Echh, powrót, tak?
Witajcie!
To co teraz napisałam przeraża mnie. Ale to chyba dobrze. Nowa inspiracja. Taaak.
Już nic więcej nudzę.
Ale KONIECZNIE WŁĄCZ TO
Powodzenia, jeśli zaczniesz to czytać.
Zło jest wszędzie.
Nie da się go zniszczyć.
Nikt nie chce walczyć.
Jedynym wyjściem jest koniec.
Koniec i początek.
Teraz.
- Do zobaczenia.
- Żegnaj.
‘’Kocham Cię’’ wyszeptali
Teraz.
Koniec.
Wtedy było ciepło. Stada mew
spacerowały po piasku. Ona także. Była tam sama. Morskie fale omywały jej
stopy. Skóra piszczała ze spiekoty, ale ten ból jej nie przeszkadzał.
Rozmawiała z ptakami. Zobaczyła w oddali zarysy ciał. Nie znała nikogo. Zatrzymała
się i obserwowała, a ptaki ucichły. Ktoś ruszył biegiem w jej kierunku.
Pierwszy raz poczuła strach. Krew stała się gorąca. Widziała, że to ktoś inny
niż ona. Zatrzymał się tuż przed nią. Spojrzeli sobie w oczy. Słońce
przesłoniły chmury, a morze posiekały rosnące szare fale. Żadne z nich nic nie
rozumiało, wiedzieli tylko, że to przejaw zła. Każde poczyniło krok do przodu. Poczuli
wstrząs i spostrzegli, że ziemia się obsuwa. Ogromna fala pochłonęła Atlantydę,
czyniąc z niej podwodne królestwo.
~~~~~~~~~~~~~~
Lekki wiatr owiewał jego twarz. Jego
koń dumnie kroczył ulicami miasta, a on sam napawał się widokiem piękna jakie
go otacza. Mieszkańcy obserwowali przybysza, szeptem o nim rozmawiając. Był
obcy, ale tak majestatyczny, że nikt nie ważył się go zatrzymać. Miał w sobie
jakąś siłe, choć sam nie był jej świadom. Jego zbroja lśniła w słońcu. Było to
samo południe. Nagle jakaś kobieta wybiegła, sprawiając, że czarny koń
zatrzymał się. Nie wiedziała, kto to, ale czuła, że za ten uczynek zostanie
ukarana. Czuł jak jego serce zaczyna szybciej bić. Mężczyzna popatrzył na nią.
Ich spojrzenia zbiegły się. Słup ognia wydobył się z paszczy wulkanu,
znajdującego się nieopodal miasta. Kłęby dymu spowiły mieszkańców, wpadających
w panikę. Ludzie uciekali, a tych dwoje nieprzerwanie wpatrywało się w swoje
oczy. Wybuch Wezuwiusza zniszczył Pompeje.
~~~~~~~~~~~~~~
Szła wolnym krokiem, patrząc przed
siebie, z dłońmi splecionymi na brzuchu. Kimono ograniczało jej ruchy. Przemierzała
aleję obsadzoną wiśniami, dążąc do portu. Nie była ucieszona. Zapach kwiatów
wiśni nie sprawiał jej radości tak jak przed laty. Ale nie mogła przeciwstawić się decyzji ojca. Nie uroniła mimo to żadnej
łzy, a oczy jej były puste. Dotarła do portu. Morze było spokojne, więc zbliżyła
się, by spojrzeć na wodę. Wiedziała, że może nigdy wiecej nie zobaczyć tego
miejsca. Usłyszała głos ojca, musiała już iść. Odwróciła się i zobaczyła
chłopaka. Nie był tutejszy. Wyciągał do niej dłoń, w której trzymał gałązki z
drzewa wiśniowego. Czuła, że krew staje się gorętsza. Ona jedynie stała nieruchomo, wpatrując się w
jego oczy. Ziemia zatrzęsła się
gwałtownie. Po prowincji Shang Shi zostały jedynie zgliszcza.
~~~~~~~~~~~~~~
Miał słuchawki na uszach i walkmana w
kieszeni. Wsłuchał się w utwory Depeche Mode i spuścił głowę, nie zwracając
zupełnej uwagi na przechodniów. Kaptur co chwila spadał, a chłopak nieustannie
poprawiał go. Był obojętny. Chciał jak najszybciej
wrócić do domu. Zatrzymał się na przystanku. Z Broadwayu czekała go jednak
długa droga. Kątem oka zauważył, że ktoś zatrzymuje się obok niego. Kaptur znów
zsunął się z jego włosów. Nie spojrzał na tą osobę. Poczuł, że dotyka jego
łokcia. Zdjął słuchawki i usłyszał ciche pytanie ‘’Przeraszam, wiesz może,
która godzina?’’. Spojrzał na zegarek. ‘’Za kwadrans dziewiąta’’ odpowiedział i
spojrzał na dziewczynę. Uśmiechnęła się lekko. Patrzył w jej oczy. Krew
przyspieszyła swój bieg. Chciał się uśmiechnąć. Głośny huk przerwał to
wszystko. Samolot uderzył w World Trade Center.
~~~~~~~~~~~~~~
- Mamo, wychodzę! – krzyknęła i
zatrzasnęła za sobą drzwi
Zbiegła po schodach i czym prędzej
ruszyła w kierunku mieszkania swojej przyjaciółki. Słońce tego dnia
zdecydowanie przesadzało. Dziewczyna prawie biegła. Dostała smsa. ‘’ Nie mogę
się dziś z Tobą spotkać. Przełóżmy to na jutru, Buziaki. :*’’
- Zajebiście.
Zmęczona, zwolniła kroku i
postanowiła odwiedzić księgarnię. Od dawna czekała na pewną książke, ale nie
bardzo miała okazję by na nią trafić. Weszła do księgarni z uśmiechem i
automatycznie zaczęła się rozglądać za upragnionym egzemplarzem. Jak zwykle
była rozczarowana, ale w ostatniej chwili zobaczyła ‘’Niewyjaśnione katastrofy’’.
-Znalazłam Cię! – jej słowa zlały się
ze słowami chłopaka, który w tym samym czasie krzyknął ‘’Znalazłem Cię!’’ i dotknął
grzbietu książki muskając tym samym dłoń dziewczyny.
Spojrzeli na siebie i roześmiali się.
Kilka książek spadło na ziemię. Nadal się śmiali.
- Znam Cię – wypowiedzieli równocześnie
- Wiem – odpowiedzieli sobie
- To Twoja sprawka – mówili ciągle
się synchronizując
- Nasza.
Przez moment oboje milczeli.
- Czekaj.
- Czekam.
- Widzisz to? – zapytał
- Nic nie widzę.
- Nic się nie dzieje. Rozmawiamy.
Znów milczeli. Nadal nic się nie
działo.
- Jak masz na imię? – zapytał
- Nadia. A Ty?
- Louis. Dziwnie, prawda?
- Tak. Nie pasuje to do Ciebie.
- Czasy trochę się zmieniły.
- Trochę. Pojęcie względne.
- Tak. Wiesz, po tym wszystkim myślę,
że popełniliśmy błąd.
- A ja tak nie uważam. Spójrz na to
wszystko, co udało się osiągnąć ludziom. Ja jestem dumna.
- Ale spójrz na to ile szkód
wyrządziliśmy.
- Tylko po to, żeby przypomnieć
ludziom, że świat nie należy do nich. To mu tutaj panujemy.
- Za to Cię kochałem. Wciąż Cie
kocham Nadio.
- Ja Też Cię kocham, Louisie.
Miłość wszystko zaczeła i miłość to
skończy.
Teraz.
ELL
Krótko, Wiem. Ale to miało być krótkie.
Gratuluję, jeśli nie przerwaliście w połowie.
Do zobaczenia.
Super jak zawsze uwielbiam twoje opowiadania :D i może teraz "najbliższy czas" będzie krótszy :P Pozdrawiam buziaki :*
OdpowiedzUsuńMoże coś nowego ? :3
OdpowiedzUsuń