,,Miłość jest wtedy gdy jesteś przy kimś i on sprawia że jesteś szczęśliwy''

czwartek, 14 stycznia 2016

Louis || ARIEL

            On był jednym z tych chłopaków, grających wieczorami w małych knajpach, żeby zarobić zapewne marne pieniądze. Nigdy nie rozstawał się z gitarą, nigdy nie widziałam go bez niej. To znaczy, nie to, że widywałam go jakoś często. Po prostu, zwracałam na niego uwagę. Zawsze wiedziałam, kiedy akurat gra, żeby przyjść posłuchać. A nawet nie wiedziałam jak ma na imię.
            Sama nie rzucałam się zbytnio w oczy. Nawet nie zależało mi na tym, żeby go poznać. Po prostu strasznie podobał mi się jego głos i ni przepuściłabym okazji, aby go usłyszeć.
            - Przychodzisz tu codziennie, czy tylko wtedy kiedy ja tutaj jestem? – usłyszałam zza siebie. Odwróciłam się gwałtownie i zobaczyłam chłopaka z gitarą.
            Prawdopodobnie w tamtym momencie stałam się burakiem.
            - Jestem Louis – podał mi rękę
            - [T.I] – przedstawiłam się, a chłopak usiadł obok mnie.
            - To jak? – zapytał – ktoś tutaj w ogóle przychodzi z własnej woli?
            - Jak widzisz… jestem tu – odpowiedziałam krótko, nie wiedząc co mówię.
Naprawdę nie mogłam uwierzyć, że siedzimy przy jednym stoliku i po prostu sobie gawędzimy
            - Doszukuję się jakiegoś powodu. – uśmiechnął się, a jego oczy zabłyszczały – Mógłby być nim ten wysoki barman Kyle, albo Tony, ale wątpię, żebyś chciała czterdziestoletniego żonatego faceta z dość, cóż, okazałą tkanką tłuszczową. – zaśmiał się ze swojego żartu – No i jest jeszcze jedna opcja
            - Oh, naprawdę? Jaka? – Czy ja naprawdę to powiedziałam? Dziewczyno, twoja inteligencja przerasta czasem górę lodową.
- W innych okolicznościach zaprosił bym cię na kawę, ale chyba nie wypada iść do konkurencji, a tutaj kawa jest okropna. Tak jak wszystko inne. Naprawdę się poświęcasz dla osoby, dla której tu przychodzisz. Serio, może zawołam Kyle’a. KYYLEE! – wydarł się na cały lokal
- Mój Boże, nie rób tego… - powiedziałam cicho, a on jeszcze głośniej wykrzyczał imię barmana
- Nie mogę teraz Lou, mam klientów – usłyszeliśmy, a ja odetchnęłam z ulgą.
- Nie rób wstydu – odezwałam się od razu do Louisa, a on uśmiechnął się, pokazując zęby
- Nie robię sobie wstydu. Wszyscy mnie tu znają. Ciebie w zasadzie też.
- Nie prawda! – Okay. Naprawdę mnie to zdziwiło. Skąd niby mieliby mnie znać?
- Kyle ciągle o tobie mówi. Jeśli chcesz, umówię was, serio. To żaden problem. KYLE!
- Nie podoba mi się Kyle! To nie dla niego tu przychodzę! – powiedziałam prawie tak głośno jak on. Zdecydowanie za głośno
- Oh, tak? Kto w takim razie? – I tutaj mnie miał.
- Już wiesz kto. Dlaczego mnie dalej ciśniesz? – zapytałam, nie patrząc mu w oczy.
- Bo chcę to usłyszeć. Poza tym, tak uroczo się rumienisz. Okay, okay, w porządku. Chodźmy.
I po prostu złapał swoją gitarę i pociągnął mnie za sobą.
- Hej! Gdzie idziemy?
- Po prostu. Na spacer. Jak to przyjaciele – odpowiedział jakgdyby nigdy nic.
- Nie wiem, czy zauważyłeś, ale nie jesteśmy przyjaciółmi. Właściwie to w ogóle się nie znamy! – byłam już naprawdę skonfundowana.
- Nie mów, że ci to nie odpowiada – zaśmiał się i pokazał zęby – przestań, przecież nie jestem jakimś zboczonym stalkerem, który ma wszystkie twoje zdjęcia z dzieciństwa
- A skąd mam wiedzieć? – zapytałam, coraz bardziej przerażona. On już chyba to zauważył
- W porządku. Po prostu chcę cię poznać, okay? – zapewnił, całkowicie zmieniając ton.
- Okay – uśmiechnęłam się
- Może okay będzie naszym zawsze?
- Boże, musiałeś? To takie… tandetne
- Sorry – Okay, jego uśmiech znacznie lepiej wygląda z bliska – żarty się mnie dziś trzymają.
Zaśmiałam się lekceważącym tonem.
- A tak serio – zaczął, naprawdę poważnie, co tak bardzo mi do niego nie pasowało – Co jest we mnie takiego? No wiesz… Wiesz o co mi chodzi… - zaśmiał się i wyglądało na to, że naprawdę zabrakło mu słów
- Tak, ale… nie bardzo wiem, co powiedzieć. To… twój głos, sama nie wiem, jakoś tak rozpływam się jak go słyszę, po prostu.
- Mój głos? Ten głos?
Well, you done done me and you bet I felt it
I tried to be chill but you're so hot that I melted
I fell right through the cracks
Now I'm trying to get back
Before the cool dawn run out
I'll be giving it my bestest
And nothing's gonna stop me but divine intervention
I reckon, it's again my turn
To win some or learn some

But I won't hesitate, no more, no more
It cannot wait, I'm yours!


 Well, open up your mind and see like me
Open up your plans and damn you're free
Look into your heart and you'll find love, love, love, love
Listen to the music of the moment, people dance and sing
We're just one big family
And it's our God-forsaken right to be loved, loved, loved, loved, loved…


Uff, napisane. 
Wiem, że jest króciutki, naprawdę jestem zachwycona tym imaginem, jest chyba moim ulubionym dotychczas. Uwielbiam takie niedokończone opowieści, czy to książka, czy opowiadanie, dlatego, że czytelnik może sam sobie obmyślić zakończenie. Naprawdę! Czasem mam ochotę skończyć książkę 30 stron wcześniej, bo tam według mnie powinna się skończyć. Bo mogłabym zakończenie wymyślić sama, a wtedy byłoby idealne. 
Więc teraz, możecie być pewni, że ode mnie będzie się pojawiać dużo imaginów, właśnie takich jakby niedokończonych. 
Jeśli macie takie życzenie, możecie napisać, jakie byłoby idealne zakończenie tego imagina, ba! byłabym zachwycona, jakby ktoś napisał własną interpretację zakończenia, chociażby w kilku zdaniach. 

LOVE, ARIEL



2 komentarze:

  1. Oby z twojej strony były takie opowiadania bo naprawdę świetne :D Czytam to sobie już któryś raz i za każdym razem inne zakończenie :3 Może imaginy będą pojawiać sie częściej hmmm ? Nie tylko od ciebie ale od innych też bo naprawdę super strona ;) Pozdrawiam Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy nowy imagin? ;)

    OdpowiedzUsuń