,,Miłość jest wtedy gdy jesteś przy kimś i on sprawia że jesteś szczęśliwy''

wtorek, 5 maja 2015

Louis

Hey, Hay Guys!
Zastanawiacie się kto to, otóż to tylko ja Ellka, które nie było tutaj dwa lata. Ogarniacie? DWA LATA! Masakra. Jestem stara jak nie wiem co. Zresztą inne Szalone Pisarki też są stare, heheszki :D
Cóż. Dzięki Nili jest ten imagin i dzięki mojemu nowemu Louisowi, so...
Tak bardzo prawdziwe.
Zapraszam :**

-Octavia! Octavia, wstawaj! – krzyczy moja siostra prosto do mojego ucha
-Ugh, czego chcesz?!
- No wstań, chodź, no chodź! – ciągnie mnie za rękę
Och, rodziców nie ma w domu, czemu ja muszę to znosić??
Wolą ręką nakrywam głowę poduszką i staram się utrzymać na łóżku, ale moja cudowna piecioletnia siostrzyczka nie daje mi spokoju.
- Daj mi pięć minut.
- Teraz chodź, będę płakać no, no chodź. – jej głosik się załamuje. Doskonale wiem, że udaje, żeby wzbudzić we mnie litość. Oj, co to, to nie.
- Pięć minut, albo dzwonię na pogotowie, że jesteś chora na niecierpliwościozę.
- Nie! – krzyczy – Nie jestem chora. No dobrze. – yeah! Udało mi się! Wywalczyłam aż pięć minut.

- Auć! – zabolało. Otwieram oczy i widzę jak dwójka dzieci skacze po mnie jak po trampolinie. Zaraz, zaraz. Dwójka???!!! – Co to ma być?!
- Pięć minut minęło siostsycko. (wszystkie wyrazy umie wypowiedzieć idealnie, ale ta siostsycka to chyba tak specjalnie, żeby mnie zdenerwować)
- A skąd Ty to niby możesz wiedzieć?
- On mi powiedział. – Wskazuje dłonią na drzwi mojego pokoju, w których stoją dwie osoby. Jeden mały chłopiec, który ma może sześć lat i uśmiecha się beztrosko, prawdziwa słodycz. A drugą osobą jest chłopak, (nastolatek? Mężczyzna?) o równie onieśmielającym uśmiechu. Widzę jak próbuje powstrzymać się od wybuchnięcia śmiechem, i tłumi wszystko w sobie, nadal wyglądając uroczo.
Dopiero po chwili uświadamiam sobie, że jestem w różowej piżamie z Królikiem Bugsem, a moje włosy pewnie wyglądają jak po przejściu tornado.
- Bianca! Kto Ci pozwolił wpuszczać obcych ludzi do domu?? – krzyczę, naciągając na siebie kołdrę i tym samym spychając siostrę z mojego ciała.
- Rodzice. Mówili Ci wczoraj, że Toby przyjdzie do mnie. Nie pamiętasz?
- Coś tam chyba pamiętam. Ale ja tu widzę dwóch Toby’ch.
- Tak w zasadzie to jestem Louis. – wtrąca się ten większy Toby nadal się okropnie ślicznie uśmiechając
- Dobrze, Louis. – w takiej sytuacji, chciałabym umieć mówić sarkastycznie – Czy byłbyś tak miły i grzecznie opuścił mój pokój? – staram się zrobić złowrogie spojrzenie, ale wychodzi mi jedynie zmrużenie oczu.
- Ależ oczywiście. – kłania się w pas i wychodzi razem z Tobym zamykając za sobą drzwi.
- Ty też wyjdź i pilnuj przez sekundę, żeby dom był cały. – mówię do Bianci, która rozpromieniona rzuca we mnie poduszką i wychodzi z pokoju

- Zły początek, co? – zagaduje Louis kiedy stawiam dwie kawy na stoliku pod owocującą wiśnią i zajmujemy miejsca naprzeciwko siebie
- Jak w jakiejś telenoweli. Wolałabym poznać Cię przy innej okazji.
- Lubię Królika Bugsa.
- To najlepsza animowana postać, a Ty go tylko lubisz? Nie znam Cię.
Chłopak cicho śmieje się lecz po chwili poważnieje.
- Hej, jestem Louis, a Ty piękna?
- Jestem tylko piękna? Nie znam Cię razy dwa. – proszę, proszę, wyrabiam sobie sarkaźmik
- Hej najpiękniejsza w całym wszechświecie ever dziewczyno, jestem Louis, a Ty?
- Jak to miło, że ktoś się stara. Na imię mam Octavia. To dla Ciebie zaszczyt konwersować ze mną.
- Będę święty dzięki temu, przy najbliższej okazji obsypię Cię kwiatami, abyś była jeszcze piękniejsza.
- Już piękniejsza być nie mogę. – zarzucam włosami do tyłu
Oboje śmiejemy się przez jakiś czas.
Obserwuję dzieciaki. Toby buja Biance na huśtawce. Wyglądają tak uroczo.
- Mieszkasz tutaj? – chłopak ponownie przerywa ciszę
- Kiedy mam wolne. Cały rok spędzam we Włoszech. – odpowiadam
- Co tam robisz?
- Studiuję. Dostałam stypendium na Uniwersytecie Bolońskim, a Włochy od zawsze były moją słabością. A Ty? Nie widziałam Cię tu wcześniej.
- Mieszkam tutaj blisko rok, przeprowadziłem się z rodziną i zacząłem studia w Oksfordzie.
- Nic dziwnego, że nie zdążyliśmy się poznać. Nie to co oni. – wskazuję na dzieci, które teraz rzucają w siebie wiśniami. Mama mnie zabije za te czerwone plamy na ubraniach. To nic.

- Dziękuję pani bardzo, wrócę po nią za jakieś dwie godziny. – mówię do pani Tomlinson, która zgodziła się zająć Biancą
- To żaden problem, oni się uwielbiają. Możesz przyjść o której chcesz. – uśmiecha się tak samo jak Toby, to miłe
- Dziękuję – mówię jeszcze raz i zostawiam siostrę pod opieką jej teściowej.

Biegam. Słucham ‘’Forever Young’’. Żyję.
Zamykam oczy i pozwalam moim nogom nieść mnie dokądkolwiek.
- Forever young, I wanna be forever young. Do you really want to live forever, forever or never. Forever young, I wanna be forever young. Do you really want to live forever, forever or never!
- So many adventures couldn't happen today, So many songs we forgot to play, So many dreams are swinging out of the blue, We let them come true.
Obracam głowę. To nie jest tylko mój głos. Słyszę coś innego. Kogoś.
- Bu! – śmieje się
- Louis! Idioto! – krzyczę
- Ślicznie śpiewasz.
Nie ma to jak robić z siebie idiotkę i to od samego rana.
- Wiem, dziękuję. – pokazuję mu język – Za to Ty fałszujesz i piszczysz jak zagłodzona mysz.
- No wiesz co? Foch.
- Fochaj się. Ja lecę. – przyspieszam a on zostaje w tyle
Po chwili jest już obok mnie.
- Ścigamy się?
- Odzywasz się?
- Zastanowię się. To jak?
- Ok. Do Żółtej Polanki.
- Już wygrałem.
- Nie wątpię. Start.
Biegnę, biegnę, biegnę. Wygram.
Pierwsza dobiegam na miejsce i rzucam się na mlecze, czy jak kto woli mniszki lekarskie. Po chwili jest i Louis.
- Dawałem Ci fory. – mówi zdyszany i kładzie się obok mnie
- Oczywiście. Przecież wiem.
- Cieszę się. Kiedyś zrobimy powtórkę i wtedy nie licz na litość.
- Ja zawsze wygrywam, wybacz skarbie.
- Chyba w snach.
Leżymy tak przez jakiś czas, patrząc na zachodzące letnie słońce, które roztacza wokół siebie czerwono-złotą poświatę.
- Let's dance in style, let's dance for a while, Heaven can wait, we're only watching the skies.
Louis zaczyna śpiewać. Dołączam się. Nagle chłopak się podnosi I wyciąga do mnie rękę.
- Zatańczymy?
- Tutaj? Teraz?
- Czemu nie?
Idiota.
- Jasne.
Ten taniec to jedna wielka masakra, dziwię się że ktoś nas jeszcze za to nie ukarał, ale mimo wszystko świetnie się bawię. Chyba mam przyjaciela.

Otwórz okno
Przeczytałam smsa od Pana Idioty. 07:01, niedziela, człowiek śpi. Normalny człowiek śpi. Ja śpię!
Ignoruję to.
07:03 Otwórz to cholerne okno! Ignoruj dalej.
07:05 OCTAVIA! Ooo, użył mojego imienia, jest mocno wkurzony. To chyba dobrze.
07:06 Forever Young, I wanna… Ignoruj, ignoruj, ignoruj.
Zaczyna rzucać czymś w moje okno. Gratuluję pomysłu.
Otwieram je i wychylam się by go zobaczyć. Dostaję winogronem w twarz.
- Nie cierpię winogron idioto!
- Wiem.
Rzucił jeszcze raz i owoc wpadł mi za dekolt. Louis się śmieje.
- Nie żyjesz.
Zamykam okno. Nie obchodzi mnie jak wyglądam, wybiegam na dwór i rzucam się na chłopaka. Nie sprzeciwia się, kiedy próbuję uniemożliwić mu ruchy.
- Owocka? – pyta
- Daj. – odpowiadam i rozgniatam mu winogrona na twarzy. – Trzeba dbać o urodę, skarbie.
- Zostaw moja piękną twarz!
- Nawet z tą maseczką mi nie dorównasz, ale jak chcesz się ze mną przyjaźnić musisz być przynajmniej znośny.
- Dlaczego ja Cię w ogóle lubie?
Obraca nas tak że to teraz ja nie mogę się ruszać.
- Jestem idealna, zapomniałeś?
- Jak mógłbym.
Wysyłam mu buziaka.
- Dlaczego mnie obudziłeś o tej godzinie?
- Taki kaprys. Chodźmy na lody.
- Przecież wszędzie jest zamknięte.
- Będę rzucał winogronami tak długo aż nam je dadzą.
- Nie ma to jak umiejętność przekonywania. Daj mi sekundę, tylko się ogarnę.

- Jakie chcesz te lody?
- Jakiekolwiek, tylko nie różowe i najlepiej z karmelem.
- Różowy to jakiś smak?
- Kolor. Nie lubię różowych lodów.
- Jakie masz wymagania, królewno.
Znika w budce na chwilę, a ja przyglądam się parze nastolatków całujących się na ławce naprzeciwko mnie. Mają może po 14 lat i osobiście uważam, że to trochę żałosne. Ale trudno, dzieciaki teraz szybciej dojrzewają.
- Tadaaaam! – słyszę za uchem melodyjny głos Lou i odwracam się. – Smacznego życzę.
- Idiota. – oczywiście kupił mi truskawkowe lody.
- Wiem, wiem, jestem najlepszy.
- I najsłodszy. – wycieram te lody w jego koszulkę
- Ej no! To nowa koszulka!
- Ojeju, wybacz. – znów wysyłam mu buziaka
W odpowiedzi całą twarz mam w jego… pistacjowych poznając po smaku lodach.
- Teraz oboje jesteśmy najsłodsi. - Przesuwa palcem po moim policzku i oblizuje go delektując się smakiem pistacji. – Mniam.

- Nie dogonisz mnie! – krzyczy Bianca jadąc na swoim nowym różowiutkim rowerku.
- Masz rację! Nie dogonię Cię!
- Panna Idealna się poddaje? – słyszę kpiny za swoimi plecami
- Daję fory, proszę Pana. – mówię i przytulam się do Louisa
- Patrz, mam nowy rower! – wykrzykuje Bianca do Toby’ego, który podjechał do niej na zielonej hulajnodze.
- Różowy jest brzydki.
- Sam jesteś brzydki.
Normalnie jakbym widziała siebie i Louisa. Słodziaki.
- Nie zamierzasz mi dać nawet jednego dnia spokoju, co?
- Nie, nie zamierzam. Wymęczę Cię tak, że na samą myśl o mnie będzie Ci niedobrze.
- Ekhm, zły cel sobie obrałeś.
- Nie oceniaj mnie, skarbie.
- Jakżebym śmiała. Kawki?
- Marochino z podwójną czekoladą.
- Mogę Ci zaproponować Espresso.
- Twoja hojność jest bezgraniczna.
- Całuj rączki. – wyciągam w jego stronę dłoń, którą delikatnie całuje.

Stawiam gorące kawy na stoliku tak jak przed kilkoma dniami. Louisa nie ma. Po chwili wyjeżdża na hulajnodze swojego brata goniąc roześmiane dzieciaki, które ledwo mieszczą się razem na malutkim rowerku. Mówiłam już, że Tomlinson jest Idiotą?
Bianca i Toby zeskakują z roweru i wbiegają do domu uciekając przed tym psychopatą. To moja okazja. Biorę ten niby rower i próbuję jechać, mimo że moje kolana obijają się o kierownicę. To nic.
- Jesteś głupia!
- Ty jesteś głupszy!
- Cała jesteś naj, więc licz się z konsekwencjami, skarbie!
- Wiecznie młoda, nie głupia!
Nie wiem czy specjalnie, czy też przypadkiem (choć uważam, że przypadki nie istnieją) wjeżdżamy na siebie przewracając się na miękką trawkę.
- Mój rower! – krzyczy Bianca, biegnąc w stronę tego czegoś co z pewnością już nie było rowerem
Ja i Lou śmiejemy się okropnie nie mogąc przestać.
- Mam wiecznie młodą przyjaciółkę, powiadasz.
- Wiecznie.
Całuje mnie. Odwzajemniam pocałunek.
- Wieczni przyjaciele? – pyta po chwili
- Wieczni przyjaciele.

by Ell
Jestem skromna i bardzo z siebie dumna.
Mam nadzieję, że to dobry imagin na powrót.
Nadal Was kocham.
I Was moje cudowne SzP
I Ciebie Lou.
Do napisania.
Bye :*****

4 komentarze:

  1. Tesknilem za tobą :*

    OdpowiedzUsuń
  2. NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE! Ja nadrobiłam! Dlaczego?! Imagin jak zawsze super, tylko nie wiem czemu oni po pocałunku mówią, że będą przyjaciółmi. Wtf? Dobra, koniec mojego gadania i rozpaczania. Czekam na następny imagin i zapraszam do mnie: http://przypadekzniallemhoranemff.blogspot.com/?m=1 i http://icantchangefanfiction.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i jeszcze jedno: Czy zgłaszanie się do pisania imaginów jest nadal możliwe?

      Usuń
    2. Masz na myśli zamówienie imagina czy zgłoszenie do pisania z nami imaginów? :)

      Usuń