Idę spokojnym krokiem w miejsce
które było zapisane na kartce, którą wcześniej znalazłem. Pewnie nie ma tam
niczego szczególnego, ale interesuje mnie, kto zostawił adres jakiejś rudery w
szparze w drewnianej ławce w parku. Mała szansa, że kogoś tam spotkam, ale nie
mogę być pewien w stu procentach, że nikogo tam nie spotkam.
Mam rację, myśląc, że nie ma nic
szczególnego w tym miejscu. Jakaś szara dziura otoczona budynkami
zaprojektowanymi przez architektów bez wyobraźni. Po co ktoś miałby zostawiać
ten adres w parku? Gdyby jeszcze było tu coś ładnego, piękno natury, jakieś
jezioro, drzewo, czy coś… Nie. Kompletna szara pustka. Skoro już tu jestem
postanawiam zostać na chwilę, by spróbować odkryć fenomen tego miejsca. Osoba,
dzięki której tu jestem, musiała mieć jakiś powód, by zostawić tam ten adres.
Siadam na betonie i słyszę czyjeś
kroki. Odwracam się gwałtownie i widzę dziewczynę. Jest niska i szczupła. Ma
smukłą figurę, jestem pewien, że uprawia jakiś sport. Jej gęste kasztanowe loki
są upięte w kucyk. Chyba właśnie biegała, bo jej oddech jest nierównomierny. A
poza tym ma na sobie sportowy strój, na którym widać delikatne ślady potu.
– Co tu robisz? – pytanie jest
chyba skierowane do mnie, ale nie jestem pewien, bo nie patrzy na mnie.
– Siedzę, nie widać? – odpowiadam
i pokazuję jej kartkę, którą znalazłem w parku.
Dziewczyna bierze ją ode mnie i uśmiecha się szeroko.
– Ach –
śmieje się – Znalazłeś ją. Zostawiłam ją tam wieki temu i całkowicie
zapomniałam. Byłam pewna, że deszcz już dawno ją zniszczył.
– To
dziwne, że nie zniszczył. Dlaczego to miejsce? – zadaje pytanie, które dręczy
mnie odkąd tu przyszedłem. Dziewczyna siada obok mnie.
– Nie wiem.
Według mnie ma jakiś urok, ale ja z reguły lubię rzeczy, które innym wydają się
dziwne. – mówi wpatrując się w przestrzeń.
– Na
przykład?
– Zwykle
nie mówię tego ludziom, których imienia nawet nie znam. – wreszcie, chyba po raz
pierwszy patrzy na mnie i mam wrażenie, że czeka, aż się przedstawię.
– Jestem Liam.
– mówię i przeczesuję włosy lewą ręką, dopiero po chwili zdając sobie sprawę,
że musiało to wyglądać snobistycznie, ale brunetka zaczyna się śmiać, co
odbieram jako odebranie tego gestu jako żart.
– [T.I.]–
odpowiada.
– Naprawdę
nie potrafię ogarnąć co tu jest nadzwyczajnego. Wszystko jest takie… zwykłe.
– I właśnie
to jest wyjątkowe. Poza tym tu jest cicho. Nie słychać oni samochodów, ani
śpiewu ptaków, ani niczego innego. Panuje taka idealna cisza jak niemal
nigdzie, posłuchaj – mówi i cichnie.
Ma racje. Nie potrafię wychwycić zupełnie żadnego dźwięku i uświadamiam sobie, że jeszcze nigdy nie słyszałem zupełnej ciszy.
Ma racje. Nie potrafię wychwycić zupełnie żadnego dźwięku i uświadamiam sobie, że jeszcze nigdy nie słyszałem zupełnej ciszy.
– Jak to w
ogóle możliwe? - ciężko jest mi przerwać ciszę, ale naprawdę intryguje mnie to.
– Nie mam
pojęcia. To jedyne takie miejsce jakie znam. Ale teraz znam je nie tylko ja. To
tak jakby niechcący zdradzić czyjś sekret. Czuję się okropnie. – mówi szybko.
– Naprawdę?
– kiwa głową.
– Masz ochotę na gorącą
czekoladę? – pyta nagle – Mieszkam tu niedaleko, a zaczyna się robić zimno.
Ogólnie było już zimno. I w sumie
to normalne jak na tę porę roku. Jest późna jesień a [T.I] ma na sobie
koszulkę z krótkim rękawem i cienkie legginsy, podczas gdy ja niedawno przerzuciłem się na zimową
kurtkę.
– Jasne
– odpowiadam.
Wstajemy, a w drodze do domu [T.I.]
mówi, że podoba jej się moje imię, właśnie z tego samego powodu co tamto
miejsce. Bo jest zajebiście zwyczajne. Tylko nie używa słowa zajebiście. Jakoś
mi ono nie pasuje do jej delikatności i gracji.
Okazuje
się, że jej dom jest tak naprawdę malutkim mieszkankiem w jednej z pobliskich
kamienic, a większą jego część zajmuje fortepian i wbrew moim oczekiwaniom nie
jest w nim o wiele cieplej niż na zewnątrz. Na wstępie dostaję wełniany koc w
kratkę i przeprosiny za temperaturę.
– Jeszcze
nie włączyli ogrzewania – tłumaczy a ja kiwam głową. Staram się ją zrozumieć.
Dziewczyna
podaje mi kubek gorącej czekolady, a ja upijam łyk i krzywię się. Nigdy nie
lubiłem tego napoju.
– Nie
smakuje ci? – pyta
– Smakuje –
poprawiam się. Nie chcę sprawić jej przykrości – Mieszkasz tutaj sama?
Kiwa głową. Nie wiem co powiedzieć, ale odpowiada mi ta
cisza. Wpatruję się w nią, a ona we mnie. Sączy swoją czekoladę powoli.
–
Zapomniałam o imbirze! – krzyczy nagle i gwałtownie wstaje, a jej napój wypływa
z kubka na koc – Kurwa!
Wspominałem o tym, że jej osoba jest zbyt wyrafinowana na
przekleństwa? Miałem rację. Kompletnie to do niej nie pasuje.
– Nie mam
więcej koców – mówi zrozpaczona – Nieważne. Piłeś kiedyś czekoladę z imbirem? –
kręcę głową – Przepyszna jest.
I zaraz
dosypuje mi do czekolady zmielony imbir. Co to w ogóle za pomysł, żeby pić
czekoladę z imbirem?
– Podzielę
się z tobą moim kocem – mówię i upijam łyk napoju. Smakuje inaczej, ale czy
lepiej…?
Pokazuję
miejsce obok siebie i oddaję jej swoją czekoladę. Siada obok mnie.
– Często
zapraszasz zupełnie obcych ludzi do domu? – pytam, patrząc na nią. Dopiero z
tej odległości zaczynam zauważać prawdziwe oblicze jej urody. Nie ma
nieskazitelnej cery, a jej oczy mają zwykły brązowy kolor. Nie ma w niej nic
nadzwyczajnego. Nawet jej mysie włosy, które teraz spadają luźno na ramiona nie
są gładkie i lśniące. Nie jest idealna i chyba zdaje sobie z tego sprawę, bo
gdy orientuje się, że się jej przyglądam odwraca wzrok, speszona. Jakby jeszcze
założyła okulary byłaby jak typowa kujonka z mojej szkoły. Mimo to, ma w sobie
dziewczęcy urok i coś, dzięki czemu mogę stwierdzić, że jest piękna.
– Tylko, że
ty nie jesteś mi zupełnie obcy – odpowiada, a ja nie wiem o co chodzi. – Liceum
Hester. – to nazwa mojej szkoły. I chyba jej szkoły także.
– Chodzimy razem do szkoły? – pytam, a
ona kiwa głową
– Łacina, literatura
angielska, historia i muzyka – wylicza
– Chodzisz
na muzykę? Niemożliwe.
To naprawę
jest niemożliwe. To zajęcia dla naprawdę zaawansowanych i nasza grupa liczy
tylko dwanaście osób. Znam wszystkich doskonale.
– Chodziłam
na muzykę przez pierwsze dwa tygodnie semestru, ale bardzo odstawałam od
reszty, więc się wypisałam – odpowiada. Dużo osób się wtedy wypisało. To nie
jest dziwne, że wcześniej jej nie zauważyłem.
–
Przepraszam. Naprawdę cię nie kojarzę.
– W
porządku. Nie lubię się wyróżniać
– Ale
nigdy? Dlaczego? – pytam, zdziwiony
– To nie w
moim stylu. Rozmawianie z lubianym chłopakiem, pijąc czekoladę też nie jest w
moim stylu, to znaczy, czekolada tak, tylko ty nie jesteś w moim stylu.
Ta dziewczyna jest naprawę intrygująca.
– To szkoda,
bo zdaje się, że ty jesteś w moim stylu – uśmiecham się, a ona spogląda na mnie
zaskoczona. Kiwam głową.
Mam wrażenie, że ta dziewczyna kompletnie nie wie, jak się
teraz zachować
– Zawsze
jeszcze możemy zacząć się zauważać. Może w końcu zwrócisz na mnie uwagę – mówię
wolno – pewnie dużo się będę musiał starać…
– Co jest
we mnie takiego? – pyta, patrząc nagle mi w oczy – mam wrażenie, kłamiesz, żeby
nie było mi przykro.
– To ty
skłamałaś pierwsza. Jak powiedziałaś, że nawet nie znasz mojego imienia, że ogólnie mnie nie znasz.
– Czy to
oznacza, że przyznajesz się do kłamstwa? – mówi, podnosząc brwi, jakby chciała
mi coś udowodnić.
– Nie! Z
zasadzie chciałem cię zaprosić do kina, albo ja jakiś spacer, ale jeśli nie
chcesz…
– Nie
zadaję się z kłamcami – mówi, ale powoli na jej ustach pojawia się uśmiech
– Kino i
kolacja? – proponuję
– Nie
kupisz mnie – teraz już pokazuje zęby z uśmiechu
– Przyjdę
po ciebie w piątek o 7. Ale teraz muszę się już zbierać.
Pierwszy imagin po przerwie, co o nim myślicie? Jak dla mnie, nawet nie jest taki zły. Jak ładnie poprosicie może napiszę drugą część, to zależy tylko od Was.
I pamiętajcie: CZYTASZ=KOMENTUJESZ
BY ARIEL :*