,,Miłość jest wtedy gdy jesteś przy kimś i on sprawia że jesteś szczęśliwy''

niedziela, 30 czerwca 2013

Harry...♥



Bez zbędnych wstępów.
Tylko z przepraszam.
Wybacz, Julko, że aż tyle musiałaś czekać. ;(

Imagin dla Julki Urbanowskiej. 

- Nie wierze. Na prawdę?! – wiedziałam, że Gemma tak zareaguje na tę wiadomość
Gemma Styles. Moja najlepsza przyjaciółka od niepamiętnych czasów. Zawsze uśmiechnięta, roztrzepana, otwarta i tak samo stuknięta jak ja. No i nie mogę pominąć faktu, iż jest ona siostrą najwspanialszego faceta w dziejach, Harrego Stylesa.
- Dobra, proszę bardzo, nabijaj się.
- Nie, nie będę się nabijać. Po prostu.. Ty i Harry? To śmieszne.
- Bo co? Za wysokie progi dla mnie?
- Coś ty dzisiaj taka złośliwa? Nie chodzi mi, że on jest lepszy od Ciebie. Raczej o to, że on nawet w połowie Ci nie dorównuje. Może i jest ładny, ma zniewalające dołeczki i nieziemską fryzurę, ale poza wyglądem to skończony palant.
- Mówisz tak, bo nie chcesz żebyśmy byli razem.
- Znamy się już nie wiem ile. Widziałaś jaki on jest. I jak bardzo potrafi mnie wkurzyć.
- Ale…
- Dobrze, jeśli chcesz się na własnej skórze przekonać jaki on jest, to możesz z nim być. Ale żeby potem nie było płaczu. Harry!
- Nie wołaj go tu! Zgłupiałaś?!
- Cicho bądź i pozwól działać. Harry, chodź tu!
- Czego chcesz? – usłyszałam głos chłopaka dobiegający z sąsiedniego pokoju.
- Chodź, mam sprawe!
- Sama się pofatyguj!
- Widzisz? – Gemma powiedziała z wyrzutem, po czym wyszła z pokoju
Nie mineła minuta, a w progu stało sztucznie szczęśliwe rodzeństwo.
- Powiesz mi teraz, o co chodzi? – zapytał znudzony Harry
- T.I. chciała Ci coś powiedzieć.
- Nie, wcale nie.
- A właśnie, że tak.
- Słucham. – oparł się o ścianę z rękami założonymi na piersi
- Ja was zostawiam. – Gemma wyszła z pokoju
Chciałam ją zatrzymać, ale chyba… bałam się? Może. Wstydziłam? Cholera!
- Co masz mi do powiedzenia? – zapytał jakby na serio interesowało go to co chcę powiedzieć
Jedną nogę oparł o ścianę i lekko przechylił głowę. Chyba na świecie nie ma dziewczyny, której by się nie podobał. Jest taki przystojny, uroczy, wręcz idealny. I ten uśmiech który teraz gościł na jego twarzy.
- Ja.. Harry!
- Co? Słucham.
- Musisz to robić?!
- Ale co?
- Ty dobrze wiesz co! Robisz to już od jakiegoś czasu, tutaj, w szkole, zawsze kiedy masz okazje.
- Obserwujesz mnie?
- Ja… To nie ma nic do rzeczy.
- No właśnie, więc wróćmy do tego co chciałaś mi powiedzieć.
- Nic Ci nie chciałam powiedzieć! Gemma to sobie ubzdurała.
- Aaaa. Więc tak bez powodu mnie zawołała i wyszła z pokoju. To chodź, może zapytamy ją o co chodzi?
- Wiesz, kusząca propozycja, ale ja… będę już lecieć.
- Ooo, jaka szkoda.
Już chciałam opuścić pokój, kiedy zatrzymał mnie głos Stylesa.
- T.I.?
- Hym?
- Nie pożegnasz się?
- Z Tobą?
- Tak.
- Pa? Do jutra.
- Och, do jutra mała.
Opuszczając dom rzuciłam tylko ‘’pa kochana’’ do Gemmy, która złośliwie coś odkrzyknęła, ale nie miałam czasu by jej słuchać. Chciałam jak najprędzej opuścić jej dom. Jutro jej to wszystko wytłumaczę. Nie będzie zła. Chyba, że Harry mnie ubiegnie i przedstawi jej swoją wersję wydarzeń. Ale, to problem na jutro. Teraz moją głowę zaprzątało zachowanie Harrego. On… prowokuje mnie na każdym kroku bym się na niego patrzyła, bym się uśmiechała. Pod jego wpływem nie panuję nad sobą. Zawsze kiedy z nim rozmawiam, jestem opryskliwa by jakoś zatuszować uczucia, jakimi go darzę. I pomimo, że tak bardzo staram się żeby ich nie odkrył, coraz częściej on daje mi do zrozumienia, że coś przeczuwa. Że się domyśla. A ja nie chcę być w jego oczach rozpuszczoną małolatą.  Chcę być.. NIE!
Przekręciłam kluczyk w drzwiach i weszłam do domu. Wyglądało na to, że rodzice jeszcze nie wrócili z pracy, więc byłam sama.                                                            
Miałam nieprzemożoną ochotę przez najbliższe tygodnie nie chodzić do szkoły. A z drugiej strony chciałam natychmiastowo spotkać się z Hazzą. To wszystko było dla mnie trudne. Zdecydowanie Za Trudne.
***
Radosne promienie słońca intensywnie głaskały moją skórę, budząc mnie w ten sposób z przyjemnego snu. Zaraz, zaraz. Przyjemnego?! Ooo nie! Harry nie był przyjemnością. W dniu dzisiejszym do wyjaśnienia całego zajścia był może jedynie taką małą przyjemnoczuńką. Yhym. Zadowolona z siebie, prędko wskoczyłam w ubrania leżące na fotelu i pobiegłam do kuchni, z nadzieją, że jak zwykle czeka tam na mnie śniadanie. Ale zamiast posiłku zastałam tylko białą kartkę z kilkoma krótkimi zdaniami.
- Pięknie. – powiedziałam na głos, odkładając świstek na miejsce
Rodzice wyszli z domu godzinę temu, więc w dalszym ciągu byłam sama. Taaak. Dzień jak co dzień. Postanowiłam, że to co mam zjeść w domu zapakuję sobie do plecaka, bo dziś jakoś bardziej spieszyło mi się do szkoły. Chciałam być wcześniej od Stylesa? Tak. Ciesząc się pięknym widokiem zielonych liści, kolorowych kwiatów i różnorakich owadów z niewinnym uśmiechem na twarzy zmierzałam w stronę budynku mojej szkoły. Pewna siebie, że przez najbliższe kilka godzin uniknę spotkania z nim przekroczyłam bramy uczelni. I to zaskoczenie, kiedy zobaczyłam chłopaka opartego o jeden z filarów  podtrzymujących dach, uśmiechniętego od ucha do ucha oraz z cwaniackim spojrzeniem. Czekał na kogoś. Na mnie?
- Hej mała. – wychrypiał, przesładzając nieco ton
- Cześć Harry. – odparłam, starając się na niego nie patrzeć
- Dokąd to idziesz? – chwycił mój nadgarstek w momencie kiedy miałam przekroczyć drzwi
- Do szkoły. Nie widać? Puść mnie.
- Nie mam zamiaru.
- Nie masz prawa mnie zatrzymywać. Puszczaj.
- Wiem, że Ci się podobam.
- Wcale mi się… Co? – zapytałam, zaskoczona takim zwrotem akcji
- Wiem, że Ci się podobam. Czego tu nie rozumiesz?
- Skąd wiesz?
- Bo nie widać. Nie jestem taki głupi.
- Więc jeśli już wiesz, to… Albo nie ważne. Puść mnie.
- Jeśli wiem, to…? Skończ
- Nie mam zamiaru. Harry, nie wygłupiaj się i puść.
- Puszczę, kiedy dokończysz tamto zdanie.
- Nie!
- A więc spędzisz cały dzień ze mną.
Spojrzał na nasze dłonie. Gorąca fala oblała całe moje ciało.
- OOO, [T.I] tu jesteś. – usłyszałam głos Gemmy dobiegający z dziedzińca
Harry natychmiastowo puścił mój nadgarstek
- Nie było Cię w domu, więc przyszłam do szkoły. Co dziś tak wcześnie? – zapytała, biorąc mnie pod ramię i całkowicie ignorując zabójcze spojrzenie chłopaka
- Nie wiem, tak po prostu wstałam wcześniej. Nie gniewaj się, że na Ciebie nie zaczekałam.
- Jasne. To co my teraz mamy?
- Chyba biologie.
- Kto wymyślił biologie na pierwszej lekcji?!
***
- A więc, co to jest miłość? – po klasie rozbrzmiał poważny głos nauczycielki
Nikt z normalnych osób w klasie nie zgłaszał się do odpowiedzi, mimo że niektórzy z pewnością znali odpowiedź  na to pytanie. W górę uniosła się tylko jedna dłoń.
- Vivian, liczę że odpowiedzi udzieli ktoś z Twych rówieśników.
Pani Jones popatrzyła na klasę swymi dużymi brązowymi oczami, schowanymi za okularami w oprawkach dopasowanych do jej dzisiejszego, śliwkowego stroju. Aż w końcu jej spojrzenie zatrzymało się na mnie.
- Panno [T.N.], co może nam pani powiedzieć na temat miłości?
Wstałam, czując jak po moim ciele rozlewa się fala gorąca.
- Miłość. Więc miłość to uczucie skierowane do osoby połączone z pragnieniem dobra i szczęścia. Miłość może być rozumiana jako…
- Proszę powiedzieć, jak pani rozumie miłość. Nie chcę słyszeć teorii z książek.
- Eeee… Miłość to uczucie, którym darzymy osobę bardzo nam bliską. Ono sprawia, że chcemy jej pomagać, wspierać ją, zestarzeć się z tą osobą. Miłość tuszuje wady tej osoby, sprawia, że jest ona dla nas idealna i niepowtarzalna.
- Bardzo dobrze. Dziękuję. Możesz usiąść [T.I.]. Ktoś jeszcze jest chętny?
***
- No nareszcie. Myślałam, że ta lekcja się nie skończy.
- Daj spokój. Nie było tak źle, i pamiętaj, że to nie Ciebie zapytała.
- No wiesz, bo to Ty masz ten talent.
- Heh, śmieszna jesteś.
- [T.I.] pani Bullock Cię prosi. – usłyszałam głos Stylesa za swoimi plecami
- Harry, kochany, nie widzisz, że rozmawiamy?!

- Gemma, kochana, nie do Ciebie mówiłem. A Ty chodź. – pociągnął mnie za rękę w odwrotną stronę niż zamierzałam iść
W końcu znaleźliśmy się przed szkołą, i wtedy byłam pewna, że tylko to wymyślił.
- Proszę Cię, jeśli masz zamiar się śmiać, to sobie daruj.
- [T.I.] nie chcę się śmiać.
- To po co mnie tu ściągnąłeś?
- Mam sprawę.
- Streszczaj się, nie mogę się spóźnić na lekcję.
- Bo wiesz… Tego… Ty mi się…
- Jeszcze mi zaraz powiesz, że Ci się podobam? – wybuchłam nieopanowanym śmiechem
- Noo.. eee.. tak.
- Och, jesteś taki zabawny. Co?!
- Podobasz mi się, tak trudno to zrozumieć?!
- Harry…
Nie dokończyłam, ponieważ Styles załączył nasze usta w pocałunku. Przez ułamek sekundy czułam się jak w ósmym niebie.
- Ej wy! – usłyszeliśmy głos Gemmy, która obserwowała nas z okna na górze – Pani Bullock was woła!
- Nie widzisz, że się całujemy?! – odkrzyknął z wyrzutem Hazz
- Uważaj na niego [T.I.] – dziewczyna zniknęła w murach szkoły
- Boisz się mnie? – zapytał cichutko
- Nie wiem. – wyszeptałam – Wiem tylko, że Cię kocham. 

BY ELL
Mam nadzieje, że ok
Mnie się podoba, ale proszę, oceńcie
Przeprasza, że aż tyle mnie nie było, ale mam sporo problemów ostatnio.  
Nie gniewajcie się na mnie.
I do następnego imaga. 


Nowy rozdział na --> http://pfilialove.blogspot.com/
Za każdy komentarz autorka się odwdzięcza!!!

czwartek, 27 czerwca 2013

Harry...


  Harry
Dla Julki Styles

‘Tamm, Tamm, ta tamtam’ – profesjonalnie grany marsz Mendelsona rozbrzmiewał mi w uszach, odbijając się o masywne ściany angielskiej kaplicy.
Jasne popołudniowe światło rozlewało się po zielonych łąkach, na których pasały się malownicze owce.
Z zachwytem spojrzałam na uśmiechającą się od ucha do ucha blondynkę, która dumnie splotła swoją dłoń z dłonią świeżo upieczonego męża.
Kiedy tylko minęli półokrągłe drzwi świątyni posypały się miliony ziarenek ryżu na znak radości z powiązania swoich dróg.


Moja ukochana kuzynka Gabrielle, była taka szczęśliwa. Pamiętam jak jeszcze w dzieciństwie razem marzyłyśmy o dniu ślubu. Kto by pomyślał, że to nadejdzie tak szybko…

Lekko kołysałam się w rytm śpiewanej przez gości piosenki o szczęście dla młodej pary, trzymając w dłoni kieliszek szampana, w geście toastu.
Po krótkiej przemowie małżonków zaczęło się huczne wesele. Zapowiadała się długa noc.
Właśnie tańczyłam z bratem panny młodej, w dość dziwaczny sposób, który polegał na wymachiwaniu kończynami we wszystkie strony świata, kiedy podeszła do nas Gabrielle i bez ceregieli wcisnęła mi w ramiona niemowlaka. Spotkała się wtedy z moją ‘miną wtf!?’ w pełni znaczenia tego słowa.
- No co? – spytała uśmiechając się- jesteś najmłodsza, nie możesz pić alkoholu, więc idealnie nadajesz się, żeby poniańczyć je podczas zabawy.
- I co? Ja tak sama mam bawić obce dziecko?- spytałam, nadal zszokowana.
- Ah, to dziecko siostry ciotecznej córki mamy mojego męża.- wypowiedziała szybko
- Ale ja sama nie dam sobie rady, Gab - powiedziałam płaczliwie
- Dobra! Zaczekaj- powiedziała pośpiesznie i zamachała ręką w powietrzu, co spowodowało, że po chwili pojawił się przy nas pewien chłopak.
Zaciekawiona zlustrowałam nastolatka wzrokiem od stóp do głów. Niesforne brązowe loki opadały na jego promienną twarz. Widać, że musiał długo pracować nad fryzurą, ale i tak włosy postąpiły jak chciały. Niewysokie czoło, pod którym osadzone były oczy niczym dwa małe szmaragdy. I ten uśmiech… hmm. Wąskie, malinowe usta, a w policzkach dołeczki. Wyglądał tak uroczo z ozdobną białą różą w butonierce swego dopasowanego, czarnego garnituru.
- Wy się pewnie nie znacie. To – wskazała na chłopaka- brat koleżanki siostry ciotki bratanka mojego męża. A to moja kuzynka- dodała wskazując na mnie.
- Harry- podał mi dłoń
- [T.I]. Miło cię poznać bracie koleżanki siostry ciotki bratanka męża mojej kuzynki – rzekłam, kiedy ujęłam jego dłoń lekko musnął mój nadgarstek, cały czas nie zrywając kontaktu wzrokowego ze mną. Był tak zabawnie szarmancki.
- No to chyba tyle. Dacie sobie radę, pa- odeszła, a my wymieniliśmy zaskoczone spojrzenia. Po chwili blondynka wróciła
- Ah, zapomniałabym – powiedziała głośno, chcąc przekrzyczeć muzykę- ma na imię Daisy – zdążyła tylko powiedzieć i już nieodwracalnie zniknęła w tłumie około pięciuset tańczących gości.
Po chwili zawahania pociągnęłam chłopaka za rękę w stronę wyjścia. Staliśmy na zewnątrz naprawdę ogromnego namiotu weselnego.
- Chodźmy do domu, tam jest ciszej – wyjaśniłam mojemu nowemu znajomemu i poprowadziłam w stronę domu mojego kuzynostwa.
Pomyślałam, że dziewczynka jest głodna, więc przed wejściem na górę zabrałam kawałek tortu z kuchni. Harry potulnie podążał za mną, co mnie lekko zdziwiło.
Jak tylko weszłam do pokoju Gabrielle ułożyłam dziecko na jej łóżku. Mała radośnie gaworzyła po ‘niemowlęcku’.
- Daj -  chłopak skinął na talerzyk – Ja nakarmię małą Darcy. – powiedział na co lekko się zaśmiałam
- Ona ma na imię Daisy- wyjaśniłam , zdejmując moje piętnastocentymetrowe szpilki, które już zdążyły obetrzeć moje stopy.
- Yhym – przytaknął i z uśmiechem na ustach usiadł obok dziecka wymierzając mu łyżeczkę z kremem. Spojrzałam na nich, aż uśmiech sam cisnął mi się na usta. Oboje byli rozpromienieni i uśmiechali się do siebie. Widziałam w oczach chłopaka tańczące iskierki, widocznie musiał kochać dzieci, było to widać po jego niezawodnym podejściu. „ Kiedyś będzie wspaniałym ojcem” pomyślałam, mimo, że go nie znałam, ale jego oczy mówiły wszystko. Przecież nie bez powodu mówi się że oczy są zwierciadłem duszy.
Chłopak odwrócił wzrok w moją stronę, patrząc na moją zastygłą postawę, po czym poklepał ręką miejsce obok.
Usiadłam po drugiej stronie łóżka, trochę skrępowana. Przecież nie znałam ani małej Daisy, ani jego. Choć oni byli w takiej samej sytuacji, więc postanowiłam się nie peszyć.
Nim się obejrzałam brunet wymierzył kolejną łyżeczkę, tyle, że tym razem ciasto nie wylądowało w małej buźce dziecka, tylko w moich ustach.
- Pomyślałem, że pewnie jesteś głodna- wytłumaczył krótko. Uśmiechał się wtedy tak niewinnie i słodko, byłam pewna, że kiedyś w przedszkolu wszystko uchodziło mu płazem, wystarczyło, że pokazał rząd swoich perłowych ząbków.
- No więc bracie koleżanki siostry ciotki bratanka męża mojej kuzynki, zemsta będzie słodka.- powiedziałam biorąc kawałek ciasta i celując do buzi chłopaka, jednak ten zacisnął usta w wąską kreskę i pokręcił głową
- Eeej nie ma tak! – oburzyłam się natychmiast.
- Możesz mówić mi po prostu Harry – oznajmił nagle
- Nie omieszkam – skwitowałam wpychając łyżkę do ust chłopaka.
- Mmmm [T.I] – lekko się skrzywił
- Co?
- Nie lubię tortów
- Phi! A skąd pewność, że ja lubię! No jeszcze jedną łyżeczkę, za mamusię – powiedziałam przez śmiech karmiąc chłopaka kolejną porcją. Daisy przyglądała się nam z zaciekawieniem, co chwilę się śmiejąc.
Po chwili  chłopak przejął inicjatywę i powrócił do karmienia Daisy, gdyż jak sam twierdził pewnie była jeszcze okropnie głodna.
- No co Darcy? Śmakuje Cii ? – mówił zabawiając małą
- Daisy– powiedziała tylko, a Harry podniósł na mnie wzrok
- Darcy – skwitował wracając do wcześniejszych czynności
- Ona. Ma. Na. Imię. DA-ISY! – powiedziałam najbardziej zrozumiale jak potrafiłam.
- Oh, ale ta [T.I] się bulwersuje, co nie Darcy? – mówił to poważnie, jednak widziałam jak jego kąciku ust podnoszą się w uśmiechu.


- A kuku! – krzyknął zasłaniając sobie twarz dłońmi w kierunku dziecka. – Gdzie jest Harry? Tu jest Harry! – ciągnął  swoją zabawę przyprawiając mnie o salwy śmiechu. Postanowiłam sama spróbować.
- Gdzie jest [T.I]? A kuku! – wymachiwałam rękoma.
Nawet nie spostrzegłam, kiedy chłopak wziął do ręki telefon i zaczął robić nam zdjęcia. Na zmianę robiliśmy różne głupie miny i pozowaliśmy tak jak na profesjonalnej sesji.
- A zapowiadał się taki taneczny wieczór- westchnęłam w końcu- i po co kupiłam sobie tę sukienkę. – żaliłam się. Chłopak skocznie obiegł łóżku i stając obok mnie lekko się schylił.
- Można panią prosić? – spytał, na co chwyciłam jego dłoń i wstałam z uśmiechem na twarzy. Włączył na iPhonie  piosenkę. Powróciwszy do mnie, objął mnie w pasie, a ja oplotłam jego szyję dłońmi. Zaczęliśmy sunąć wokół pokoju, idealnie się wtedy bawiąc. To dziwne i może nierealne, ale ja naprawdę poczułam się jak księżniczka, tańcząc z księciem. To uczucie, które władało mną w tamtej chwili wypełniało całe moje serce, całą mnie. Czułam jak wspaniale dopełniamy się w tańcu, niczym dwa wirujące płatki śniegu. Mieliśmy swój indywidualny świat, w którym byłam tylko ja i on, Harry Styles.
I nagle magia uleciała. Ocknęliśmy się na płacz dziecka. Mała Daisy, niespokojnie wierciła się na łóżku i płakała.
Zaniepokoiłam się i pośpiesznie wzięłam ją na ręce.
- Może Darcy też chce zatańczyć – powiedział, a ja spojrzałam na niego wątpliwie, ale dałam mu dziecko.
- Daisy – dodałam, a chłopak przewrócił oczami
Co muszę przyznać, to, że lokowaty miał rację. Dziewczynka nie płakała, a nawet uśmiechała się i radośnie gaworzyła.
Po jakimś czasie zakończyliśmy taniec. Harry właśnie kładł małą, kiedy ta zrobiła dziwną minę i lepka maź jak z gejzeru wystrzeliła wprost na chłopaka. Miał całą twarz i ubranie w kolorowych wymiocinach. Chłopak delikatnie i próbując zachować resztki godności wyprostował się i rękawem otarł sobie oczy. Spojrzał na mnie wymownie, a ja tylko wzruszyłam bezradnie ramionami powstrzymując się od śmiechu.
- Pierwsze drzwi na lewo, na korytarzu – wyjaśniłam mu drogę do łazienki, a chłopak zniknął za drzwiami. Delikatnie wytarłam buźkę małej i usiłowałam ją uśpić, nosząc i kołysząc na rękach.
Po jakiś piętnastu minutach Harry wrócił, jednak bez swojej górnej części garderoby.
Jego umięśnione i idealnie opalone ciało wspaniale seksownie w spodniach od garnituru. Czułam jak robi mi się cieplej, a na twarz wkradają mi się krwiste rumieńce. Speszona, szybko odwróciłam wzrok, aby nikt nie zauważył mojej twarzy.
Na szczęście Harry chyba nie przywiązał do tego wagi. Troszeczkę przeszkadzał mi brak pełnej odzieży bruneta, jednak nie na tyle, aby mu o tym powiedzieć, więc przez najbliższe godziny miałam napawać się tym boskim widokiem.
Daisy zasnęła, ale wierciła się i co chwila budziła, więc mieliśmy nie lada pracy.
Dużo po północy byliśmy wykończeni, ale dziewczynka zasnęła chyba już naprawdę. Nim się obejrzałam i ja zasnęłam, nawet nie wiem kiedy.
***
Otworzyłam oczy i lekko je przetarłam. Szybko spostrzegłam, że leżę w ramionach lokowatego bruneta. Uśmiechnęłam się, bo loki opadające na jego czoło wyglądały tak słodko. I wtedy do mnie dotarło. DAISY! Gdzie ona jest?! – histerycznie zadawałam sobie pytanie.
Krzykami zbudziłam chłopaka i nie patrząc na nic zbiegłam na dół, rozglądając się po całym holu. Zobaczyłam osobę
- Ciociu! – krzyknęłam, a ta się odwróciła, miała dziecko na rękach. Z ulgą wypuściłam całe powietrze zgromadzone w płucach.?
- Dzięki Bogu – powiedziałam i wyszłam na zewnątrz, żeby się przewietrzyć.
Oparłam się plecami o ścianę i przymknęłam oczy. Usiłowałam dłońmi poczesać moje niemiłosiernie poczochrane włosy.
- Dzień dobry – wzdrygnęłam się na dźwięk lekko zachrypniętego głosu. Chłopak stanął naprzeciw mnie, tak, że mieliśmy twarze na prawie tym samym poziomie.
Dopiero teraz, w świetle wschodzącego słońca dostrzegłam jak jego szmaragdowe oczy mnie hipnotyzują.
- Pięknie dziś wyglądasz – szepnął, na co lekko się zaczerwieniłam. – Wiesz? Te rumieńce dodają cci uroku – brnął w to dalej, powodując, że coraz bardziej zatracałam się w jego tęczówkach, głosie, dotyku. 


Niepostrzeżenie zmniejszył dystans jaki nas dzielił do minimalnego zera.
Musnął moje usta, tak delikatnie ,a zarazem poczułam jakby przepływającą iskrę. Oddałam pocałunek. Czułam jak chłopak uśmiecha się przez pocałunek. Czułam się tak magicznie, najchętniej pozostałabym tak na wieczność. Byleby z nim…
By Harriet

____________________________________________________
To chyba mój najdłuższy imagin od pewnego czasu, mam nadzieję, że się Wam spodoba.

Proszę komentujcie. Oddajecie wtedy szacunek autorką. Jeśli czytacie, napiszcie co o tym sądzicie. Każde Wasze słowo sprawia, że na naszych ustach pojawia się uśmiech.
Dziękuję za poprzednie komentarze i te które być może się pojawią ;*

Jeśli chcecie być informowani o nowych imaginach,
podajcie swój nr GG lub Twitter, ewentualnie fb w komentarzu ;*

WAŻNEEE!!!
blog   http://pfilialove.blogspot.com/
dopiero zaczyna i naprawdę jest godny Waszej uwagi.
Byłoby bardzo miło gdybyście pozostawiły po sobie tam komentarz.
Dziękuję w imieniu tego bloga

poniedziałek, 17 czerwca 2013

Liam.. ♥

Imagin dla Anonima :**



Jak każda podróż zaczyna się od samego początku. Lotnisko. Tłumy ludzi przedzierających się do miejsc w których odlatują. Ja i moje przyjaciółki także szukałyśmy odpowiedniego miejsca. W końcu znalazłyśmy. Odprawa bagaży, a później nas zajęła trochę czasu, ale opłacało się poczekać. To w końcu teraz zaczyna się nasza najlepsza podróż w życiu. Zajęłam miejsce przy oknie, a obok mnie usiadła Ewa. Majka i Magda siedziały przed nami. Samolot zaczął startować. Dwa następne miesiące miały zmienić moje życie na zawsze. Ale przecież wtedy jeszcze o tym nie wiedziałam.
          – Roksana! Roksii! – ze snu wyrwał mnie głośmy krzyk Ewki. – lądujemy. Zaraz wysiadamy.
Na mojej twarzy pojawił się szczery uśmiech. Tak długo czekałam na en dzień. Na tę chwilę. Chociaż w moich wszystkich wyobrażeniach nie sądziłam, ze prześpię cały lot. Rzeczywiście lądowaliśmy. Lekkie turbulencje wstrząsały samolotem, ale mi to nie przeszkadzało. Za oknem widać już było Londyn – najpiękniejsze miasto. Za 15min. byliśmy już na ziemi. Powoli wyszłyśmy z samolotu i z zachwytem przyglądałyśmy się ogromnemu lotnisku. Było ono dużo bardziej zatłoczone niż warszawskie, ale dla mnie nie był to żaden problem.
          – Welcome to London. – krzyknęła Maja gdy stałyśmy już na ziemi.
Wzięłyśmy nasze bagaże i ruszyłyśmy do zamówionej taksówki. Dojechałyśmy na miejsce. Duży budynek wspaniale się prezentował wśród małych, zadbanych kamieniczek. Weszłyśmy do środka. Stanęłyśmy w wielkim holu. Ściany były kolory beżowego, a poustawiane na środku kanapy i stoik, oraz umiejscowiona w centrum recepcja – bordowego. Było tam także wiele dekoracji, takich jak obrazy, małe rzeźby lub duże zielone rośliny, które dodawały pomieszczeniu wiele uroku. Podeszłyśmy do recepcji, gdzie spotkałyśmy miłą młodą kobietę, która najprawdopodobniej pracowała jako recepcjonistka.
          – Dzień Dobry. – uśmiechnęła się.
          – Dzień Dobry. My zamawiałyśmy tutaj apartament.
          – A na jakie nazwisko?
          – Toskańczyk. – Maja podała swoje nazwisko , ponieważ to jej tata zamawiał nam mieszkanie.
          – Ah tak. Jest. Apartament 302. Proszę klucz. Apartament znajdziecie na 3 piętrze. Tam jest winda. – wskazała na złote drzwi i szczerze się uśmiechnęła.
          – Dzięki. – odwzajemniłam uśmiech.
Ruszyłyśmy ku wskazanym drzwiom. Magda nacisnęła złotawy przycisk z numerkiem 3. Szybko znalazłyśmy apartament nr 302. Cztery pokoje, dwie łazienki, coś w rodzaju małej kuchni i salonik. Było idealnie. Weszłam do mojego pokoju. Wszystko było w kolorach beżu i granatu. Naprzeciwko drzwi znajdowało się duże łóżko z ciemną narzutą i jasnymi poduszkami. Nad nim widniało okno z granatowymi ramami. Po lewo stała średniej wielkości szafa w tych samych kolorach, a prawo beżowy stolik i dwa granatowe fotele. Ściany były tego samego koloru co w holu głównym hotelu. Było przepięknie. Szybko się rozpakowała i poszłam do pokoju jednej z dziewczyn. Jak się okazało była to Madzia.
          – Już rozpakowana? – spytała.
W odpowiedzi kiwnęłam potakująco głową.
          – A ty?
          – Też. Chodź do dziewczyn.
Weszłyśmy do pokoju Ewy. Ona także była już rozpakowana. Mai zajęło to jeszcze kilka minut.
          – Może pójdziemy na miasto? – powiedziałam gdy skończyła.
          – Tak. Dobry pomysł. – przytaknęły przyjaciółki.
Wyszłyśmy z hotelu i skierowałyśmy się ku centrum miasta. Było blisko, więc nie zamawiałyśmy taksówki. Gdy stałyśmy przed Big Benem podziwiając ten cudowny zegar przechodziła koło nas grupka chłopaków. Jeden patrzył się na mnie już od jakiegoś czasu. Zauważyłam to chwilę wcześniej, a teraz usłyszałam z jego ust skierowane do mnie:
          – Hej.
          – Hej. – odpowiedziałam. Chłopak nie wyglądał na jakiegoś złodzieja, czy zabójcę więc co mi szkodzi.
          – Co powiedziałaś? – zapytała Ewa.
          – Oh, nie. Nie ważne. To nie do was.
          – Więc do kogo?
          – Do tamtego chłopaka. – odwróciłam się i zobaczyłam, że wysoki brunet nadal się na mnie patrzy.
          – A co jak to jakiś pedofil? Hmm? I upatrzył sobie ciebie jako ofiarę?
          – Ewaa, proszę cię nie przesadzaj. Zresztą i tak się pewnie już z nim więcej nie spotkam. Londyn mały nie jest. Gdzie idziemy teraz?
          –  Może chodźmy napić się kawy.
          – Ok.
Ruszyłyśmy do pobliskiej kawiarenki i usiadłyśmy przy jednym ze stolików. Po chwili podeszła do nas kelnerka.
          – Zamawiacie coś?
          – Cztery bezkofeinowe kawy.
Kobieta zapisała zamówienie i odeszła. Po chwili podeszła do nas ponownie, tym razem z tacą zawierającą nasze zamówienie. Siedziałyśmy rozmawiając i pijąc nasze kawy.  Po chwili usłyszałam za sobą głos.
          – Hej. Jestem Harry. A to moi koledzy: Liam, Zayn, Niall, Louis.
          – Hej. Ja jestem Magda, to jest Roksana, Maja i Ewa.
          – Jesteście turystkami?
          – Ymm… tak. Przyjechałyśmy tu na wakacje. – chłopcy dostawili sobie krzesełka i usiedli obok nas.
          – Więc pewnie chciałybyście żeby ktoś was oprowadził. My jesteśmy rodowitymi Londyńczykami. Tylko Liam jest z Irlandii.
          – Zawsze lubiłam Irlandię. Była na drugim miejscy miejsc, które chcę odwiedzić. A umiesz tańczyć taniec irlandzki? – zwróciłam się do Paula, bruneta, którego widziałam już wcześniej.
          – Co? A… no jasne. Kocham mój ojczysty kraj, a tańczenie tego tańca to sama przyjemność.
          – Zawsze chciałam umieć to tańczyć.
          – Mogę cię pouczyć.
          – Oh.. Byłabym wdzięczna.
          – Dobra. Wypiłyście? To chodźcie oprowadzimy was.


          Miesiąc później już nie potrzebowałyśmy, żeby nas ktoś oprowadzał po mieście, ale zaprzyjaźniłyśmy się z chłopakami poznanymi w kawiarni, a do Liama zaczęłam nawet czuć coś więcej, ale on o tym nie wiedział. Uczył mnie tańczyć, przy czy był bardzo cierpliwy, bo niestety, ale nie jestem zbyt dobra tancerką. Myślałam, że między nami i tak nie dojdzie do niczego więcej niż przyjaźń, bo on nie czuje do mnie tego, co ja czułam do niego. Po początek sierpnia, gdy dziewczyny wyszły na miasto, a ja zostałam w hotelu, bo bolała mnie głowa usłyszałam pukanie drzwi. Otworzyłam i zobaczyłam bruneta.
          – Roksi. Hmm… mieliśmy się dziś spotkać u mnie i potańczyć. Dlaczego nie przyszłaś?
          – Oh Liam… całkiem zapomniałam. Wejdź. Przepraszam ale dziś się trochę źle czuję.
          – O.. biedactwo. Chodź. Wiem co na to poradzić. – Złapał moją rękę i pociągnął ku wyjściu.
          – Gdzie idziemy?
          – No chodź. Wsiadaj do samochodu. Sama zobaczysz.
          – No ok. Ufam ci.
Jechaliśmy ok. 15min. a kiedy wysiedliśmy zobaczyłam piaszczystą plażę i ocean.
          – Ta da.  – powiedział chłopak.
          – Tu jest pięknie.
          – Wiem. Chodź. Pokażę ci coś.
Ruszyliśmy w stronę plaży. Doszliśmy do miejsca, które miał na myśli Liam. Na piasku niczym zamek napisane było „I ♥ Roksana”.
          – Podoba ci się?
          – A… Czy to prawda?
          – Tak. Kocham cię Roksano.
          – Ja ciebie też kocham Liamie. – uśmiechnęłam się, a chłopak czule mnie pocałował.
          To była wspaniała podróż. Nie dość, że zwiedziłam ukochany kraj, to poznałam miłość mojego życia.

BY NILA
_____________________________________________
Sorki za spóźnienie.. hahah.. Liam i Irlandia.. hahah.. sorki ale po prostu nie miałam wogóle pomysłu.. mam nadzieję że nie będzie wam to przeszkadzać :D

sobota, 15 czerwca 2013

Louis...♥

No i jestem, jak obiecałam. Było ciężko, ale się udało.

Droga Olu, to dla ciebie jest ten imagin. Napisz mi proszę czy jest ok, czy mam pisać jeszcze jeden.
I jeszcze jedno, przepraszam, że są polskie imiona i nazwiska, ale tak było mi wygodniej.





Był pierwszy dzień wakacji. Oliwia Repcak miała dziś, tak jak już od kilku lat, pojechać bo babci Zofii na wieś. Już rano postanowiła, że kiedy będzie na miejscu, pójdzie ze swoim przyjacielem Louisem*, który jest sąsiadem jej babci na spacer do lasu, aby zaczerpnąć świeżego powietrza.
          Dziewczyna była na miejscu dopiero o szesnastej, ale nie miała zamiary rezygnować z porannych planów.
           – Witaj babciu, bardzo się za tobą stęskniłam. – przytuliła kobietę.
           – Ja za tobą też kochanie. Wejdź, zrobiłam twoją ulubioną szarlotkę. – Uśmiechnęła się staruszka.
           – Oj, jesteś kochana, ale naprawdę nie musiałaś. – Odparła nastolatka.
           – Ale chciałam, Oliwko. Dobrze wiesz, że to dla mnie przyjemność.
Dziewczyna usiadła na krześle, a Zofia położyła obok niej mały talerzyk z kawałkiem ciasta.
           – Dziękuję – powiedziała Oliwia i zrobiła mały kęs ciasta. – Pyszne jak zawsze. – Zastanowiła się chwilę. – Babciu, nie wiesz, czy Lou jest w domu?
          Babcia nie zdążyła odpowiedzieć bo po kuchni rozległ się dźwięk pukania do drzwi. Staruszka wstała i otworzyła drzwi.
           – Dzień dobry – do nastolatki dobiegł chłopięcy głos, który bardzo dobrze znała – Wydawało mi się, że, czy Oliwka przyjechała? – zerwała się z krzesła i podbiegła do drzwi. Przytuliła chłopaka.
           – Taak! Przyjechałam. Idziemy za chwilę na spacer? – bardziej stwierdziła niż zapytała.
           – No pewnie. Też za tobą tęskniłem Oliwko. – na jego twarzy zagościł szczery uśmiech.
           – Ja powiedziałam, że tęskniłam? – Uniosła pytająco jedną brew.
           – Dobrze wiem, że tęskniłaś, Oliwio Repcak.
           – Masz rację Lousie Tomlinsonie. – uśmiechnęła się. – Chodźmy. Emm, Babciu, wrócę za jakiś czas, dobrze?
           – Pewnie, wnusiu. Bawcie się dobrze.
           – Poczekaj chwilę, wezmę tylko z domu aparat, może zobaczymy coś fajnego. – powiedział i pobiegł do swojego domu. Po minucie był na miejscu trzymając swoją lustrzankę.
Nastolatka pociągnęła przyjaciela za rękę w głąb lasu.
           – Co tam u ciebie, Lou? Coś się zmieniło?
           – W sumie to nic. Jakoś żyję. Wreszcie wolne. Nie mogłem się doczekać, kiedy cię zobaczę. A u ciebie?
           – Dokładnie to samo. – Oliwia zrobiła krótką przerwę. – A tak właściwie, to gdzie my idziemy?
           – Znam dobre miejsce. Ostatnio widziałem tam… Zresztą, sama zobaczysz. – pokazał ząbki.
           – Ojej, a daleko to? – zapytałam z grymasem na twarzy.
           – Co marudzisz? Sama chciałaś iść na spacer, więc nie narzekaj. A daleko wcale nie jest. Sama stwierdzisz. Teraz w lewo.
           – Jak ty to robisz, że nigdy nie tracisz orientacji w terenie?
           – A ty tracisz? Przecież to proste. Kiedy jesteś tu często przyzwyczajasz się do tego widoku.
           – Jeśli jeszcze nie zdążyłeś zauważyć to ja tutaj nie bywam zbyt często. – stwierdziłam rozglądając się
           – Może, ale przecież znasz ten teren. Mylę się? – Miał rację. Gdzie jak gdzie, ale w tym lesie Oliwia nigdy by się nie zgubiła.
           – Już rozumiem. Lou?
           – Tak?
           – Daleko jeszcze? Bolą mnie nogi.
           – Miałaś nie narzekać.
           – Przepraszam. – zrobiła smutna minę.
Owszem, było daleko, bo zanim chłopiec powiedział, że są na miejscu minęła godzina.
           – Co tu takiego wyjątko… - urwała -  Aaa!!! Niedźwiedź! Widzisz to? Louis, Lou widzisz? Tam jest… - brunet zakrył jej usta dłonią. – Cicho. – wyszeptał. – Bo go wystraszysz.
           – Ale przecież on nam może coś zrobić.
           – Nic nam się nie stanie, jeśli nie będziemy hałasować i wykonywać gwałtownych ruchów. – dalej szeptał. Po chwili zaczął robić zdjęcia misiowi.
           – Jest niesamowity, prawda? – Zapytała.
           – Oczywiście, jak również każde inne zwierzę. Wszystkie są niepowtarzalne. – Chłopak ostrożnie poruszał się po ściółce leśnej, niezauważalnie dla drapieżnika.
           – Jesteś pewien, że nas nie zauważy? – powiedziała chyba jednak za głośno.
           – Zauważył. W nogi!!! – Zaczął uciekać, a Oliwka natychmiast pobiegła za nim.
Piętnaście minut później chłopak przystanął.
           – Zgubiliśmy go?
           – Oliwka – zaczął mówić jak do małej dziewczynki. – Następnym razem, jak ktoś co powie, żebyś była cicho to masz być cicho, tak?
           – Przepraszam, nie wiedziałam, że on… - Louis przerwał przyjaciółce.
           – Przecież mogliśmy zginąć!!! Naprawdę nie widziałaś zagrożenia? Tez stwór był drapieżny. Mógł nas zabić! – już nie był taki spokojny.
           – No wiem. Moja wina, przepraszam. Ale przecież nic nam się nie stało.
           – Tym razem mieliśmy szczęście. Na przyszłość słuchaj, co się do ciebie mówi. – odwrócił się i ruszył przed siebie.
           – Poczekaj! Gdzie idziesz?
           – Do domu. Jest już późno, jak nie zauważyłaś. Zaraz się ściemni. 
           –  Lou, jest jeszcze coś
             Tak?
           – Bo… Bo ja się bardzo lubię
           –  Ja ciebie też bardzo lubię Oliwia. Chodź już
             Ale…
             Tak, wiem, właśnie wyznałaś mi miłość.
             Ty też?
             Już dawno, Oliwko. Już dawno. – uśmiechnął się.
           



~Ariel.

PS. Przepraszam, że bez zdjęć ale nie mam już siły dodawać.