim byłaś - Hiszpanii. No oczywiście do Barcelony. Strasznie się ucieszyłaś, no bo wreszcie trochę swobody i wolności wpadnie do Twojego życia. Pierwszego lipca tata odwiózł Cię na lotnisko. Mega podekscytowana, że nareszcie lecisz sama odprawiłaś bagaż i pożegnałaś się z tatą. Czekając na samolot i nudząc się niemiłosiernie zauważyłaś, że w jednym z butików jest masa ludzi, którzy chcą się wepchnąć w głąb. Pomyślałaś, że może wyprzedaż czegoś, może jakichś koszulek z podpisami piłkarzy więc siedziałaś i dalej czekałaś na samolot. Czas umilała ci piosenka wydobywająca się z twojego telefonu, a mianowicie ,,Look After You'' Widziałaś przez szyby, że właśnie wylądował twój samolot, znaczy nie wiedziałaś do końca czy to twój, ale do odlotu było 15 min, a innych samolotów z tej linii nie było na lotnisku. W przekonaniu utwierdziłaś się gdy cienki damski głos objaśnił, iż ,,Ostatnich pasażerów podróżujących linią (nie wiem, wybierz sobie jaką chcesz) do Barcelony prosimy o stawienie się do odprawy biletowo-bagażowej. Ucieszyłaś się i poszłaś jako jedna z pierwszych do kolejki czekając aż, obsługa lotniska wypuści was z budynku. Niestety na pokład weszłaś ostatnia. Było mało miejsc, co było dziwne bo zwykle jak latałaś w samolocie świeciło pustkami. Zauważyłaś wolne miejsce, obok dwóch chłopaków w okularach przeciwsłonecznych, co wydało ci się lekko idiotyczne, bo w samolocie raczej słońce nie razi.
T- Mogę się dosiąść?
Oni tylko pokiwali głowami i wrócili do swoich zajęć, czyi do bawienia się wysuwanym stolikiem. Po kilku minutach niezręcznej ciszy odezwał się głos stewardessy. Najpierw przedstawiła załogę airbusa B320, potem mówiła o bezpieczeństwie podczas lotu, i na końcu dziękowała za wybranie ich linii lotniczych. No wreszcie wystartowaliście. Od paru minut chłopak siedzący bliżej ciebie, przypatrywał się tobie, aż w końcu nie wytrzymałaś, bo to było irytujące.
T- Co ty robisz?! - zapytałaś z wyrzutem
L-Ja,  no wiesz... patrzę na ciebie.
T- A w jakimś konkretnym celu czy po prostu ci się nudzi?
L- Ładna jesteś.
T- Dzięki, ale to nie zmienia faktu ze jesteś wścibski.
L- Wścibski? Ja...?!
Nie dokończył, bo właśnie jego przyjaciel się obudził.
H- Coś przegapiłem?
L- Ona mówi że jestem wścibski. Harry weż coś zrób.
H- No i ma trochę racji, bo powiedzmy to sobie szczerze, jednak trochę jesteś.
L- Wiesz co, własny przyjaciel!
T- Dobra, jak aż tak ci na tym zależy to nie jesteś, pasuje?
L- O wiele lepiej. A jak masz na imię? No bo moje imię znasz. - popatrzył znacząco na Harry'ego
T- [T.I] Miło mi. Fajnie mieć przyjaciela co?
L- Tak, tyle że jak jest ich za dużo to masz problem.
T- Za dużo?
L- No tam z tyłu siedzi jeszcze trzech.
Odwróciłaś się. Jakieś cztery rzędy na wami siedziało trzech chłopaków i dopiero teraz zauważyłaś, że to jest One Direction najlepszy boysband na świecie.
L- Liam, Zayn i Niall. A ten jak zwykle coś je! Jak tak można?
T- No najwyrażniej można, skoro to robi. A co was sprowadza do Hiszpanii?
L- Wakacje, no i mini trasa koncertowa. A ciebie?
T- Miłość do Hiszpanii.
L- Ładna, romantyczna, zabawna...
T- Niby skąd wiesz, że zabawna.
L- No przecież wiem, że z tym ,,wścibskim'' żartowałaś.
Nic nie odpowiedziałaś, tylko popatrzyłaś nieco zdziwiona na Louisa, który chyba nie wiedział o co ci chodzi. Ponieważ nikt się nie odzywał, to ty też nie zamierzałaś rozpoczynać rozmowy, więc włożyłaś słuchawki do uszu i zamknęłaś oczy. Chłopcy chyba myśleli, że śpisz, bo rozmawiali najwyrażniej o tobie.
H- Lou, jesteś gwiazdą, większość lasek na ciebie leci a ta jest niczego sobie.
L- Zrozum, nie jestem jeszcze gotowy na nowy związek.
H- Pleciesz bzdury i sam nie wiesz czego chcesz. Mówię ci zaproś ją gdzieś..
L- No i co? Będziemy jeżdzić po całej Barcelonie szukając siebie?
H- A czemu by nie? Obudż się człowieku!!!
L- Jak tak bardzo chcesz to sam ją zaproś.
H- Nie zamierzam ci kraść dziewczyny.
Umilkli. Przez chwilę myślałaś, że Lou zaraz cię ,,obudzi'' czy coś, ale niestety nie był do tego skory. Postanowiłaś, że skoro Harry mu tak radzi, a ty go lubisz to sama zaproponujesz spotkanie. No bo czemu by mu tego nie ułatwić?
T- Lou, może spotkamy się gdy będziemy już na miejscu?
Lou odwrócił głowę w stronę Hazzy, który tylko znacząco poruszył brwiami.
L- Możemy się spotkać. Gdzie i kiedy?
T- A byłeś już kiedyś w Barcelonie?
L- Nie.
T- No to ja proponuję ci Fontanę (proszę się nie czepiać, że napisałam z dużej  i przez jedno ''n'', ale tak wygląda oryginalna nazwa) Magica w Catalunii. Jest piękna.
L- Słyszałem o niej. To może jutro o 17.00?
T- Jak chcesz, ale ona jest piękna dopiero po zmierzchu.
L- To może o 20.00?
T- Już lepiej, spotkamy się na miejscu czy...?
L- Pojadę po ciebie. Wyślesz mi najwyżej sms-em adres Twojego hotelu.
T- Ok.
Miałaś coś jeszcze powiedzieć, ale obsługa samolotu ci przerwała. ,,Lądujemy, proszę zapiąć pasy. Jest godzina 14.46 czasu lokalnego. Na zewnątrz jest 36 stopni w skali Celsjusza. Dziękujemy za wybranie naszych  linii i mamy nadzieję, że jeszcze się spotkamy.'' Dałaś Lou swój numer telefonu, w samolocie zrobił się szum. Nienawidziłaś lądowania, zawsze świst, zatkane uszy, boląca głowa. Nareszcie ziemia. Pożegnałaś się z Lou i Harrym i rozeszliście się w swoje strony. Przy wyładowaniu bagaży trudno było się nie spotkać, więc znów zaczęliście rozmawiać. Twój bagaż wyszedł jako czwarty, więc po raz kolejny pożegnałaś się z chłopakami i poszłaś zamówić taksówkę. Podałaś kierowcy adres hotelu, ponieważ biegle umiałaś mówić po hiszpańsku, a ten bezpiecznie zawiózł cię na miejsce. Wysiadłaś i ktoś z obsługi zaprowadził cię do twojego apartamentu. Personel dobrze cię znał, bo byłaś tu już siedem razy. Zawsze ten sam apartament, ten sam pokój, to samo łóżko, ta sama poduszka, ten samo powietrze. Choć była dopiero szesnasta, byłaś tak zmęczona, że padłaś ze zmęczenia tak jak stałaś. Pare godzin po tym, ktoś obudził cię swoim donośnym pukaniem do drzwi. Zaspana zwlokłaś się z miękkiego, puszystego łoża i powędrowałaś to znienawidzonych w tym momencie drzwi. Otworzyłaś je i nie spojrzałaś na nią, bo nie interesowało cię to, kto się do ciebie dobija, lecz to że cię obudził.
T- Czego?!
Li- Więc to ten pokój, mówiłem ci!
L- Tak, tak. Ale to nie ważne. Hej,to ja Lou.
Za bardzo nie kontaktowałaś, bo jedną nogą ciągle byłaś w krainie snu, i w ogóle co za Lou?
T- Jaki Lou?
L- Tomlinson. Poznaliśmy się dziś w samolocie.
T-Aaaaaa - chciałaś zrobić wrażenie, że sobie o nim przypomniałaś, ale twoje ,,a'' przemieniło się w ziewnięcie - ten Lou. Może wejdziesz?
L- Chętnie, ale nie w tej chwili. Jest 19.30 więc może teraz pójdziemy.
T- Teraz? Lou teraz? Nie możemy jutro?
L- Nie,nie możemy. Chodż, idziemy.
T- Ale zobacz jak ja wyglądam!
L- Hymm, dla mnie słodko. Nie marudż i się ruszaj. A ty Liam idziesz z nami?
Li- Co? A! Ja nie, nie, zagapiłem się.
L- Okey? No moja słodyczy, chodż, to już nie daleko.
T- A gdzie ty mnie ciągniesz? I dlaczego mówisz do mnie per ,,moja słodyczy''?
L- Do mojego auta, a niby gdzie? No i tak mówię... a sama się domyśl. Wyglądasz na bystrą
Nie skomentowałaś jego wypowiedzi i w ciszy przemierzałaś kolejne metry, by wreszcie dotrzeć do pięknego błękitnego lamborghini. Nie wiedziałaś jak takie auto znalazło się tu, skoro on był tu dopiero kilka godzin, ale wolałaś nie zaczynać dyskusji, bo znów przyciąłby twoje skrzydełka czymś typu ,, mój ty różowy lizaczku''. Wsiadłaś posłusznie do auta i pojechaliście w stronę słynnej fontanny. Nie byłaś pewna czy Louis zna drogę, ale jego GPS działało bez zarzutu. Dojechaliście na miejsce. Lou na chwilę zniknął ci z pola widzenia, ale po paru minutach wrócił i poszliście długą drogą ku Fontanie. Było już ciemno, a z fontanny zaczęła wydobywać się kolorowa woda, tzn. podświetlona ale i tak piękna. Uroku dodawał stojący za nią pałacyk. No i klucz programu, klasyczna hiszpańska, donośna muzyka. Jednak nie, coś się zmieniło i usłyszałaś tak dobrze sobie znany słodki głos, który wcale nie śpiewał hiszpańskiej piosenki tylko angielską. Tak ,,Look After You''.
T- Lou nie wiesz co się dzieje? - zapytałaś z nadzieją, że ci to wytłumaczy, ale jego nie było obok ciebie.
Teraz zauważyłaś, że muzyka wcale nie wydobywa się z głośników tylko śpiewa ją właśnie Lou. Szedł w Twoją stronę z naręczem róż, a ludzie patrzyli to na niego to na ciebie rozmarzonym wzrokiem. Podszedł bliżej i wasze usta dzielił tylko jego mikrofon. Skończył piosenkę, wręczył co róże i pocałował. Nie jak przyjaciel, ale jak ktoś bliski, nawet więcej niż chłopak.
L- Zakochałem się w Tobie. Przepraszam jeśli mnie nie chcesz.
T- Jak możesz sądzić, że Cię nie chcę? Moja słodyczy.
L- Tylka ja mogę tak mówić. - uśmiechnął się zadziornie i znów namiętnie pocałował
L- Słuchaj nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
T- O nic nie pytałeś.
L- Pytałem i się ze mną nie kłóć. Będziesz moją dziewczyną?
T- No to chyba jasne, nie?
N- Taaak!
Z- Niall! Musiałeś się ujawniać?!
N- Co ci do tego? Siebie ujawniłem, ale ciebie nie, więc się nie czepiaj.
Z- Ty tępy człowieku!
L- Przepraszam cię za nich. Nie zwracajmy na nich uwagi. Chodź.
Chłopak pociągnął cię za rękę, w stronę swojego auta. Całą drogę nie odezwał się ani słowem, tylko szczerzył do ciebie swoje białe ząbki. Zawiózł Cię w bardzo dobrze znane ci miejsce, a mianowicie do portu. Kochałaś patrzeć na statki, ale bałaś się nimi pływać i bałaś się, że Lou właśnie to zaplanował. Nie myliłaś się Wynajął małą łódź.
T- Lou, ja nie, nie mogę.
L- O co chodzi?
T- Boję się.
L- Ale ze mną nic Ci nie grozi.
T- No nie wiem, nie za bardzo umiem pływać.
L- Ale co się może stać? A poza tym przecież Cię uratuję, Twoje życie jest dla mnie ważniejsze niż moje.
T- Proszę, nie zmusz...
Nie dokończyłaś, bo wziął cię na ręce i wniósł na statek. To było najgorsze, co mógł w tym momencie zrobić. Cała roztrzęsiona stanęłaś na pokładzie. Bałaś się nie tak jak przeciętny bojaźliwy człowiek, ale miałaś złe wspomnienia związane ze statkiem i morzem. Louis to zauważył i objął Cię swoim ramieniem. Poczułaś się bezpieczniej w jego ramionach,  jego ciepłym uścisku i nadzwyczaj ciepłych dłoniach. Wiedziałaś już, ze to ten jedyny i że nikogo nie pokochasz bardziej niż Louisa. Chłopak, znów się do ciebie przysunął i zastygliście w gorącym pocałunku. Twój strach już minął, bo wiedziałaś, że on zawsze cię uratuje.

BY EL
Boże Boże Boże, co się ze mną dzieje?!
Przepraszam, że każdy mój imagin kończy się pocałunkiem, ale jak inaczej może się zakończyć?
Ale za to zakończenie bardzo was przepraszam, wyszło do kitu.
Pisać kocham, ale nie umiem pisać zakończeń.
Chyba muszę zgłosić się na korepetycje do Harriet.
Mam nadzieję, że się poprawię, no i będę się starać.
PApa ;***

poniedziałek, 30 lipca 2012

Harry...♥

EL wyjechała<rozpaczam z tego powodu>, Ariel i Nii też nie ma ;( Zostałam tylko JA , biedna Harriet, dzisiaj dodaję imagin który już dawno napisałam, ale nie miałam czasu dodać;/ Mam nadzieję że się spodoba.Inspiracją był mój ulubiony stary serial <33(w mojej pamięci)<ci którzy mnie znają- wiedzą,; ale są też tacy którzy go oglądali. Pozdro dla nich ;**Oto imagin Zapraszam:

Imagin z Haroldem <33 by Harriet ;**
Znów to zrobił.Ten cholerny dupek znów to zrobił, zdradził cię już sama nie wiesz który raz. Jednak ty wiedziałaś że to był ostatni raz.Szłaś ciemną ulicą, nie dbałaś o miejsce, nie dbałaś o czas.Nie chciałaś wrócić do domu, jeżeli tak można nazwać miejsce w którym mieszkasz.Dom kojarzy się z miłą atmosferą, miłością rodzinną, bezpieczeństwem, dom to miejsce gdzie kiedy wracasz czekają na ciebie kochani rodzice. Posiadłość w której mieszkałaś nijak nie przypominała domu.Nie byłaś prawdziwym dzieckiem jego właścicieli, nie rozumiałaś dlaczego cię przygarnęli przeciez i tak czułaś się tam jak służąca.Niestety nie mogłaś odejść, nie miałaś ukończonych osiemnastu lat, miałaś dopiero szesnaście, ale wiedziałaś że już dłużej nie wytrzymasz w tym domu, dlatego starałaś się jak najmniej tam przebywać.
Usłyszałaś szelest, obejrzałaś się z myślą że ktoś za tobą idzie, jednak za plecami nie widziałaś nikogo "wydaje m i się " pomyślałaś ale to się powtórzyło.Zaczęłaś szybko iść potem biegnąć. Ten ktoś był szybszy.Zasłonił ci usta dłonią ale zdążyłaś jeszcze wcześniej krzyczeć, biłaś na oślep i szarpałaś się ,to nic nie pomogło on też był silniejszy.Ciągnął cię w kierunku pobocza.
"Zostaw ją ty łotrze" Usłyszałaś męski głos, ale on nie puszczał.W ciemności zobaczyłaś że ktoś uderzył twojego oprawcę, puścił cie .Podbiegłaś do osoby która cię uratowała, całkiem ci nieznanej i przytuliłaś się , a on także cie objął i powiedział spokojnie "chodź odwiozę cię do domu".Dopiero teraz zauważyłaś że ów mężczyzna ma na głowie kaptur a na nosie okulary przeciwsłoneczne choć trwała noc.
Ty: skąd mam wiedzieć że nie spadłam z deszczu pod rynnę?
Uśmiechnął się i szepnął :Zaufaj mi. Tak i tak mu ufałaś przecież uratował ci być może nawet...życie. Wsiadłaś do jego samochodu , wytłumaczyłaś mu gdzie mieszkasz, cieszyło cię że nie pytal o nic bo nadal byłaś w szoku.Kiedy dojechaliście dał ci karteczkę z numerem i powiedział "Jak czegoś będziesz potrzebowała- dzwoń, a jak masz na imię" na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech
Ty: [T.I]...
H: a ja Harry, dzwoń o każdej porze* uśmiechnął się.
Ty: Dziękuję , no wiesz za wszystko* pocałowałaś go w policzek i poszłaś do domu, od razu zamknęłaś się w pokoju.Dopiero teraz się zorientowałaś że jakąś godzinę temu groziło ci niebezpieczeństwo.Zanim zasnęłaś myślałaś o tym i o twoim wybawcy z nadzieją że jutro go zobaczysz.
****Rano****
Wstałaś dziwnie zadowolona, ubrałaś się zjadłaś, wszystko z usmiechem na ustach.Nikogo nie było w Hausie. Wzięłaś telefon i zadzwoniłaś do chłopaka.
Ty: C...Cześć, Harry?
H: Cześć jak się czujesz?
Ty: Wspaniale, dzięki tobie jeszcze żyję, mam prośbę...
H: Zamieniam się w słuch
Ty: Czy możemy się spotkać?
H: Jasne to może za pół godziny w parku w centrum.
Ty: Wspaniale dziękuję.
H: Do zobaczenia.
Rozłączyłaś się i poszłaś się ogarnąć za dwadzieścia minut byłaś gotowa , więc ruszyłaś do centrum, doszłaś usiadłaś na ławce wiedziałaś że to za wcześnie wciągałaś świeże powietrze całymi płucami. Nagle ktoś usiadł kolo ciebie
H:Cześć
Ty: Słucham?
H: Hej nie poznajesz mnie?
Ty: to ty Harry?, no wiesz wczoraj kaptur okulary trochę inaczej wyglądałeś. *Nie mogłaś uwierzyć że uratował cię sam Harry Styles.
Ty: Chciałam porozmawiać..
H: Ja też.Mam pytanie, co robiłaś tam sama o tej porze?* spojrzał troskliwie wzrokiem w którym można utonąć.A ty opowiedziałaś mu o chłopaku którego rzuciłaś i o wszystkim, swoją opwieść tak skończyłaś...
Ty...Wiesz czasami czuję się jak kopciuszek tylko że z jedną siostrą ale tak podłą albo bardziej jak dwie razem wzięte...
Potem rozmawialiście, i rozmawialiście, on opowiadał ci o sobie.
Ty: Wiesz czuję się jakbym cie znała całe życie.
H: Ja mam tak samo...* przytulił cię, czułaś się w jego ramionach tak bezpiecznie jak nigdy.
Mijały tygodnie dzięki Harremu uśmiech nie znikał z twojej twarzy.Z każdym dniem utwierdzałaś się w przekonaniu że go kochasz, jednak on ciebie nie, owszem wiedziałaś o nim wszystko tak jak on o tobie, rozumieliście się bez słów,on zawsze był gotowy cię wysłuchać.Poznałaś także chłopaków z zespołu kiedy go odwiedzałaś, jednak w ich obecności czułaś się skrępowana, a może po prostu marzyłaś żeby być sam na sam z Harrym .To bolało że on trzymał cię na dystans, kiedyś zwierzyłaś mu się, że gdyby on bo jest już dorosły poręczył za ciebie mogłabyś się wyprowadzić, jednak on powiedział że to nie możliwe, nie rozumiałaś go. Mijał kolejny miesiąc nie wytrzymałaś , postanowiłaś sobie że kiedy tylko go zobaczysz powiesz mu o swoim uczuciach. Spotkaliście się w parku tak jak kiedyś.
Ty:Harry * przytuliłaś go i pocałowałaś w policzek, o sprawiało ci zawsze ogromną radość*muszę ci coś powiedzieć coś bardzo ważnego...*nic nie odpowiedział patrzył tylko głęboko w twoje oczy, kontynuowałaś* nie mogę więcej czekać po prostu muszę choć wiem że to nie bd miało żadnego znaczenia...Kocham cię. *powiedziałaś. on tylko wyszeptał twoje imię i przybliżył się po czym cię pocałował tak szczerz i delikatnie, czułaś się wspaniale, pomyślałaś że on też czuje to samo.
H: Przepraszam ja ... nie chciałem... przepraszam *powiedział
Ty: Harry poczekaj...*ale on juz odszedł, nie wiedziałaś co się stało , serce przeszył ci przenikliwy ból.Wróciłaś do domu cała zapłakana.
Przez następne dni nie kontaktowaliście się w końcu po jakichś dwunastu dniach odezwał się telefon, kiedy zobaczyłaś na wyświetlaczu "Harry dzwoni" lewdno nie zemdlałaś.
Ty: Halo, Harry?Jak się cieszę... *przerwał ci
H: Posłuchaj mnie prosze i zapamiętaj,  to co do mnie czujesz to tylko głupia wdzięczność , nie chce jej!Zapomnij o tym dniu kiedy się spotkaliśmy prosze,nie możemy się więcej spotykać ,nie możemy...
Ty: Harry ale przecież ja ...
H: Nie możemy *powtarzał to w kółko
Ty: W takim razie ...Żegnaj  *rozłączyłaś się,przecież go kochałaś nie dlatego że uratował ci życie wiedziałaś że jest tym jedynym że jest tylko tobie przeznaczony ale najwidoczniej on tego nie zrozumiał  .                                                                                                                                                     Wyszłaś z domu ruszyłaś w kierunku najbliższego wieżowca, wiedziałaś jak nigdy w życiu co masz zrobić.Czemu? Bo straciłaś swój sens życia, straciłaś ostatnie źródło swego bezpieczeństwa, to on nauczył cię życia od nowa, to on pozaklejał twoje serce w jeden kawałek, tak często poniżane, to on był powodem uśmiechu na twoich ustakach, to on sprawiał że wytrzymywałaś na tym świecie, straciłaś go stracisz życie...Byłaś już na szczycie , wspomniałaś te wszystkie chwile i najważniejszą, wasz jedyny pocałunek, to dziwne ale czemu wtedy czułaś że on naprawdę cię kocha, "Byłam głupia?"pomyślałaś.Stanęłaś na krawędzi, krzyknęłaś "I love you Harry , Forever" .Wtedy to się stało, na swoim ciel poczułaś uścisk tak znajomych ci ramion, odwróciłaś się, tak , nie myliłaś się to był on, cała złość minęła ważne że on tu był. Teraz ukryłaś się w jego ramionach, a on tak mocno cię ścisnął jakby się bał że mu uciekniesz, nie przeszkadzało ci to, wręcz przeciwnie byłaś szczęśliwa. Czułaś jego ciepło.Wasze serca grały tę samą melodię, jakby były jednością.
Ty: Skąd... skąd wiedziałeś..?
H: Znam cię wtedy kiedy powiedziałaś puste żegnaj wiedziałem m że coś jest nie tak, przyszedłem bo to jest najbliżej...
Ty: Ale po co? po co...? przecież nie chcesz mnie znać ...*spojrzałaś na niego
H:Ja ... ja cie kocham...nie potrafię bez ciebie żyć.Teraz to wiem! *spojrzał ci głęboko w oczy* Chciałem cie chronić...
Ty:Chronić ...przed czym? *nic z tego nie rozumiałaś
H:Przed...sobą, ty jesteś taka nie winna,bezbronna, tak mi się wydawało, ale widzę to dopiero teraz że przede mną stoi doświadczona przez los dojrzała kobietę, Wiem też że lepiej cię ochronie będąc przy tobie...Czy zechcesz e mną zamieszkać?
Ty: Tak masz racje myślisz że chciałabym zamieszkać z jedyną osobą na tym świecie która dwukrotnie mi uratowała życie , którą kocham, hmm...? sadzę że zaryzykuję.Wiedziałaś że to koniec całego smutnego zycia, wiedziałaś że teraz pozostała ta szczęśliwa część, twojej bajki,Kopciuszek odnalazł księcia.Teraz  trwaliście w pocałunku, najsłodszym w twoim życiu, u stóp mając cały Londyn.
Wprowadziłaś się do niego, on nigdy się nie narzucał.
Od tego dnia minęło pięć lat. Właśnie jedziesz do kościoła na wasz ślub, jesteś tego pewna jak niczego w życiu, czujesz że to pierwsza słuszna decyzja jaką podjęłaś nie licząc miłości do Harolda.
 **********************************************************************
Jak teraz to czytam to widze że to smęt za duży ale, nie mam na razie nic w zanadrzu więc postanowiłam go dodać ;**    Na cześć Harolda różowa czcionka <33    
                           

niedziela, 29 lipca 2012

Louis...♥cz.2

,,Harriet mi nie wystarcza'' to przenośnia, i dopiero co się pogodziłyśmy więc lepiej nie zaczynać od nowa
więc jednak szczęśliwie doleciałam, a ten imagin o Barcelonie, o którym kiedyś wspomniałam to dodam w ciągu najbliższych dwóch tygodni
a teraz ciąg dalszy Lou, mojego Marchewki

2 CZĘŚĆ

OCZKAMI LOUISA

T- Louis to ty, czy któryś z twoich kolegów?
J- To ja. Mogę wiedzieć gdzie mieszkasz?
T- A co?
J- Bo chcę ci coś powiedzieć.
T- Jasne. ----------------
J- Dzięki, zaraz będę.
Cieszyłem się jak głupi, że ją zobaczę. Uświadomiłem sobie, że jednak się zakochałem. Chciałem czym prędzej tam dojechać, bo emocje buzowały we mnie jak szalone. Na chodniku czekała na mnie ona. Spełnienie moich wszystkich najśmielszych snów, sens mojego życia. Zastanawiałem się dlaczego tak póżno los mi ją zesłał.Wysiadłem z auta, a ona rzuciła mi się na szyję. Wiedziałem, że ona czuje to samo, a przynajmniej tak to okazywała, choć może wysyłała mi sprzeczne sygnały.
J- [T.I] nie będę owijał w bawełnę. Powiem ci to. No wiesz tak prosto z mostu. Żebyś nie czekała zbyt długo. I żeby to nie bolało za bardzo.
T- No dobra, mów!
J- O sorry. Nie wiem czy to aby na pewno prawda, ale zakochałem się w tobie.
Jej twarz oblała się rumieńcem, zupełnie jak wczoraj,jeżeli nie bardziej. Myślałem, że nic nie odpowie, ale wreszcie się ocknęła.
T- Louis ja czuję to samo. Harry mi to uświadomił.
J- To zabawne. Gdyby nie chłopcy, pewnie też bym nie wiedział.
T- Wiesz...
Przerwałem jej. Słowa były zbędne. Chciałem udowodnić jej, że to Ona jest tą jedyną. Przysunąłem się i pocałowałem. To był po prostu naj naj najwspanialszy pocałunek mego życia.

TWOJE OCZKA

Rzuciłaś mu się na szyję. Tak po prostu, odruchowo. Nie wiedziałaś czemu to zrobiłaś. Puściłaś jego barki i pewnie byłabyś zawstydzona gdyby nie zaczął rozmowy.
J- [T.I] nie będę owijał w bawełnę. Powiem ci to. No wiesz tak prosto z mostu. Żebyś nie czekała zbyt długo. I żeby to nie bolało za bardzo. 
T- No dobra, mów! - zdenerwowałaś się bo mówi że ,,nie będzie owijał w bawełnę'' a to właśnie robi
J- O sorry. Nie wiem czy to aby na pewno prawda, ale zakochałem się w tobie.
Złość ustąpiła. Czyli jednak to prawda, czyli cię kocha. No to co można odpowiedzieć w takiej sytuacji? Skoro chłopak którego wielbisz od paru lat mówi że jest w tobie zakochany. Chyba tylko jedno.
T- Louis ja czuję to samo. Harry mi to uświadomił.
J- To zabawne. Gdyby nie chłopcy, pewnie też bym nie wiedział.
T- Wiesz...
Przerwał ci. Przerwał pocałunkiem. Pocałunkiem jakiego nigdy w życiu nie doświadczyłaś.
Na prawdę poczułaś, że to ten jedyny, ten z którym chcesz spędzić resztę życia. Marzenie, marzenie.... a może i nie? Mogłabyś sama wymyślić ciąg dalszy, ale dostaniesz ułatwienie.

trzy lata póżniej

L- Słuchaj, wiem że jesteśmy młodzi, ale to nie stoi na przeszkodzie, Chcę zadać Ci tylko to jedno jedyne pytanie. Jeśli powiesz tak będzie ich więcej, jeśli nie... no cóż.
T- Louis, znowu ta sama sytuacja. No powiedz wreszcie!
L- Znów przepraszam. Wyjdziesz za mnie?
T- Co to za absurdalne twierdzenie, że nie?! Lou oczywiście, że za Ciebie wyjdę.
L- [T.I] Tomlinson. Jak to pięknie brzmi.
T- A skąd wiesz, że bedę chciała zmienić nazwisko?
L- A nie chcesz?!
T- Oczywiście, że chcę,pysiu. Niby żartowniś, a nie zna się na żartach.
Louis trochę się speszył, ale nie gniewał się na Ciebie. przeciwnie pocałował cię namiętnie,  tak jak tego pamiętnego dnia gdy zostaliście parą.
Przewrócił cię na plecy i razem tarzaliście się w różnokolorowych kwiatach.
No i dalej żyliście długo i szczęśliwie. Może długo to za dużo powiedziane, ale szczęśliwie na pewno.
Wasze szczęście byłoby pewnie dłuższe, gdyby nie wypadek. Jechałaś z Louisem do szpitala, bo właśnie odeszły ci wody. Chłopak jechał najszybciej jak to tyko możliwe, a ty nie lubiłaś szybkiej jazdy, więc go uspokajałaś. Jechał tak szybko, że wpadł w poślizg no i....
Osierociliście małego Tommiego, którego zaadoptował Harry ze swoją żoną, twoją przyjaciółką, mięli swoje własne dziecko córkę Darcy i kolejne w drodze, ale wy opiekujecie się nimi i czuwacie by waszemu synkowi nic się nie stało.

BY EL
Bardzo bardzo bardzo Was przepraszam, bo to miał być lepszy imagin, ale jestem w kiepskim nastrojui na prawdę nie mam głowy by pisać.
I jeszcze jestem zła na kogoś, Harriet wie na kogo, bo sporo o tym rozmawiałyśmy.
Mam nadzieję, że was nie zniechęciłam.
papa

Harry...♥ cz.2

"Harriet mi nie wystarcza" kojarzy się Wam to  z czymś <bulwers>Ale to nie czas i miejsce na kłótnie,ale czas na drugą część imaga o Hazzie,przepraszam że popsułam ale miałam wene na innego który napisał i niebawem opublikuj, zapraszam :
                    

                                                       Harry część 2.

Ty: Niee…
H: Kochasz i to udownodnie!
Ty: Jak…? *zapytałas a on zbliżył się do ciebie i i delikatnie cię pocałował, potem zatonęliście w pocałunku….
Usłyszałaś swoje imie, odkleiłaś się od Hazzy i zobaczyłaś na szczycie schodów twoją przyjaciółke.      
A:To ty jesteś tą podłą, wredną, kradnącą chłopaków diablicą, jak mogłaś własna przyjaciółka.
Ty: To nie tak jak myślisz, to nie ja go ukradłam to nie przeze mnie...ja... ja widziałam że do siebie nie pasujecie, chciałam cie uchronić przed zawodem...ja nie miałam zamiaru z nim być, nie sądziłam że tyle nas łączy prosze zrozum
A:Nie nie potrafie ja bym ci czegoś takiego nigdy nie zrobiła!* powiedziała i wyszla.
Ty:Prosze,zostaw mnie samą * zwróciłaś się do Harrego.
H:Jesteś pewna??
Ty:Tak*powiedziałaś i wyszedł a ty poszlaś do pokoju.Kochasz swoją przyjaciółke i wydaje ci się że także kochasz jego, jednak ją znasz od dawna, a jego ledwo miesiąc.Miałaś mętlik w głowie, co zrobić?
*****Następny dzień*****
Poszłaś do szkołu niewyspana...całą noc myślałaś,próbowałas o nim zapomniec bo wybrałaś przyjaciółke, ale nie mogłaś
Ty:Cześć Amber musimy porozmawiać, chodzi o to że że cię przepraszam...
*Ale już wiedziałaś że ci wybaczyła, usmiechała się , tak jak często powtarzała nie potrafiła się na ciebie gniewać, tak , jak ty na nią.Jak zwykle przytuliłyście się jak przystało na <BFF>
Nie kontaktowałaś się z Harrym przez najbliższe dni.Z nikim o nim nie rozmawiałaś , próbowałaś sama siebie okłamać że o nim zapomniłaś, jednak prawda była inna.Lecz nie moglaś stracić przyjaciólki.Cierpiałaś.Chodziłaś smutna przytloczona ciężarem swego wyboru, kiedy cię ktos o to zapytał mówiłaś że to tylko zmęczenie, ale Amber cię znała podejrzewała coś choć nigdy nie zapytała. Wciąż do przez głowę przechodziły ci myśli typu : "A jeśli to ten jedyny", "Jeśli go strace i nigdy się już zakocham".Ostatnio zauważyłaś że żadko wychodzicie z Amber , ona prawie wogólne do ciebie nie przychodzi.Czyżby nadal skrywała żal o skradzeni chłopaka, czyżby naprawdę go kochała tak jak ty, czy cię kłamała mówiąc że on ją juz nie obchodzi?
Wszystko wyjaśniło się w walentynki.To był smutny dzień , dla dobrze znanego ci powodu marzyłaś aby był z tobą ON. Amber tez nie miała chłopaka więc zaproponowała że spędzicie ten dzień razem zgodziłaś się.Poszłyście do centrum handlowego na poprawiające nastrój zakupy. Zauważyłaś tłum ludzi wkoło ... wkoło Louisa Tomlinsona, nie wiedziałaś skąd się tu wziął choć to było dziwne zaciekawiło cię to tylko dlatego że to był przyjaciel Hazzy.
Ty:spójrz widzisz to lou
A: Chodźmy w tamtą stronę widziałam tam fajną bokserkę *pokazała w przeciwną stronę , ewidentnie odciągając mnie od myśli o Harrym*
Oglądałyście ciuchy kiedy zobaczyłaś Nialla, drugiego kolegę Hazzy z zespołu
Ty:Okey co tu jest grane, Amber *spiorunowałaś ją spojrzeniem.
A: Co, nic nie widzialam, o co ci chodzi, o wiem chodzi ci o to że burczy mi w brzuchu? masz racje chodźmy do restauracji.  * Prawie cię wypchnęła ze sklepu.Jednak nadal miałaś podejrzenia.Restauracja była pusta, zasłony zasłonięte, lamki w kształcie serc ,robiące nastrój.Zobaczyłaś że Liam (trzeci kolega z zespołu Hazzy)prowadzi dobrze znanego ci bruneta w lokach i zielonuch oczach.On też wydawał się być zderozientowany.agle wasze spojrzenia się spotkały i się uśmiechnął, podbiegł i cię przytulił.
Ty:Harry , o co tu chodzi? *spytałaś
H:Nie wiem myślałem że ty mi powiesz *spojrzał na ciebie słodko , a potem oboje skierowaliście wzrok na stojących obok: Louisa, Nialla,Zayna i Liama oraz Amber.
L:Hmmm..Od czego by tu zacząć
Ty&H:Od początku *powiedzieliście jednocześnie
Lo:Kiedy Harry zamknął się w pokoju i z tamtąd nie wychodził, postanowiliśmy sie coś o tobie dowiedzieć dlaczego dałaś mu kosza i wogóle...*zwrócił się do ciebie
A:Kiedy Lou przyszedł do szkoły, nie było cię jeszcze więc rozmawiał ze mną...
Lo: właśnie wtedy zorientowała się że nie może stać na drodze do miłości i...
A:...i obmyśliliśmy plan, właściwie...
Li:...Właściwie to był mój pomysł ale zrobilismy to razem...
Z:... i prosze jesteście sami widzicie....
Lo:Dalszy ciąg historii zależy już od was, zostawiamy was samych... *powiedział ku twojej uciesze
N:Oh, a nie możemy najpierw coś zjeść? *powiedział do Louisa z proszącą miną
Lo:Niestety nie, ale jak wróci Hazza to napewno ci ugotuje pyszne fajtas.
Li:Chodźmy już.
A:Bawcie się dobrze.*powiedziała i wyszli, byłam szczęśliwa przez jakieś pięć minut nie ruszliśmy się tylko patrzyliśmy sobie głęboko w oczy.
H:[T.I], czyli...*uśmiechnął się zawadziacko, i poruszył śmiesznie brwiami*
Ty: tak , KOCHAM CIĘ! *powiedziałaś i go pocałowałaś , wasz pocałunek zdawał się trwać wieczność. Właśnie tego dnia przeżyłaś najlepsze walentynki w swoim życiu.
Minęło kilka miesięcy, nadal jesteś z Harrym, choć z trudem znosisz jego nieobecność kiedy ma trasy koncertowe, ale wiesz że zawsze o tobie mysli tak jak ty o nim.
Niedawno okazało się że twoja amiga i louis czuja do siebie mięte, i teraz na każdym kroku się miziają.Jesteście siódemką najleszych przyjaciół.Masz najleszpego chłopaka i najlepszą przyjaciółkę przy sobie i czego tu chcieć więcej!?!




Mam nadzieję że ujdzie w tłoku, na tym blogu <33 (taki mini rymik)
*****************************************************************************
Z dedykiem dla EL <ona wie o co chodzi ;*** tulam mocno mam ;D


sobota, 28 lipca 2012

Liam...♥





 Piszę o Liamie...
... bo przecież ktoś musi, a Ariel wyjechała ;(

Zdradził Cię. Zdradził Cię z Twoją - jak ją nazywałaś - przyjaciółką. Ale to już przeszłość. Oczywiście wszyscy ostrzegali Cię, że to nie jest chłopak dla Ciebie, ale ty byłaś ślepo zakochana i nie słuchałaś nikogo. Oprzytomniałaś gdy na prawdę Cię upokorzył. Na dworze panowała okropna pogoda. Ulewa jakich mało, co doskonale odzwierciedlało Twoje samopoczucie. Wybrałaś się na spacer do lasu, bo i tak Twoje życie już dawno straciło sens. Szłaś myśląc o swym dalszym losie, gdy usłyszałaś trzask gałązek za sobą. Wystraszyłaś się, że to jakieś dzikie zwierze, bo ten las był zawsze nieprzewidywalny zupełnie jak Zakazany Las i nie wiadomo co tu można spotkać. Zaczęłaś uciekać, ale osobnik był coraz bliżej Ciebie. Jeszcze na dodatek potknęłaś się o wystający korzeń jednego z drzew i upadłaś. Już raczej nie było szans na ratunek. Przygotowałaś się na najgorsze, lecz ku twojemu zdziwieniu nie było to żadne zwierze, ale człowiek. Przystojny chłopak podał Ci rękę. Nie ufałaś mu, no bo niby czemu cię gonił? Może to jakiś zboczeniec?
L- Nie martw się, nie gryzę.
T- Nie byłabym tego taka pewna.
L- Już się nie zgrywaj i wstawaj.
Chwyciłaś jego dłoń. Chciałaś wstać, ale nie mogłaś. Wyglądało  na to, że złamałaś nogę.
L- Może Ci pomogę?
T- Jeśli byłbyś tak miły.
L- Trzymaj się,może dojdziesz do domu.
T- Nie, nie dam rady, a do mojego domu jest pare kilometrów.
L- To zaniosę Cię do nas.
T- Do nas? To znaczy do kogo?
L- Do mnie i do chłopaków.
T- Ale ja nawet nie wiem jak masz na imię.
L- Przepraszam. Liam jestem, a ty?
T- [T.I] Dziękuję.
L- Nie ma za co.
Chłopak wziął Cię na ręce. Był wysportowany, co było widać. Niósł Cię przez jakieś krzaki, zarośla, cały czas w głąb lasu. Nie wiedziałaś gdzie chce Cię zanieść. Ale nagle twoim oczom ukazał się mały uroczy domek na środku polany. Dookoła sterty patyków siedziało czterech chłopaków. Jeden z nich próbował rozpalić ognisko, co było lekko szurnięte bo nadal padał deszcz. OMG dopiero teraz zauważyłaś, że to nie byle jacy chłopcy tylko One Direction, i że właśnie jesteś w ramionach Liama Payne'a.
N- Ej no Liam, to miał bys weekend BEZ dziewczyn!
L- No i? Jak wam nie pasuje to wracajcie. Ona złamała nogę, musiałem jej pomóc.
H- A to całkiem inna historia. Hej, jestem Harry.
T- Wiem kim jesteś, wiem kim wszyscy jesteście, trudno was nie rozpoznać, [T.I]
Lu- No widzisz, ma się to coś.
T- To coś, to talent do rozpalania ogniska podczas deszczu?
Z- To nie wszystko, on chciał jeszcze smażyć marchewki.
Lu- O co ci chodzi?! Są PYSZNE!!!
L- Chodżmy lepiej stąd, niech się kłócą o marchewki. - powiedział do do Cb szeptem
Zaniósł cię do domku, położył na kanapie i usiadł obok ciebie.
T- Ja naprawdę nie mogę nadużywać waszej gościnności i zabierać wam jak to Niall określił ,,męski weekend''
L- No co ty, jak mu nie pasuje to może się spakować i jechać do domu, ja cię nie puszczę do domu na taką ulewę ze złamaną nogą!
T- Dziękuję, ale na prawdę nie trzeba.
Liam chyba tego nie usłyszał, bo odszedł od ciebie i po chwili wrócił z apteczką w dłoni. Opatrzył ci nogę, usztywnił i zabandażował. Robił to tak stanowczo a zarazem delikatnie.
L- Jutro zawiozę cię do szpitala, bo teraz nie ma sensu. Może się prześpisz?
T- Chętnie i jeszcze raz bardzo dziękuję Ci za pomoc.
L- Ale wiesz, w sumie to moja wina, nie?
T- To ja jestem niezdarna.
L- Dobranoc.
T- Dobranoc.
Chłopak wyszedł do swoich kumpli, którzy nadal kłócili się o marchewkę.Nagle te wszystkie wrzaski ucichły. Postanowiłaś, że posłuchasz ich, bo okno było otwarte więc wszytko było słychać.
Lu- O, proszę, proszę, Pan Romantyczny powrócił.
L- Daj mi spokój, okey?
H- Nie damy ci spokoju. Ale powiedz szczerze, podoba ci się?
Z- Harry, ty palancie! On ma dziewczynę!
H- Czy tylko ty jesteś taki zacofany, czy tylko ja o tym wiem?
N- Niby o czym?
H- Czyli tylko mi powiedziałeś?
Lu- Ja też wiem. Liam weż im powiedz.
L- Dobra. Danielle zerwała ze mną wczoraj wieczoem.
Z- Aaaa, no to wróćmy do pytania Harry'ego. Podoba ci się?
L- A jeśli nawet tak to co?
N- No nic, po prostu jest ładna i jeśli ty jej nie chcesz to któryś z nas się nią może zaopiekować.
L- Chyba sobie kpisz?! Los zsyła mi dziewczynę, a ty chcesz mi ją odebrać?!
N- To była tylko sugestia.
L- To lepiej więcej nie sugeruj takich rzeczy.
Lu- Nawet się pośmiać nie można. Wyluzuj trochę stary.
Z- No Liam, Lou ma rację, musisz zmniejszyć obroty bo wybuchniesz.
Wstałaś ledwo z łóżka i pokuśtykałaś do drzwi, uchyliłaś je i sluchałaś dalszej rozmowy.
L- Skoro tak nalegacie, to tak, zakochałem się, zadowoleni?
H- No to idż i jej to powiedz!
L- Ale ona śpi.
H- No i? Obudż ją.
T- Ja wcale nie śpię.
Gdy chłopcy usłyszeli twój głos, oniemieli. Stali jak kołki, pierwszy ocknął się Louis.
Lu- Czyli słyszałaś to wszystko?
T- Tak.
L- Widzicie? Przez was wyszedłem na kretyna!
T- nie, wcale nie Liam.
L- Nie?
Z- To może my was zostawimy?
N- Ruszać się obiboki.
H- I kto to mówi?
Chłopcy zostawili was, tak że teraz Liam  stał naprzeciw ciebie i patrzył ci głęboko w oczy.
L- Czyli...
T- Kocham Cię Liam.
Payne nic nie odpowiedział, tylko zbliżył się do ciebie i namiętnie pocałował. Trwaliście w pocałunku pare minut, ale niestety twoja noga ie wytrzymała i oboje runęliście na posadzkę. śmiejąc się.
Od tego wydarzenia minęły cztery lata, i dziś, w tym samym miejscu Liam Payne poprosił cię o to byś została Panią Payne. Oczywiście się zgodziłaś. Ty też miałaś mu coś do powiedzenia. Sama domyśl się co...

BY EL
Wiem, wiem, że bez sensu ale co poradzę?
Dziś już chyba nic nie napiszę, no i nie wiem czy napiszę coś przez najbliższe dwa tygodnie ale jestem optymistką, więc coś wykombinuję.
Buziaki
PAPA