,,Miłość jest wtedy gdy jesteś przy kimś i on sprawia że jesteś szczęśliwy''

niedziela, 27 stycznia 2013

Louis...♥

Hej kochane
Wreszcie wróciłam
Bosz, nie było mnie ponad miesiąc
Ok, już nie przynudzam

Urodzinowy Imagin Dla Alicji... Wszystkiego Naj Naj Najlepszego!!!

Co dzień ta sama szara monotonia. Gdzie nie spojrzę, wszystko co mnie otacza jest takie zwykłe. Cały świat w odcieniach czerni i bieli. Czasami wydaje mi się, że tylko ja jestem inna. Pełna kolorów, zmienna i wybuchowa. Wiem. To dziwne. Przecież jestem tylko szarą, nikomu nieznaną osobą, którą rówieśnicy uważają za Kopciuszka. Może… może mają rację. Może jestem takim właśnie Kopciuszkiem, który w tajemnicy przed wszystkimi jest prawdziwym sobą, zmienia się by nikt nie wiedział i przez kilka godzin nie musi udawać kogoś kim nie jest. Kim nigdy nie był. I nigdy nie będzie.
Obudziłam się i siedziałam na łóżku. Dzień zapowiadał się normalnie. Nic nowego, pomijając fakt iż były moje urodziny. Nie miałam żadnych planów, bo co mogłam robić sama. Wstałam, ubrałam się i ruszyłam wolnym krokiem w stronę szkoły. Nienawidziłam piątków. Bezsensowny plan zajęć. Czas minął dość szybko. W drodze powrotnej do domu czułam się nienormalnie dziwnie. Intuicja podpowiadała mi, że coś się wydarzy. Ale z drugiej strony, co może mi się przytrafić przed telewizorem? Wymazałam te myśli z głowy i zmierzałam parkową aleją do domu. Szłam, nie zwracając uwagi na otoczenie, aż kogoś potrąciłam. Była to starsza pani, ubrana niezbyt stosownie do pogody. Popatrzyła na mnie kocim wzrokiem i wyszeptała ‘’Dziś odmieni się Twój los’’. Pomyślałam, że jest opętana, ale nim spostrzegłam kobiety już nie było. Uznałam to za halucynacje i ruszyłam dalej. Zimowe promienie słońca nieśmiało przedzierały się przez korony drzew, delikatnie tuląc się do białego, puszystego śniegu, przy czym jego płatki migotały leniwie w niebiańskim blasku.
Uśmiechnęłam się sama do siebie gdy tylko przekroczyłam bramę do mojego domu. Chciałam otworzyć drzwi, lecz mój wzrok przykuła wielka paczka stojąca pod nimi. Wzięłam ją na ręce i weszłam do domu. Ściągnęłam wierzchnie ubranie, rzuciłam torbę w kąt i trzymając paczkę weszłam do salonu. Rozkleiłam pudło. W środku była koperta i jeszcze jedno mniejsze pudełko. Najpierw otworzyłam list.
                           ‘’Droga Córciu
Dziś są Twoje urodziny. Pierwsze na których mnie nie ma. Dziwnie się czuję nie mogąc spędzić z Tobą tego dnia. Życzę Ci przede wszystkim spełnienia marzeń, kochanie.
W tej kopercie jest bilet na bal, a w pudełku sukienka, buty i diadem. Miłej zabawy, skarbie. Wszystkiego najlepszego w dniu urodzin.
                                                                    Kochający tata’’
Samoczynnie uśmiech wpełzł na moje usta. Mimo, że taty teraz tu nie było, ona zawsze poprawiał mi humor. Jest dla mnie jedynym wsparciem odkąd zabrakło mojej mamy. Znów odgoniłam niechciane myśli i zabrałam się za rozrywanie kolejnego pudełka. Jak napisał tata, był w nim diadem. Śliczny, z diamentami ale skromny. Potem buty. Wysokie niebieskie szpilki ozdabiane małymi diamencikami. I suknia. Oczarowała mnie. Od góry poczynając od morskiego błękitu kończąc na granacie. Przymierzyłam ją. Pasowała jak ulał. Obróciłam się wokół własnej osi, a suknia powoli falowała za mną. Usiadłam na łóżku i wyjęłam z koperty wejściówkę. Bal rozpoczyna się o 18.00. Zerknęłam na zegarek – 15.00. Nie zdążę!
    ~~~~   Trzy godziny później  ~~~~
Spojrzałam w lustro. Jednym słowem wyglądałam bajecznie. Chwyciłam czarną kopertówkę i wyszłam z mieszkania. Byłam trochę spóźniona, ale miałam nadzieję że mnie wpuszczą. Wybrałam się pieszo, ponieważ lokalizacja była jakieśł kilometra od mojego domu  w domu kultury. Całą drogę na bal dźwięczały mi w uszach słowa tej staruszki. ‘’Dziś odmieni się Twój los’’. Skąd ona niby mogła wiedzieć co się stanie? A może powiedziała to tak po prostu, żeby tylko mnie nastraszyć?  Nie wiedziałam co mam o tym myśleć. Idąc na bal spotkałam tę samą kobietę co przed kilkoma godzinami. Zatrzymałam się. Może trochę ze strachu, ale bardziej z ciekawości. Podeszła do mnie i spojrzała w oczy tym samym tajemniczym spojrzeniem.  ‘’Ale pamiętaj. Jeden nieostrożny ruch i wszystko zepsujesz’’ – wyszeptała. Zamknęłam odruchowo oczy a po chwili znów jej nie było.  To jednak nie były halucynacje. Czułam się tak bardzo dziwnie. Mimo to poszłam dalej starając się nie stracić uśmiechu. Kilka minut później byłam już w środku. Nikogo tam nie znałam. No może kilka osób z widzenia. Usiadłam przy jednym ze stolików i patrzyłam jak wszyscy prócz mnie dobrze się bawią. Miałam więc czas na przemyślenia. Myślałam cały czas o tej staruszce i o tym co powiedziała. Co niby miałam zepsuć? Co takiego miało się wydarzyć? Ktoś zasłonił mi światło. Spojrzałam w górę.
K- Może skusi…?
J- Tak, bardzo chętnie. –wzięłam jednego drinka z tacy, po czym speszony kelner odszedł częstując innych gości
Sączyłam napój, nadal rozmyślając. Po chwili znowu ktoś zabrał jasność.
J- Nie, dziękuję. Ale już mam. – poruszyłam kieliszkiem
L- Coś mi się wydaje, że jednak nie masz chłopaka.
Spojrzałam w górę. Nie był to kelner. Był to wysoki, bardzo przystojny brunet, z poczochranymi włoskami, cudownie błękitnymi oczami, rządkiem śnieżnobiałych zębów i uroczo malinowymi ustami, które teraz uśmiechały się do mnie.
J- Eeee, przepraszam. Ja myślałam, że…
L- Zatańczysz?
Chłopak wyciągnął w moją stronę swoją dłoń. Chwyciłam ją i pozwoliłam nieznajomemu się prowadzić. Tańcząc z nim czułam się tak błogo, beztrosko, lekko, jakbym nie była sobą. Delikatnie mnie prowadził i cały czas obdarowywał mnie swymi uśmiechami od których miękły mi kolana.
L- Jak masz na imię?
J- Alicja. A ty?
L- Louis. Mogę o coś zapytać?
J- Jasne.
L- Dlaczego taka piękna dziewczyna przyszła tu sama?
J- Jesteś chyba pierwszym chłopakiem, który uważa mnie za piękną.
L- Bo inni są ślepi.
J- Właśnie dlatego jestem sama. – powiedziałam ironicznie
Nowo poznany przyciągnął mnie do siebie. Uśmiechnęłam się nieznacznie. Wtuliłam się w tors chłopaka i dalej tańczyliśmy. Przetańczyliśmy cały ten wieczór. Gdy wybiła północ wyszliś[a1] my razem na zewnątrz. Stanęliśmy przy fontannie. Woda z niej bijąca delikatnie nas ochlapywała ale nie zwracaliśmy na to uwagi.
L- Wiesz, znam Cię kilka godzin a czuje jakbym znał Cię od dziecka.
Potaknęłam mu.
J- Wierzysz w magię? Albo przepowiadanie przyszłości? – nie wiem dlaczego o to zapytałam
L- Tak. Raczej tak. A co?
J- Tak tylko pytam. Bo ja nie.
L- A wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia?
J- Tak, a co?
L- Bo ja właśnie uwierzyłem.
Spojrzał na mnie, oczarowując mnie tymi nieziemsko błękitnymi tęczówkami.  Powoli zbliżał się do mnie. Objął mnie w biodrach. Czułam się jak zaczarowana, jednak. Nie wiem dlaczego to zrobiłam. Wyrwałam się z jego objęć i przepraszająco spojrzałam mu w oczy.
J- Louis, ja, nie, przepraszam…
Odwróciłam się od chłopaka i pobiegłam w stronę bramy. Przebiegłam przez nią. Słyszałam nawoływania ze strony Louisa, jego kroki i nawet wydawało mi się że słyszę jego oddech, ale nie zwracałam  na to uwagi i biegłam ile sił w nogach. Potknęłam się i upadłam.  Jeden z butów spadł z mojej stopy i potoczył się kilka metrów ode mnie. Suknia pewnie się podarła. Czułam okropny ból w nodze. Nie mogłam się podnieść. Różne kształty majaczyły mi przed oczami. W oddali widziałam zbliżającą się postać. Co mogłam pomyśleć? Tak, albo śmierć, albo ta staruszka. Było dość ciemno, widziałam niewiele. Ta postać schyliła się, podniosła coś z ziemi i dalej zmierzała w moim kierunku. Widziałam jak w jej dłoniach coś połyskuje. Po zastanowieniu stwierdziłam iż był to mój but. A ową postacią był on. Przykucnął i założył na mą bosą stopę pantofelek po czym czarująco się uśmiechnął.
L-Alicja, kocham Cię, rozumiesz?
Już miałam odpowiedzieć, ale przerwała mi ta sama starsza kobieta. ‘’Twoje życie to bajka… Kopciuszku’’ – rzekła dość wyraźnie i głośno. Uśmiechnęłam się. Faktycznie, jestem Kopciuszkiem. A ona ponownie zniknęła.
J- Louis, widziałeś ją?
L- Kogo?
J- No, tą panią. Mówiła, że moje życie to bajka.
L- Nie, nie widziałem. A czy w tej bajce jest miejsce dla mnie?
J- Jesteś jej głównym bohaterem, książę.
L- Księżniczko, Kocham Cię.
J- Ja Ciebie też.  To magia.
L- Nasza magia.
J- W którą teraz uwierzyłam.
Pochylił się nade mną i złożył na moich ustach pełny namiętności pocałunek.
Od tej pory Kopciuszek i jego książę żyli długo i szczęśliwie. Magicznie razem.
 By Ell 
Jeszcze raz Wszystkiego Najlepszego Alicjo!

A tak ode mnie, to zajrzyjcie do ''Ogłoszeń''
Miłej Niedzieli, i dla tych którzy jtr idą do szkoły, udanego nowego półrocza.


 [a1]

piątek, 25 stycznia 2013

Harry...♥



Hej Wam ! Pisałam tego imagina chyba z 2 tygodnie... Niestety właśnie kończą nam się ferie, o zgrozo nie ;( A jak tam u Was? Bo u mnie fatalnie, dlaczego ferie nie mogą trwać miesiąc? Dobrze nie zanudzam Was. Zapraszam do czytania... Ps. Natalio może zapomniałaś o tym imaginie zamówionym, ja nie ,ale jakoś ostatnio nie udzielałam się na blogu, przepraszam, że tak późno...
Imagin z Harrym dla Natalii ze Szczecina
H: Co tam mała?
Ty:…
H: Ej, nie słyszysz mnie –pomachał mi rękoma przed twarzą, a ja na jego słowa skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej w geście obrażenia.
Ty: Do kogo mówisz?
H: Do Ciebie , [T.I]
Ty: Jak to do mnie, mówisz do jakiejś „małej” – nakreśliłam cudzysłów w powietrzu.
H: Ej, mała uśmiechnij się. No proszę dla biednego Hazziątka- zrobił minę słodkiego kotka, to właśnie zawsze wtedy wszystkie przewinienia uchodziły mu na sucho gdyż wywoływało to u mnie mieszane uczucia i uśmiech na twarzy.
Ty: Harry, przypominam Ci że jestem od Ciebie młodsza o niecałe osiem miesięcy. A dokładnie siedem miesięcy, dwadzieścia trzy dni, trzy godziny i pięćdziesiąt osiem minut. – wyliczyłam, a chłopak się uśmiechnął
H: Liczyłaś?
Ty: Razem liczyliśmy, nie pamiętasz?
H: Oj droczę się z Tobą mała – chłopak zaczął rzucać Cię mąką, z której właśnie mieliśmy piec ciastka, nie pozostałam mu dłużna, bo gdy tylko się odwrócił zaczęłam rzucać go jajkami w jego pięknie ułożone lśniące loki, które kochał ponad wszystko. Wszystko wskazywało na moją przewagę, wygrałabym, gdyby nie moje wrodzone niezdarstwo. Poślizgnęłam się na artykułach spożywczych, czyli aktualnie naszej broni i teraz leżałam jak długa na podłodze. Chłopak w mig to zauważył i szedł w moim kierunku z bojową miną i garścią mąki
Ty: Nie, nie, nie. Harry proszę, możesz mówić sobie na mnie jak chcesz. Tak sobie teraz myśle że „mała” nawet fajnie brzmi. Harry.- chłopak nie zaatakował mnie mąka, tylko zaczął łaskotać. A chyba byłam najbardziej wrażliwym na łaskotki człowiekiem, który chodził po tym globie.
H: Będę mówił na Ciebie mała, choćbyś tego nie chciała. Bo zawsze będziesz dla mnie tą małą sąsiadką z ulicy.
Gdy już się ogarnęliście, zaczęliście jakoś sprzątać dom.
H: Mała?
Ty: Hym?- w odpowiedzi chłopak pokazał blat na którym w mące nakreślił serce z literami w środku BFF.
H: Najlepsi przyjaciele na zawsze?
Ty: Najlepsi przyjaciele na zawsze. – powtórzyłam za chłopakiem radośnie go przytulając.
***
Siedziałam na pokrytej lodem ławce. Mimo że panowała mroźna temperatura nie miałam zamiaru się stamtąd ruszyć. A poza tym i tak nie miałam gdzie. Żadnych przyjaciół, znajomych, nikogo w całkiem obcym mieście. A teraz jeszcze to: zgubiłam się. Nie mogła zorientować się jak wrócić do hotelu. Nagle poczułam uderzenie w tył pleców. Odruchowo odwróciłam głowę w tamtą stronę i zobaczyłam ciemnowłosą dziewczynkę przyglądającą mi się z zawstydzeniem wymalowanym na twarzy. Spuściła wzrok z pozornym zaciekawieniem przyglądając się swoim różowym butom. Podeszłam do niej
Ty: Co się stało? – spytałam łagodnie
D: Prze..przepraszam…
Ty: Ależ nic się nie stało – uśmiechnęłam się do dziewczynki przyjaźnie i ją przytuliłam
D: Jestem Safaa
Ty: [T.I]- teatralnie uścisnęłam rękę mulatki.
S: Pobawisz się ze mną i moim braciszkiem?
Ty: No jasne, chodź go poszukamy.- odpowiedziałam małej. Zawsze kochałam dzieci i w dzieciństwie bardzo chciałam mieć młodsze rodzeństwo, no ale to były tylko marzenia…
S: Zaaaaayn- usłyszałam glos dziewczynki która zaczęła biec w kierunku chłopaka. Bardzo przystojnego chłopaka co prawda…Chyba było widać zaskoczenie na mojej twarzy, bo Safaa powiedziała
S: Coś się stało?
Ty: Nie nic, tylko myślałam, że twój braciszek jest młodszy- chłopak się uśmiechnął
Z: Jestem Zayn
Ty: [T.I]- spojrzałam w jego czekoladowe tęczówki, były piękne jednakże, mulat nie był typem chłopaka w którym mogłabym się zakochać. A z resztą jak można się ponownie zakochać kiedy jeszcze nie przestało się kochać innego? Z zamyślenia wyrwał mnie głos Safy
S: Bitwa na śnieeeeeeżki?- nie zdążyłam się zorientować kiedy dostałam śnieżną kulą w tułów. Bez zastanowienia oddałam moim „oprawcom”. Bawiliśmy się tak dłuższy czas, aż byliśmy przemoknięci do suchej nitki, gdyż w międzyczasie zaczął padać śnieg.
Z: [T.I] może wpadniesz do nas?
Ty: W sumie to bardzo chętnie, bo tak wstyd przyznać, ale się zgubiłam…
Z: Jak to ?- roześmiał się Zayn
Ty: Normalnie, mieszkam w Londynie od niedawna
Z: To dobrze się składa. Ogrzejemy się u nas, a potem pomogę Ci odnaleźć dom
Po kilkunastu minutach jazdy dotarliśmy do wielkiego sprawiającego ogromne wrażenie domu. Od razu kiedy weszliśmy ogarnęło mnie przyjemne ciepła pochodzące ze środka pomieszczenia, że aż chciało się tu zostać. Safaa zniknęła mi z oczu od razu kiedy wbiegła to pomieszczenia. Zdjęłam buty, a kurtkę odwiesiłam na miejsce wyznaczone przez Zayna.
Z: Wchodź – mulat mnie przepuścił, a moim oczom ukazał się ogromny salon i dwa…czterech chłopaków
Z: Ymmm, [T.I] poznaj proszę Liama, Louisa, Nialla i…- nie musiał mówić, choć chłopak był odwrócony do mnie tyłem i nie widziałam jego twarzy gdyż zaciekle o czymś rozmawiał z Safaą…- Harry- usłyszałam w tym samym momencie brunet podniósł wzrok. Znów mogłam zobaczyć te jego zielone kocie oczy, w których nie zatracałam się tyle czasu. Harry uśmiechnął się lekko i podszedł się przywitać jak każdy. Nie poznał mnie, zachowywał się normalnie. Nie dziwie się, trochę zmieniłam się od tamtego czasu. Inny kolor włosów, doroślejsze rysy…
Z: Napijesz się czegoś?
Ty: Yhm, herbata?
Z: Okaj usiądź sb. – usiadłam na kanapie, blondyn i chłopak w szelkach pobiegli na góre. Siedziałam tylko z Harrym i jego kolegą. Modliłam się tylko żeby ten brunet nigdzie nie poszedł. Niestety jak zwykle los chciał się zemścić, nagle Liamowi o ile dobrze pamiętam imię zadzwoniła komórka, powiedział tylko „Danielle” do Harrego i wybiegł z pokoju jak oparzony. Atmosfera była tak gęsta że słowo daje można było ją zbierać rękoma. Krępującą cisze przerwał loczek.
H: Too, gdzie się poznaliście?
Ty: W parku.- powiedziałam krótko, żeby wiedział że nie chce rozmawiać, jednak albo tego nie zauważył albo zignorował
H:Yhm, Jak Ci się podoba Londyn…
Ty: Jest… piękny – odparłam beznamiętnie, na szczęście pojawił się Zayn…
Ty: O Zayn, wiesz co? Rozbolała mnie głowa i… musze iść
Z: Co oni Ci zrobili? Harry… - spojrzał zabójczym wzrokiem na lokowatego. Chłopak podniósł ręce w geście niewinności.
Ty: Yhm, pożegnaj ode mnie Safe, dziękuję za miły dzień, pa – ominęłam chłopaka i pokierowałam się do drzwi gdzie po założeniu butów i wzięciu kurtki wybiegłam na dziesięciostopniowy mróz. Po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Wszystkie wspomnienia wróciły, te dobre i te ostatnie, kiedy dowiedziałam się o jego wyjeździe. Te wszystkie przepłakane noce z tęsknoty, z tego że olewał mnie za każdym wybieranym do niego numerem. Nigdy nie oddzwaniał, aż się poddałam. Moje życie jest okropne, kiedy chciałam z nim być zniknął, a kiedy chce zapomnieć jak gdyby nigdy nic pojawia się. Usiadłam na oblodzonej ławce zakładając kurtke. Nie mogłam się uspokoić, nie potrafiłam. Te kilka minut pokazało mi że nigdy nie przestałam go kochać, przyjaciela który mnie zostawił dla kariery. Nagle poczułam że ktoś usiadł na drugim końcu ławki. Mimo że nie podniosłam wzroku nie chcąc pokazywać moich łez wiedziałam kto to.
H: Mała,  najlepsi przyjaciele na zawsze… myślałaś że zapomniałem? – podniosłam wzrok
Ty: Harry?
H: A spodziewałaś się… Zayna?
Ty: Nie, ale…co do twoich słów. Aha, czyli uważasz że przyjaźń polega na zostawianiu siebie kiedy się tylko coś nam się polepszy , nie odpowiadanie,  nie kontaktowaniu się. Styles miałeś mnie po prostu w dupie, nawet głupiego smsa nie umiałeś napisać – wstałam, z każdą chwilą płakałam coraz bardziej
H: To nie tak…
Ty: A jak , Harry? Chcesz mi powiedzieć że po prostu masz mnie gdzieś i nie chciałeś mnie martwić- z każdym słowem wyrzucałam to co chciałam mu powiedzieć przez ten cały czas. Ku mojemu zdziwieniu zauważyłam że chłopak płacze… - tak? Myślałeś że tak będzie lepiej…
H: Nie… Nie chciałem spieprzyć naszej przyjaźnie, [T.I] Ja Cię kochałem… KOCHAM –ostatnie słowa ,chociaż przyszły mu z trudem, wykrzyczał.
Ty: Co? Żartujesz?
H: [T.I] zakochałem się w Tobie, wiem że dla Ciebie nic nie znaczę, nie potrafiłem sobie nawet wyobrazić jak przez głupotę mógłbym popsuć nasza przyjaźń, każdego dnia myślałem o Tobie. Wyjazd do Londynu był swego rodzaju ucieczką, wiem że jestem tchórzem, Tak bardzo chciałem… - nie dałam mu dokończyć, zbliżyłam swoje zmarznięte usta do jego i delikatnie je musnęłam.
Ty: Też jestem w Tobie zakochana- chłopak się uśmiechnął i mnie pocałował
H: Czyli że oboje byliśmy w sobie zakochani, ale nie chcieliśmy popsuć przyjaźni która i tak była już miłością, odwzajemnioną miłością.

Ty: Yhm, chyba tak. Nawet nie wiesz ile na to czekała- przytuliłam się do chłopaka, aby w jego ramionach się ogrzać…
By Harriet
***************************************************************
I jak? Hm...? Potrzebuję Waszej opinii, chciałabym wiedzieć.

środa, 23 stycznia 2013

Harry.. ♥

Imagin dla Pauliny.. 

Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin Paulinko !

________________________________________________________________

Wzięłam do ręki nóż i usiadłam na podłodze. Drzwi od łazienki pozostawiłam uchylone. Nie chciałam umierać. Tylko pokazać mu co stracił. Co stracił zdradzając mnie. Kochałam go. I myślałam że on mnie też kocha. Ale teraz... Gdy zobaczyłam go z tą blondynką... Nie potrafię mu tego wybaczyć. Dołożyłam ostre narzędzie do skóry. Przesunęłam go i z mojej ręki zaczęła płynąć krew. Poczułam przeszywający ból. Z sekundy na sekundę byłam coraz słabsza. Po chwili ból ustąpił. Poczułam się taka lekka. Jakbym leciała.
* * *
Usłyszałam rozmowę. Damski i męski głos. Nie potrafiłam jednak stwierdzić kto mówił ani rozróżnić słów. Otworzyłam oczy. Wysoka kobieta o ciemnych włosach ubrana w ciemno fioletową sukienkę. To była moja mama. Mężczyzna - niski, jasne włosy, ubrany na biało. To na pewno był lekarz. Chciałam poruszyć ręką. Ból wrócił. Nie był jednak już tak mocny. 
 M: Nareszcie się wybudziłaś! [T.I.] nic ci nie jest ? Dlaczego to zrobiłaś? 
 L: Proszę jej teraz nie zawalać pytaniami. Musi odpocząć. Za chwilę pielęgniarka zabierze panią na badania kontrolne. - Powiedział lekarz i wyszedł. 
 J: Mamo, Czy Harry tu był?
 M: Nie. - Z oczu popłynęły mi łzy. Pewnie zabawiał się teraz z tą panienką. - Coś źle powiedziałam? 
 J: Nie. To, to on. To przez niego. Ale, w takim razie kto przywiózł mnie tutaj?
 M: Twój tata pojechał zawieźć ci tą książkę co zostawiłaś i zobaczył, że leżysz cała zakrwawiona. Zadzwonił po karetkę. 
 J: Czyli Harry'ego tu nie było? Nie zainteresował się ? Nie zauważył, że podłoga jest zakrwawiona.-  Wzięłam do ręki telefon. Ani jednego nieodebranego połączenia, ani jednego SMSa. Wolał blondynę ode mnie. Mogłam się domyślić.  - Mamo ? Mogę zostać sama?
 M: Tak. Tylko nie rób nic głupiego. 
 J: Oczywiście. - co prawda po głowie biegały mi myśli samobójcze ale nie zrobię tego. Nie warto. Nie przez tego cholernego idiotę. Przecież mam dla kogo żyć. Mam kochających rodziców, brata, przyjaciółkę. A na pewno gdzieś tam jest mój przyszły mąż. A jak nie to trudno. Już nigdy nie użyję noża w tym celu. Wzięłam w dłoń telefon i wybrałam numer Harry'ego. Zadzwonić? co mi szkodzi. Czas zakończyć tą błazenadę. 
 Sygnał. Drugi. Było ich jeszcze kilka. Trwało to tak długo, że myślałam, że nie odbierze. Ale pomyliłam się. Odebrał. A raczej odebrała, bo słyszałam kobiecy głos.
 D: Słucham. 
 J: Mogę prosić Harry'ego?
 D: Jakiego Harry'ego? Musiałaś pomylić numery dziewczynko. 
 J: Ojj. Jesteś taka głupia czy udajesz głupszą niż jesteś? 
 D: Przepraszam, że cię uraziłam, ale żadnego Harry'ego ze mną nie ma.
 H: Scarlett? Kto dzwoni? - Słyszałam w tle.
 S: Nie wiem. To jakaś dziewczynka. 
 H: Daj. 
 J: Harry? 
 H: [T.I.]? Coś się stało?
 J: Byłeś w domu w nocy?
 H: Co? A ciebie nie było?
 J: Odpowiedz mi. 
 H: Nie. Byłem u... Pracowaliśmy z chłopakami długo nad piosenką. Nie chciałem cię budzić więc zostałem u Louis'a.
 J: Tak. Jasne. Pewnie. Mnie też nie było. 
 H: Co? Gdzie byłaś, kochanie?
 J: Nie mów tak do mnie. Jak ci nie wstyd. A kim jest dziewczyna która odebrała? Może powiesz, że twoją kuzynką która niechcący też była u Lou! 
 H: Nie. Scarlett jest... Czemu nie było cię w domu?
 J:  Byłam w szpitalu. 
 H: Co? Ktoś z twojej rodziny jest chory?
 J: Nie Harry. Ja jestem ranna. Nie raczyłeś nawet zadzwonić, że będzie będzie w domu, że będziesz u kochanki. 
 H: Co? [T.I.] ! Jakiej kochanki?!
 J: Widziałam was Harry! Może to nie ładnie przez telefon, ale to koniec. I nie dzwoń. Muszę odpocząć. - rozłączyłam się. Nie dzwonił. I dobrze. Nie miałam ochoty z nim teraz rozmawiać. 
Zasnęłam. 
Obudziła mnie rozmowa. od razu rozpoznałam głosy. Harry. Przyszedł. Po co? Coś zakuło mnie w 
lewej piersi. To chyba serce. 
 H: Gdzie ona leży? - mówił z pośpiechem.
 M: W tamtej sali. Ale, ona chyba nie chce z tobą rozmawiać. 
 H: Teraz to mało ważne. - po chwili brunet pojawił się w pomieszczeniu. - [T.I.], kochanie, co ty...? 
 J: Mówiłam żebyś tak do mnie nie mówił. - powiedziałam stanowczo. 
 H: To przeze mnie? - wskazał na opatrunek. - Ale [T.I.] to nie tak jak myślisz. Scarlett... My... Ja... Ona... Nie. Masz rację. Nie ma logicznego wytłumaczenia. Ale nie chciałem tego robić. Kocham tylko ciebie.
 J: Tak. Masz rację. Niechcący poszedłeś z nią do łóżka. Niechcący ją pocałowałeś na moich oczach.
 H: Ja... Nie wiedziałem, że ty nas widzisz.
 J: I myślisz, że przez to jesteś usprawiedliwiony? Wiesz co, lepiej już wyjdź, bo boję się, że ci coś zrobię. 
 H: Dobrze. Już wychodzę.- złapał obiema rękami moją chorą dłoń -  Tylko proszę, nie rób nic głupiego. Zrób to dla mnie. 
 J: Ta ręka. Boli. Ale już niedługo nie będzie boleć. 
 H: Co chcesz przez to powiedzieć ?
 J: Dla ciebie już nigdy nic nie zrobię. 
 H: Więc zrób to dla siebie. Nie warto. -wyszedł.
Znów się popłakałam. Jak on tak mógł. Usiadłam. Ręka znów dała o sobie znać. Do pokoju wparowała mama z pielęgniarką. Ta zabrała mnie na badania. 
* kilka dni później*
Dziś wracam do domu. Jadę od razu do rodziców. Tata pojedzie do Harry'ego po moje rzeczy. Ja nie chcę mieć z nim już nic wspólnego. Z ręką jest w miarę ok. Musze jeszcze o nią dbać.
    Siedzę sobie spokojnie w salonie oglądając telewizję gdy nagle słyszę głośne pukanie do drzwi i wołanie. Rozpoznałam głosy bez problemu. 
 Lo: [T.I.] ! Otwórz!
 Z: To ważne. 
 Otworzyłam drzwi za którymi stało czterech chłopców. Jasny blondyn, dwóch brunetów i szatyn. 
 J: A wy tu, ponieważ...
 N: Nie marudź tylko nas wpuść. 
 J No ok. Wejdźcie.
Rozsiedli się w salonie. 
 J: Herbaty? 
 Li: No pewnie.
Zaparzyłam pięć filiżanek herbaty i usiadłam obok chłopaków.
 J: Więc? O co chodzi?
 Lo: Właśnie. Zapomniałbym. Harry...
 J: Nie chcę o nim słuchać. 
 Z: Oj [T.I.] proszę.. - mówił odstawiając filiżankę. 
 J: No dobra.. Macie 2 minuty. 
 Lo: A więc Harry.. Wy musicie się spotkać. Ok chłopcy zbieramy się.. Misja wykonana. 
 J: Nie. Nie spotkam się z nim. 
 Z: Przyjdzie o 18:00
 J: Wiecie że go nie wpuszczę.
 Lo: Wpuścisz, wpuścisz ! Chodźmy. - wyszli. 
 Nadeszła 18:00. Czekałam na tą godzinę. Kochałam go mimo wszystko. Ale nie potrafiłam mu też wybaczyć. Kocham i nienawidzę jednocześnie. Straszne uczucie. 
 Dzwonek do drzwi. Otworzyła mama. słyszałam ich rozmowę. 
 M: Harry? 
 H: Dzień dobry. 
 M: [T.I.] nie ma w domu. - to słodkie, że mnie broniła ale to by było chore gdybym się całe życie przed nim ukrywała. Trzeba to albo zakończyć albo rozpocząć od nowa.
 J: Jeestem! Wejdź. - Po chwili zobaczyłam przystojnego bruneta z burzą loków o kocich oczach. - Harry. Po co przyszedłeś?
 H: Ty mnie zaprosiłaś.
 J: Gdybym cię zaprosiła zrobiłabym to osobiście. Chłopcy?
 H: Yhym
 J: U mnie też byli. Ale to dobrze, że przyszedłeś.
 H: Ja też chcę porozmawiać. - Mówił całkiem spokojnie.- Co z nami będzie?
 J: Nie wiem. Ty i Scarlett...
 H: Nie. To, t było głupie. Tylko ciebie kocham.
 J: To dobrze. Bo ja też.
 H: Ty też tylko siebie kochasz?
 J: Ciebie głupku !
 H: Co powiesz na spacer? 
 J: Chętnie. 
BY ARIEL
____________________________________________________________________

I jak? 
Udało się ! 
Łiiii !
Paulinko dziękuj mojej kochanej siostrzyczce za pomysł..