,,Miłość jest wtedy gdy jesteś przy kimś i on sprawia że jesteś szczęśliwy''

sobota, 2 listopada 2013

Louis..♥

Imagin miał być na zamówienie, ale niestety pomyliłam się, miał być w czasie wakacji i romantyczny, a ten mało ma związanego z wakacjami i z romantycznością raczej też. A no i mam nadzieję że Ell się nie obrazi że piszę o Lou.

No więc imagin z okazji Wszystkich Świętych. Zapraszam <33

            Święto wszystkich świętych jest magicznym dniem. Chyba każdy się ze mną zgodzi… No, na pewno większość. Pewnie zapytacie mnie teraz, dlaczego jest takim magicznym dniem?
            Cmentarz jest miejscem, w którym zamieszkało już zdecydowanie za dużo moich bliskich. Może dlatego właśnie tak lubiłam tu przychodzić? Bo łączyło mnie z nim tak wiele. Nad moim życiem już od dawna ciążyła jakaś pieprzona klątwa, która zabierała każdego, kogo pokochałam.
            Już jako dziecko straciłam rodziców. Wychowywała mnie babcia, która po kilku latach również zmarła na raka mózgu. Zaopiekowała się mną jej dobra znajoma, pani Clara, która stała się dla mnie najbliższą rodziną. Chcąc nie chcąc, pokochałam ją, jak matkę, stała się nią właśnie. Wiedziałam, że jestem dla niej najważniejsza. I pomimo tego, że była już kobietą w podeszłym wieku, zaprzyjaźniłyśmy się jak nikt. „Wiek to tylko liczba” – zawsze powtarzała. Ale nic nie trwa wiecznie. Niedawno ona również zmarła. Nie chorowała, po prostu ze starości. Przynajmniej to dodawało mi otuchy, nie cierpiała przed śmiercią. Wszystkie trzy kobiety były wspaniałymi osobami, dlatego była niemalże pewna, kiedy ksiądz podczas pogrzebu mówił: „Życie człowieka po śmierci zmienia się, ale się nie kończy”, że ich życie zmieniło się na lepsze.
            Pewnie myślicie, że to już koniec moich niepowodzeń? Jeśli tak, to pozwólcie, że wyprowadzę Was z błędu.
            Już w podstawówce poznałam swoich naprawdę zaufanych przyjaciół: Harry’ego, Zayn’a, Louisa, i Sophię. Kochałam ich najmocniej, jak można kochać, jednak los nie pozwolił im pozostać przy mnie. Harry zginął w wypadku na motorze, a Zayn… On został zamordowany. Przez kogo? To nieważne. Najważniejsze, że ten dupek już gnije w więzieniu. Podobno działał w afekcie, ale wszyscy doskonale wiedzieli, że Zayn dawno temu miał problemy z narkotykami i po prostu miał długi. Dalej chyba już wszystko jest jasne. Sophia popełniła samobójstwo. Tłumaczyłam sobie, że to dlatego, że bardzo kochała Zayn’a, który był jej chłopakiem i nie mogła sobie poradzić z cierpieniem, które na niej ciążyło.
            A Louis? Nie, nie bójcie się, On żyje. Żyje, ale od śmierci przyjaciół bardzo się zmienił. Coraz trudniej było mi się z nim dogadać. W sumie nic dziwnego. To musiało się odbić na jego psychice, na mojej zresztą też.
            Może myślicie sobie teraz, że to nic strasznego, przyjaciele przychodzą i odchodzą, znajdziemy sobie nowych, ale jakbyście byli na naszym miejscu nie myślelibyście tak samo. Ta okrutna świadomość, że ktoś, kogo kochałeś już nigdy nie powróci, NIGDY, nie ma nawet najmniejszych szans. Żadne z Was nie chciałoby nigdy tego przeżyć, uwierzcie mi na słowo.
            Zanudzam już na pewno moim życiorysem, przepraszam. Po prostu komuś muszę się wygadać, to ciężkie. Jeśli nie chcecie nie musicie dalej czytać, bo nie obiecuję, że będzie ciekawiej.
            Spacerowałam samotnie po cmentarzu. Odwiedzałam przyjaciół, których tak bardzo mi brakowało. Na grobach mamy, babci i Clary, pozostawiłam znicz i jedną białą różę. Nigdy nie pochwalałam miliona kolorowych zniczy i kwiatów, które zdobiły inne nagrobki. Znicz i biała róża zawsze wystarczały. Zresztą na więcej nie było mnie stać. Nieważne, znowu was zanudzam. Po prostu uważam, że dowodem miłości nie jest ozdobione pomniki, ale to co mamy w sercach i szczera modlitwa.
            Podobnie uczyniłam też z nagrobkami przyjaciół. Przy każdym z nich osobno zatrzymałam się. Każde z nich było dla mnie tak samo ważne. Sophia, wysoka, prześliczna brunetka o brązowych oczach, wiecznie roześmiana, taką właśnie ją zapamiętałam. Tylko od śmierci chłopaków była smutna. Nie potrafiła się z tym pogodzić. Harry wysoki brunet, z którego głowy wyrastały wiecznie nieogarnięte loki. On zmarł jako pierwszy, więc nacierpiał się najmniej. On również zawsze się uśmiechał. Zayn natomiast, był zupełnym przeciwieństwem dwójki, wcześniej wymienionych. On uśmiechał się tylko w towarzystwie przyjaciół. Uważał, że w grobowej minie bardziej mu do twarzy. Ale jego prawdziwa grobowa mina nie wyglądała tak jak tamta, nie mógł się o tym przekonać. W towarzystwie innych do uśmiechu potrafiła go doprowadzić tylko Sophia.
            Przy grobie Harry’ego zobaczyłam znajomą twarz przyjaciela. Lou stał bez ruchu patrząc w przestrzeń. Na jego bladej twarzy malował się smutek i cierpienie. Podeszłam cicho.
Ja: Lou… - szepnęłam ledwo dosłyszalnie. Mówiłam już, że po śmierci Hazzy, Zayn’a i Sophii coraz trudniej jest nam rozmawiać? No właśnie. Bałam się, że znów się pokłócimy,  tak bardzo nie chciałam stracić również jego. Obecnie był jedyną osobą, na której mi zależało, którą kochałam. Nieważne w jaki sposób, czy jako przyjaciela, czy jako kogoś więcej, ważne że był. A był najważniejszy.
L: [T.I]. – zdziwił się – witaj – przytulił mnie czule. – Co tu robisz? – zapytał.
Ja: Przecież jest wszystkich świętych. Zawsze wtedy się przychodzi na cmentarz, poza tym, nadal ich kocham.
L: No właśnie, jest wszystkich świętych. Świętych, nie zmarłych.
Ja: Wierzę, że oni są święci, Ty nie?
L: Sophia i Zayn, oczywiście, ale Harry… On nigdy nie będzie mógł wstąpić do królestwa.
Ja: Dlaczego?
L: [T.I], jest coś, czego nie wiesz. Harry… Harry był gejem. – to było dla mnie szokiem. Harry gejem? Chociaż w sumie, nigdy nie wyrażał jakiegoś szczególnego zainteresowania dziewczynami, ale chłopakami tym bardziej.
J: Co z tego, że był gejem? To go wyklucza? Bóg kocha wszystkich. A tak w ogóle… Skąd wiesz?
L: To długa historia i na pewno nie na dzisiejszy dzień i miejsce. Ale… Nigdy mu tego nie wybaczę.
J: Lou, nie ogarniam, czego mu nie wybaczysz? Tego, że był innej orientacji? A może on…
L: Nie, nic mi nie zrobił… Po prostu uważam, że to nienormalne. Nienormalne i tyle.
J: Nienormalne, nie znaczy złe.
L: On był inny, nie rozumiesz? Nie boli Cię to, że ode mnie się tego dowiadujesz? Nie od niego?
J: Mam to w dupie. Nie ważne jakiej jest orientacji, czy jest normalny, czy nie i tak go kocham i będę kochała. Tak samo jak Zayn’a, Sophię i Ciebie też, Lou. Myślałam, że ty też go kochasz.
L: Nie jestem pedałem, [T.I]. Jak mogę kochać innego faceta?
J: Nie chodzi o tą miłość, chodzi o miłość przyjacielską, nie rozumiesz?
L: Czyli Ty mnie też kochasz jak przyjaciela?
J: Kocham Cię w każdy możliwy sposób
L: Bo ja Ciebie kocham w sposób poważniejszy niż przyjaźń.
J: Ale nie pasujemy do siebie Louis. Znam Cię na wylot, wiem jaki jesteś i wiem jaka ja jestem i jestem pewna, że nie pasujemy do siebie.
L: Przeciwieństwa się przyciągają.
J: Ale my właśnie jesteśmy tacy sami.
L: To jeszcze lepiej. – zbliżył się do mnie i chciał pocałować
J: Lou… Uważasz, że to dobry pomysł?
L: Oni by chcieli żebyśmy byli razem. Nie mam nikogo prócz Ciebie. Kocham Cię.
J: Ja też Cię Kocham, Louis. – złączyłam nasze usta w namiętnym pocałunku.
            Ale nie potrafiłam być szczęśliwa. Wciąż myślałam o przyjaciołach. Brunet najwyraźniej wiedział o czym myślę bo powiedział:
L: Umrzeć to zbyt mało, aby przestać kochać. Oni gdzieś tak są, patrzą teraz na nas i są szczęśliwi. Ty też bądź
J: A Harry?
L: Harry również.

__________________________________________________________________________



Zepsułam go kompletnie od połowy w dół. Przeepraszaam ;c i do tego jest taakii krótki. Sorry ;c
No i nie wiem kiedy dodam następny. Kurcze kurcze kurcze !!! Nie chcę tak długo nic nie pisać, ale po pierwsze: nauka, po drugie: brak weny (wiecie jak to jest z nami czasem, nie?) i po trzecie: Przez pewien czas nie będę miała dostępu do internetu.

Wybaczycie? Kocham Was, wiecie? 

by Ariel ;****